Lewica wpada w semantyczne sidła, które sama na siebie zastawia. Jeśli czworonóg w tym przykładzie to równość, a ogon poprawność polityczna, to mam wrażenie, że zwierzak chwycił własny koniec i nie do końca wie co z tym fantem zrobić. Ale nie o same gry słowne tu idzie. Wszak ofiarą na tym poligonie są swoboda wypowiedzi i wolności obywatelskie.
Z przyjściem do parlamentu nowego narybku w postaci młodej lewicy pojawiło się wiele interesujących zjawisk. Niektóre są pozytywne, inne negatywne. Według wszelkich badań ludzi najbardziej przyciągają niestety informacje negatywne, skupmy się więc na nich. Dla przykładu, wobec tych zapalonych, rzutkich, równościowych ludzi, ale i na tle obecnie panujących, dawny lider SLD, Leszek Miller może się dziś jawić jako umiarkowany wolnorynkowiec.
Z nowych obserwowanych zjawisk wyróżnić można między innymi cenzurowanie przez lewicę innych uczestników życia społeczno-politycznego. Widać to wyraźnie w mediach społecznościowych. Furorę robi słowo „klasizm”. Otóż lewicowa cenzura objawia się tym, że działacze tychże formacji i nurtów myślowych zwracają surowo uwagę innym, jak bardzo niewskazane jest odnoszenie się do rzeczy takich jak rodowód, wykształcenie, lub, na które nie można mieć wpływu.
Z taką krytyką spotykają się Ci, którzy wspominają o rodowodzie Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Wspominanie znamienitych krewnych z przeszłości to przecież dworkowy snobizm. Inna sprawa, że tej politycznej gładkości, opromienienia, spuścizny i duchowego wsparcia przodków nie za bardzo widać.
Wielkie oburzenie na lewicy wywołało wypomnienie rzecznikowi PiS, Radosławowi Foglowi średniego tylko wykształcenia, podczas gdy Pan Fogiel porwał się na pouczanie konstytucjonalistów i profesorów prawa z dekadami doświadczenia. Nie wolno zatem w żadnym nawet kontekście wypominać komukolwiek dorobku, braku dorobku, takiego sobie wykształcenia czy czegokolwiek podobnego, bo „klasizm”.
Gdyby dla przykładu czworonoga nazwać równością a jego ogon poprawnością polityczną, to mam wrażenie, że czworonóg pochwycił i ugryzł własny ogon i nie wie co z tym fantem teraz zrobić.
Niedawno spotkałem się ze swoim dawnym wykładowcą, profesorem, którego dziś mam przyjemność nazywać swoim dobrym kolegą. Nawiązałem, że z jego wykładów zapamiętałem dobrze, gdy wspomniał o amerykańskiej organizacji broniącej swobód obywatelskich ACLU (American Civil Liberties Union).
ACLU bardzo się podzieliła i straciła część członków, bo broniła prawa do głosu w debacie neonazistom nie dlatego, że się z nimi zgadzała, przeciwnie, ale dlatego że uznawała prawo do wolności słowa za nadrzędny fundament. Stworzenie wyłomu dla jednych, staje się niebezpiecznym precedensem i początkiem ograniczenia wolności innym.
Cóż za wspaniały pokaz idealizmu i bezkompromisowej walki o prawa obywatelskie. Motto organizacji brzmi „Bo wolność sama się nie może bronić”. Na tym przykładzie widać wyraźnie jak daleko od tak pojmowanej wolności zawędrowała dziś młoda lewica.