Na Białorusi demonstracje trwają nieprzerwanie od 73 dni. Liderzy opozycji są regularnie zatrzymywani i pacyfikowani. W niedzielę, 11 października 2020, zatrzymano ponad 700 protestujących, wobec których zostały użyte armatki wodne i granaty hukowe. W poniedziałek, 12 października 2020, białoruskie MSW wydało decyzję dającą możliwość użycia broni palnej przeciwko protestującym. Swiatłana Cichanouska grozi masowym strajkiem robotników, jeśli prezydent Aleksander Łukaszenko nie złoży rezygnacji w ciągu najbliższych 13 dni. Protesty nie ustają.
Katarzyna Peszyńska-Drews: Jak na Białorusi wygląda sytuacja po wyborach?
Hanna Liubakova: Protesty nadal trwają. To jest białoruski zryw społeczny. Protestują wszyscy – od pracowników zakładów państwowych po młodych ludzi z sektora IT, kobiety, mężczyźn, młodzież, osoby starsze. Dużo się mówiło o tym, że protesty będą ustawać, ale one nie słabną. Zmienia się ich format, taktyka. Zmianie ulegają także formy represji, które się nasilają, ale protesty cały czas trwają. Są zdecentralizowane, a ludzie wychodzą na ulicę niezależnie od tego, czy ktoś o tym pisze na mediach społecznościowych czy nie. Protest przybiera różną formę: ludzie śpiewają w metrze czy skandują w centrach handlowych. Czegoś takiego jeszcze na Białorusi nie było.
Katarzyna Peszyńska-Drews: Kobiety wyraźnie odgrywają ogromną rolę w protestach. Czy jest to według Ciebie rewolucja kobieca?
Hanna Liubakova: To nie jest rewolucja, która dotyczy tylko jednej płci. Kobiety faktycznie odgrywają ogromną rolę w ruchu protestacyjnym, a ich działania są bardzo skuteczne i widoczne. Ich zryw jest symboliczny. Protestują nie tylko przeciwko dyktaturze, ale przeciwko przemocy i brutalności stosowanej przez służby mundurowe, która dotknęła wszystkich i to był główny powód ich mobilizacji. Ale nie jest to rewolucja kobieca, jest to rewolucja społeczna.
Katarzyna Peszyńska-Drews: Wybory odbyły się 9 sierpnia, a protesty trwają do dzisiaj.
Hanna Liubakova: Protesty nie ustają, mimo tego, że odbywają się niejako „po godzinach”, każdy w pierwszej kolejności musi iść do pracy, zadbać o siebie i rodzinę. Jednak mimo to intensywność protestów nie maleje, co dobitnie świadczy o tym, że ludzie nie wyrażają zgody na dotychczasowy status quo, nie zgadzają się z wynikami wyborów, nie akceptują tego, że Łukaszenka nadal nazywa siebie prezydentem.
Różnica między tym co jest teraz, a tym, co było wcześniej, jest taka, że wybory od 1994 nigdy nie były praworządne, ale Łukaszenka miał jakieś poparcie społeczne. Ciężko powiedzieć, jaki to był procent, może 30%, a może 50%, bo nie mamy narzędzi, żeby to zmierzyć, ale faktycznie to poparcie istniało. Teraz jego kłamstwa kolą w oczy. Kiedy Łukaszenka ogłosił po wyborach, że ma poparcie rzędu 80% to było to oczywiste kłamstwo, z którego ludzie zdają sobie sprawę. Przez wyborami jeździłam na wiece wyborcze Cichanouskiej i reszty kandydatów i nawet w małych miejscowościach opozycyjni kandydaci zbierali setki a nawet tysiące zwolenników na organizowanych przez siebie wiecach. Czegoś takiego Białoruś nie widziała od lat. Wcześniej protesty odbywały się głównie w Mińsku, teraz rozlały się na cały kraj. Ludzie nie akceptują kłamstwa wyborczego, uważają, że prezydentura Łukaszenki nie jest prawomocna. Cichanouską natomiast zdecydowanie uznają.
Katarzyna Peszyńska-Drews: Swiatłana Cichanouska stworzyła Radę Koordynacyjną. Czym ona jest i jak zareagował na nią Łukaszenko?
Hanna Liubakova: Rada to ciało, które powstało, żeby zaproponować Łukaszence dialog i możliwość przekazania władzy i wyjścia z kryzysu politycznego, w którym Białoruś się teraz znajduje. Odpowiedź Łukaszenki na Radę jest taka, że trzech członków zostało aresztowanych: Lilija Ułasowa, która jest mediatorką i prawniczką, Siarhiej Dyleuski, przedstawiciel komitetu strajkowego robotników oraz Wolha Kawalkowa, członkini „starej” opozycji. Paweł Łatuszka, który jest byłym ministrem kultury w rządzie Łukaszenki, musiał wyjechać, żeby uciec przed aresztowaniem. Każdy lider, który nabiera mocy, jest zagrożeniem dla Łukaszenki, dlatego wszyscy są zastraszani i pacyfikowani poprzez aresztowanie lub na inne sposoby.
Katarzyna Peszyńska-Drews: Brałaś udział w wiecach i w protestach, czy doświadczyłaś przemocy władzy na własnej skórze?
Hanna Liubakova: W wieczór wyborczy uciekałam przed specjalnymi jednostkami sił specjalnych OMON, a dookoła mnie wybuchały granaty. Wszystko zaczęło się spokojnie, protest rozpoczął się między osiemnastą a dziewiętnastą wieczorem, było jeszcze jasno, a ludzie czekali na przystanku, bo wracali z pracy. Nieopodal zaczęły gromadzić się spokojnie osoby z plakatami. Nagle pojawił się nieoznakowany samochód spec-nazu, a zamaskowani funkcjonariusze prewencji wyskoczyli z pojazdu i zaczęli rzucać w zgromadzonych granatami hukowymi.
Katarzyna Peszyńska-Drews: Co było najgorsze tego wieczoru?
Hanna Liubakova: Na naszych oczach ciężko postrzelono dziennikarkę. Następnego dnia w drodze do pracy widziałam funkcjonariuszy prewencji, którzy wrzucali granaty hukowe pod przejeżdżające samochody, przerażonych kierowców zatrzymywali i kierowali do zaparkowanych nieopodal vanów i autobusów. Pojazdy zawoziły zdezorientowanych ludzi do aresztu gdzie z miejsca byli poddawani torturom.
Katarzyna Peszyńska-Drews: Czy jesteś w stanie powiedzieć, w którą stronę zmierza ta sytuacja? Uda się zmienić coś na stałe?
Hanna Liubakova: Nie ma jednego scenariusza. Wydaje się, że zarówno Łukaszenka jak i Rosja nie mają gotowego schematu działania, ponieważ podejmowane przez nich kroki ograniczają się jedynie do reakcji na bieżące wydarzenia. Łukaszenka nie ustępuje i nie chce słuchać postulatów opozycji i protestujących. Tymczasem robi wszystko, żeby rozbić opozycję i pozbyć się wszystkich oponentów. Nawet w dość spokojny, dwudziesty szósty dzień protestów, zatrzymano około 20 osób. Wiele represji posiada charakter masowy, część koncentruje się na konkretnych osobach. To dlatego w trosce o własne życie dużo osób wyjeżdża, szczególnie tych, które są rozpoznawalne publicznie. Białoruś coraz bardziej będzie przypominała pustynię i Łukaszenka z pewnością do tego dąży.
Katarzyna Peszyńska-Drews: Wspomniałaś o Rosji, jak Moskwa wspomaga reżim Łukaszenki?
Hanna Liubakova: Do Mińska przyjechali specjaliści, którzy pomagają szerzyć w mediach i Internecie prorosyjską, prołukaszenkowską i antyzachodnią propagandę. Wojsko rosyjskie na razie nie wkracza, ale Putin zastrzegł, że rezerwa jest w pogotowiu, gdyby zaszła taka potrzeba. Nie wiem czy jest to zabieg mający na celu zastraszenie Białorusinów czy faktyczna deklaracja. Jest to na pewno wyraz poparcia Rosji dla Łukaszenki. To wsparcie z pewnością nie jest darmowe. Celem Rosji jest słaba Białoruś i słaby przywódca, który stoi na jej czele, bo łatwiej od niego wymagać, żeby szedł na ustępstwa i kontrolowany sąsiad jest wygodny. Czy Łukaszenka utrzyma władzę, czy nie, Rosja będzie dążyła, aby taki scenariusz się wypełnił.
Katarzyna Peszyńska-Drews: Cały świat patrzy na Białoruś i o niej mówi. Zachód ma zdecydowanie inny stosunek to tego, co się dzieje w Mińsku, niż Rosja.
Hanna Liubakova: Tak. Sytuacja jest bezprecedensowa. Niesamowite wyrazy solidarności płyną z całego świata, ma ona także swój wymiar praktyczny. Białorusini biorą udział w akcjach pomocowych dla członków OMONu, którzy przeszli na stronę prostujących. Pieniądze zbierane są także na kaucje dla osób więzionych oraz ludzi wypuszczonych z aresztu. Jak czujesz takie wsparcie, wiesz, że nie zostaniesz sam, to łatwiej jest angażować się politycznie. I to wsparcie, pod każdą postacią, jest bardzo ważne. Białorusini czują się dumni i tego globalnego zjednoczenia już się im nie odbierze. Naród się rodzi i to jest najważniejsze.
Hanna Liubakova – dziennikarka telewizji Biełsat oraz Radia Wolna Europa, członkini Rady Atlantyckiej.
