Polacy od lat 70. konsumują więcej niż wytwarzają. Rośnie zarówno nasz dług prywatny, jak i publiczny. To rosnące zadłużenie traktuje się jako zjawisko normalne i oczywiste. Bo jesteśmy na dorobku. Bo politycy tak mają, że obiecują więcej pieniędzy podatnikom niż jest. Bo jesteśmy coraz bogatsi, więc możemy więcej i więcej pożyczać. Bo jakoś sobie poradzimy.
Owszem, pożyczanie jest dla ludzi. Pod warunkiem że jest umiarkowane i nie służy przerzucaniu rachunków za własną konsumpcję na kogoś innego. Niestety, nasze zadłużenie nie jest ani umiarkowane, ani spłacane przez tych, którzy konsumują. Wątpliwe jest również, byśmy „sobie jakoś poradzili”. W nieodległej przyszłości czeka nas ograniczenie konsumpcji i zwiększenie podatków. Bowiem dług publiczny Polski rośnie bez względu na to, czy gospodarka rośnie szybko, czy wolno. I jest to tempo przyrostu nie do utrzymania. Jeszcze dziewięć lat temu dług publiczny na głowę obywatela wynosił niewiele ponad 7 tys. złotych. Jednak na koniec ubiegłego roku wzrósł już do ponad 15 tys. złotych na głowę każdego Polaka. Drogi czytelniku, przez niecałą dekadę dług, który przypada na ciebie, podwoił się:
Ale ten szybko rosnący dług publiczny to tylko część, i to mniejsza, zobowiązań, które w twoim imieniu zaciągnęła Polska. Oficjalne dane o długu publicznym nie odzwierciedlają zobowiązań państwa z tytułu emerytury i darmowego leczenia dla obywateli. Przy ostrożnym szacunku samych zobowiązań państwa z tytułu emerytur, dług publiczny na obywatela wynosi ponad 70 tys. złotych!
Tych danych nikt ci nie podał, ponieważ statystyka długu publicznego zaniża rzeczywiste zadłużenie Polski. Oficjalnie dług publiczny do PKB wynosi około 47 proc. Jednak prawdziwe zadłużenie publiczne wynosi ponad 200 proc. PKB! Sektor publiczny większość swych zobowiązań księguje dopiero w roku wypłaty gotówki, a nie w momencie ich powstania. Oznacza to, że prawdziwe zobowiązania Polski są znacznie wyższe niż to się oficjalnie podaje. Nie wierzysz? To powiedz, dlaczego, gdy Sejm uchwalił wcześniejsze emerytury dla górników na koszt podatników, dług publiczny nie wzrósł ani o złotówkę? Statystyka zadłużenia publicznego jest niepełna. Zobowiązania emerytalne i z tytułu darmowego leczenia są księgowane tylko w wypadku kosztów przypadających na bieżący rok budżetowy. Więc dopłaty do emerytur i koszt leczenia bieżącego roku są zaksięgowane w budżecie na rok 2009. Natomiast te same zobowiązania za rok 2010, 2011, 2012, itp nie są ujęte w oficjalnej statystyce długu publicznego. Choć oczywiście stanowią wymagalne zobowiązania skarbu państwa. Księgowość państwowego zadłużenia jest tym samym równie wiarygodna jak księgi rachunkowe aferzysty Bernarda Madoffa.
Dotychczasowy sposób przedstawiania zobowiązań Polski ma poważne negatywne skutki, zwłaszcza dla młodych i nienarodzonych Polaków. Wyższe ukryte zadłużenie dziś oznacza większe podatki oraz redukcję świadczeń w przyszłości, gdy trzeba będzie spłacić całe, zarówno to ujawnione, jak i nieujawnione w oficjalnych danych zadłużenie. Budżet państwa to tym samym mechanizm transferów międzygeneracyjnych, który zwiększa stopę życia starszych Polaków, a rachunek za konsumpcję w postaci oficjalnego długu publicznego, oraz wysokich niezewidencjonowanych zobowiązań państwa przerzuca na młodych obywateli. Rachunek ten zostanie zapłacony przez młodych oraz jeszcze nienarodzonych Polaków w wyższych podatkach oraz niższych świadczeniach i gorszej infrastrukturze publicznej. Model transferów międzygeneracyjnych wypracowany w epoce wysokiej dzietności stał się w epoce niskiej dzietności niesprawiedliwy, bowiem powoduje, że pokolenia starsze obciążają młodzież i pokolenia nienarodzone nieproporcjonalnie dużą częścią kosztów starzenia się społeczeństwa.
Na szczęście nie ma tu żadnej konieczności ani dziejowego fatalizmu. To od nas i wybranych przez nas polityków zależy, czy żyjemy rozrzutnie, czy gospodarnie. Deficyt budżetowy i rosnący dług to nie jest fatum dziejowe, lecz zwykły wybór polityczny. Przykładowo w 2006 roku, gdy nasza gospodarka dynamicznie rosła, a premierował nam Kaczyński, w Polsce mieliśmy deficyt budżetu, ale spora część Europy Zachodniej, która rosła wolniej od nas, miała nadwyżkę budżetową:
Polska w okresie szybkiego wzrostu gospodarczego miała deficyt budżetowy w wysokości -3,8 proc. PKB. Skutek naszej rozrzutności jest taki, że według Eurostatu nasze zadłużenie jako procent PKB na koniec 2006 wynosiło 47,6 proc. Natomiast w Czechach było to 30,1 proc., w Słowacji 30,4 proc., a w Rumunii 12,4 proc.
Pożyczanie to nic innego jak konsumowanie dziś zarobków dnia jutrzejszego. Jeśli przyszłość będzie dostatnia, a dług niewygórowany, poradzimy sobie. Jednak nasz dług publiczny jest ogromny, a konsumpcji dokonują inne pokolenia niż te, które będą za nią regulować rachunki.