objaśnieniem stanowiska skrajnej części europejskich socjalistów w tej sprawie.
Socjaliści, jak wiadomo głęboko wierzą, że im większa ilość pieniędzy znajdzie się w dyspozycji światłych biurokratów, którzy mechanizmami redystrybucji uszczęśliwią nas wszystkich, tym będzie nam lepiej na tym łez padole. Pozostawianie zbyt wielkiej masy pieniężnej w ręku prywatnym powoduje bezrozumne wydawanie jej przez nieodpowiedzialne jednostki. Aby jednak nas wszystkich uratować przed taką katastrofą, socjaliści widzą dwa sposoby (najlepiej stosowane łącznie) – podwyższanie podatków i wprowadzanie nowych. Z tej filozofii wyrasta pomysł podatku transakcyjnego, który nie ma żadnego racjonalnego uzasadnienia gospodarczego czy społecznego.
Dla jasności – jestem absolutnym zwolennikiem integracji europejskiej, przekonanym co do konieczności jej pogłębiania i nadania obok wymiaru gospodarczego i politycznego, wymiar społeczny i militarny. Wiem także, że tworzenie wspólnego organizmu wymaga mechanizmu finansowania, który pozwoli prowadzić skuteczną politykę. Jeśli UE w przyszłości będzie zdejmowała z państw członkowskich ciężary prowadzenia polityki w poszczególnych obszarach, powinna także być zasilona przez te państwa (lub bezpośrednio ich obywateli) w środki finansowe na prowadzenie takich działań. Jak na razie jednak UE raczej zmierza do ograniczania swojej aktywności, dzielenia się na strefy „euro” i „nieeuro”, więc dyskusja na temat finansowania zintegrowanego organizmu europejskiego jest obecnie nieco akademicka.
Iszkowski ubolewa nad tym, że istnieją cykliczne targi nad wysokością składki członkowskiej poszczególnych państw –istnieją i będą istnieć, dopóki zasadność niektórych działań UE będzie łatwa do zakwestionowania. Gdyby zacząć wymieniać absurdy jedynie wspólnej polityki rolnej (pochłaniająca do 60% budżetu UE) to powstałaby seria tomów o objętości dzieł zebranych J.I. Kraszewskiego. Poczynając od dopłat do powierzchni upraw, a nie do faktycznej produkcji. Pomysł wprowadzenia podatku, który ma załatać potencjalny brak wpłat państw członkowskich trapionych kryzysem i szukających oszczędności, zamiast zauważenia zjawiska kryzysu i szukania racjonalizacji wydatków własnych, jest klasycznym socjalistycznym absurdem, który doprowadzić może nawet najsilniejszych na skraj ekonomicznej przepaści.
Kolejny argument Iszkowskiego to klasyka lewactwa – rynek finansowy i operacje na nim przeprowadzane (szczególnie krótkoterminowe) to spekulacja nie przynosząca realnych korzyści gospodarce. Eliminacja takich operacji uszczęśliwi ponoć nas wszystkich. Trochę ręce opadają – bo z marksowym dogmatem o przewadze produkcji wykonanej narzędziem w ręku człowieka nad każdą inną formą działalności, w wieku XXI – gdzie rozwinięte gospodarki są zdominowane przez usługi, poważnie dyskutować się nie da. Krzysztofie – w kategoriach XIX w i I poł. XX, kiedy siła gospodarcza wynikała z wydobycia węgla i wytopu surówki, Marks mógł mieć trochę racji – od tego czasu sporo się zmieniło… Podatek płacony przez plutokrację – marzenie każdej lewicy – nie spowoduje, że UE będzie rosła w siłę a ludziom żyło się dostatniej.
Na koniec utopijno-socjalistyczna wisienka na torcie, cytuję: „Pomógłby w stabilizacji finansów publicznych (mniejsze składki do budżetu UE oznaczałyby też mniejszy deficyt państw członkowskich), minimalnie tylko obciążając przeciętnego obywatela.” Jak ja bym chciał wynaleźć podatek minimalnie obciążający obywatela… Takie już wymyślono – to niskie i proste podatki, ale w żadnym przypadku dodatkowe. Każdy z podatków zapłaci konsument – bardziej lub mniej pośrednio, ale zawsze konsument(obywatel). Przerzucenie ciężaru obciążeń europejskich z budżetu państwa członkowskiego na obywatela to zwiększanie podatków – nawet jeśli nie jest to podatek wielki, to dodatkowy i stwarzający niebezpieczny precedens , bo podatek europejski z danin państwowych nas nie zwolni. Zjednoczona Europa zaś ma być korzyścią dla jej obywatela, a nie dodatkowym, nieracjonalnym ciężarem.
Tak Krzysztofowi Iszkowskiemu, jak i innym zwolennikom wprowadzania nowych podatków polecam zabawę intelektualną na wiosenne wieczory – odpowiedzcie na pytanie – dlaczego warszawscy taksówkarze rejestrują działalność gospodarczą w Luksemburgu? Na pierwszego, który udzieli prawidłowej odpowiedzi czeka atrakcyjna nagroda-niespodzianka. ufundowana przez autora niniejszego tekstu.
W naszym (europejskim) interesie jest City w Londynie a nie w Hong Kongu, ten sam interes każe wprowadzać ograniczenia emisji dwutlenku węgla w sposób, który nie załamie bezpieczeństwa energetycznego czy produkcji przemysłowej tego czy innego kraju – członka UE.
Cenię intelekt Krzysztofa Iszkowskiego, ale zdaje się, że wraz z ruchem imienia pewnego posła z Biłgoraja, zabrnął na lewackie manowce.