Stronę „Nie dla islamizacji Europy” polubiło 85 tysięcy Polaków. Jakakolwiek polemika z ludźmi, którzy piszą i udostępniają „Kupując kebaba, osiedlasz Araba” byłaby mimowolnym przyznaniem racji ich spojrzeniu na świat. To nieprawda, że zawsze warto rozmawiać – czasem należy nazwać fakty po imieniu i spróbować spuścić na nie wstydliwą zasłonę milczenia.
Nic nie pomogą tutaj głosy oburzenia, nazywające tych, którzy sprzeciwiają się islamizacji naszego kontynentu „faszystami”. Faszyzm, podobnie jak komunizm, był okrutną odpowiedzią na problemy, z którymi Europejczycy musieli sobie radzić w pierwszej połowie ubiegłego stulecia. Dziś jesteśmy mądrzejsi o dziesiątki lat bolesnego doświadczenia naszych babć i dziadków, którzy na własnej skórze przekonali się, jak niesłuszna była to droga. Właśnie dlatego skrajna nietolerancja dla muzułmanów świadczy o braku wszystkiego: diagnozy, perspektywy, a przede wszystkim – rozumu. Trudno islamofobów nazwać faszystami, oni są po prostu zwykłymi idiotami.
Idiotami, którzy nie pamiętają, że sami żyją w narodzie emigrantów. Nie trzeba sięgać bardzo głęboko, wystarczy spojrzeć wyłącznie na ostatnie sto lat, żeby przekonać się, że Polacy wyjeżdżali masowo – począwszy od przyczyn politycznych, skończywszy na zarobkowych. Jak nikt inny powinniśmy zrozumieć, jak trudne jest położenie osób, które muszą opuścić swoją ojczyznę. I nie jest żadnym wytłumaczeniem to, że sytuacja Polski, zwłaszcza przed 1989 rokiem, była skomplikowana. To nieprawda, przyjeżdżający do Europy muzułmanie pochodzą najczęściej z państw, w których życie jest znacznie trudniejsze – i pod względem polityczny, i ekonomicznym.
Jeśli tak surowo osądzamy tych, którzy chcą mieszkać w Polsce, pozbawiamy się moralnej legitymacji do krytykowanie tego, jak Holendrzy i Anglicy traktują naszych rodaków. Wśród emigrantów zawsze znajdują się tacy, którzy psują wizerunek pozostałym, uczciwie próbującym poradzić sobie w nowym państwie. Nie należy przez pryzmat niewielkiej części oceniać całej grupy – sugerowanie, że każdy Arab jest przestępcą to stereotyp równie krzywdzący, jak ten o wszystkich Polakach, kradnących w Niemczech samochody.
Przede wszystkim – idiotyczny strach przed islamizacją Europy niewiele wspólnego ma ze zdrowym rozsądkiem. Absurdalna teza, według której za kilkanaście lat muzułmanie mają stanowić w Niemczech większość obywateli, nie bierze pod uwagę tego, jak od wieków przebiega proces migracji. Nigdy, odkąd ukształtowało się pojęcie narodu, nie zdarzyło się, żeby imigranci zdominowali jakiekolwiek społeczeństwo. Nie stało się to nawet w tak ekstremalnych przypadkach, jak okres zaborów czy II wojna światowa. Zdecydowanie wyolbrzymiony okazał trzynastowieczny strach Polaków przed Tatarami, również Amerykanie, siedemset lat później broniący swoją tradycję przed niemieckimi imigrantami, dziś wywołują wyłącznie uśmiech politowania.
Podobnie będzie tym razem – wbrew obawom tysięcy użytkowników Facebooka, Europa nigdy się nie zislamizuje. Część emigrantów zdecyduje się na powrót do swoich ojczyzn, inni zostaną, ale ich dzieci zasymilują się tak bardzo, że wnukowie będą swoje pochodzenie wspominać wyłącznie jako ciekawostkę. Za pięćdziesiąt lat Niemców nadal będzie znacznie więcej niż muzułmanów, a Europa pozostanie kontynentem chrześcijańsko-ateistycznym. Jeśli nastąpi jakakolwiek zmiana, to będzie to proces powolny, niemal niezauważalny.
Nic dziwnego, że w kraju, w którym miliony ludzi ufają w ustalenia komisji Antoniego Macierewicza, znajdą się też tysiące osób, walczących z islamizacją Europy. Szkoda, że realizują swój patriotyzm, bezmyślnie powtarzając nudne, ksenofobiczne hasła. Wszczynanie wojen religijnych – i głoszenie bredni o upadku europejskiej cywilizacji – nie jest najlepszą reklamą kondycji intelektualnej części Polaków.
Twitter: @jwmrad