Wczorajsza publikacja w Dzienniku Ustaw orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zaostrzenia dotychczasowego prawa antyaborcyjnego zakończyła trwający blisko trzydzieści lat „kompromis aborcyjny”. Sprawa nie jest nowa, temat wisiał nad nami od października. Coś się jednak we mnie przez ten czas zmieniło. O ile na jesieni byłam wściekła na PiS, dziś jestem zła przede wszystkim na polityków opozycji.
W sumie jak się temu przyjrzeć na spokojnie PiS realizuje politykę zgodną ze światopoglądem własnego elektoratu. Strzela kolejne gole do konserwatywnej bramki zagrzewany do walki przez swoich. Co tym czasem robi opozycja? W jaki sposób aktywnie zagospodarowuje potencjał, który dał o sobie znać podczas minionego roku?
Pamiętajmy, że rok 2020 to czas dużych sukcesów, które stoją po naszej stronie – elektoratu opozycyjnego – któremu odkąd partia Kaczyńskiego doszła do władzy wmawia się, że głosować trzeba „przeciw”, bo „za” nie ma na kogo. W ten sposób, choć partia Rafała Trzaskowskiego nijak reprezentuje postulaty liberalne, o które walczymy na ulicy, kandydat opozycji zdobył ponad 10 milionów głosów i z czarującym uśmiechem rozmienił je na drobne. Przed nim Donald Tusk z rozbrajająca szczerością stwierdził, że jak nie ma zagwarantowanej wygranej, to mu się nie chce szarpać. A Borys Budka obserwując blisko 100 tysięczny protest w Warszawie po orzeczeniu TK, zastanawiał się czy to mu się kalkuluje i czy realizacja naszych żądań im – jako partii – się opłaca.
Obserwując to wszystko, ba!, dowiadując się, że w wyniku protestów w sondażach rośnie Hołowni … nie trudno o spadek nastrojów, które od dawna są dalekie od pozytywnych. W sumie jedynym światełkiem nadziei są dla mnie same aktywistki związane z Aborcyjnym Dream Team’em, które kują żelazo póki gorące. Wykorzystując medialne zainteresowanie zbierają masę kasy na swoje działania i robią to wszystko z głową. Wiedzą, że walka z dogmatami katolickimi latami wprowadzanym przez Kościół to długi proces i zmiana narracji w tej sprawie, to równie żmudny i długotrwały temat. Szczerze mówiąc, w tej sytuacji marazmu i beznadziei, który odczuwam obserwując opozycję to one – dziewczyny z Aborcyjnego Dream Teamu – dają mi nadzieję, że nie jesteśmy same, razem damy sobie radę, tylko że póki co w coraz bardziej nielegalnym podziemiu.
Co musi się zmienić, żeby polska opozycyjna partia liberalna zaczęła walczyć o liberalne postulaty swojego elektoratu? Po tym co pokazaliśmy w zeszłym roku, w sumie nie wiem co jeszcze może się stać, aby politycy wzięli nasze hasła na sztandary i zaczęli się z nami liczyć. Na dodatek nie mam za grosz pewności, że gdy PiS wreszcie przegra, znajdą się „liberalni politycy”, którzy będą chcieli walczyć o wolny dostęp do aborcji, bo w międzyczasie właśnie taki postulat stał się dominujący wśród opozycyjnego elektoratu.
Tymczasem idę dziś wieczorem protestować, ale ***** chce mi się zupełnie kogoś innego.
Autor zdjęcia: Zuza Gałczyńska