Brexit staje się faktem. Bezapelacyjne zwycięstwo konserwatystów Boris Johnsona wydaje się kończyć epopeję rozwodową Londynu z Brukselą. To zły dla wszystkich stron koniec fatalnego spektaklu, na którym gospodarczo straci zarówno Wielka Brytania jak i Unia Europejska. Osłabnie również geopolityczna pozycja Londynu i jego wpływ na bieg wydarzeń w Europie.
Ale w tej zbyt długiej opowieści są też morały. Po pierwsze prawdziwy lider polityczny nie ma prawa przedkładać interesu partyjnego nad sprawy kluczowe dla racji stanu swojego kraju. Historia Davida Camerona pokazuje, że wówczas bardzo łatwo można przegrać jedno i drugie i stać się niechlubnym historycznym przykładem. Czasami naprawdę lepiej jest utracić władzę w swojej partii lub doprowadzić do rozłamu niż zaszkodzić strategicznym interesom państwa.
Po drugie walka z dezinformacją, tak silnie obecną podczas Brexitowej kampanii, jest o wiele ważniejszym wyzwaniem niż na dziś zdaje sobie klasa polityczna. Nawet dojrzałe demokracje okazują się nieodporne na kampanie oparte na kłamstwach i podawaniu nieprawdziwych danych. Warto pamiętać, że wiele poszlak wskazuje na to, że kampania proBrexitowa była inspirowana przez źródła rosyjskie[1].
A po trzecie i co szczególnie ważne w Polsce – zwalczanie prawicowego radykalizmu, radykalizmem lewicowym ala Jeremy Corbyn (lub Razem) nie jest żadną receptą. Zwalczanie dżumy cholerą, może okazać się kiepskie dla cholery, ale triumf dżumy jest dość szczególnie kiepski dla obywateli… A w zupełnie innej skali i innej proporcji sytuacji niż dziś w GB, ten mechanizm zadziałał przecież też w Niemczech lat 30-stych XX-wieku, kiedy „zwykli ludzie” ale też duży biznes w obawie przed komunistami głosowali i wspierali NSDAP.
Czy wczorajsze rozstrzygnięcie wyborcze niesie jakieś pozytywy? Po pierwsze kończy się okres zasadniczej niepewności co do miejsca i pozycji Wielkiej Brytanii. Wiele wskazuje na to, że Boris Johnson uniknie przy uzyskanym mandacie, tragedii wychodzenia Londynu ze Wspólnoty bez umowy. Kontrolowany Brexit będzie oznaczał zachowanie wielu mechanizmów współpracy i jednak pewną stabilność prawną i będzie zdecydowanie lepszy niż wyjście bez porozumienia z Brukselą. Po drugie wynik Szkockiej Partii Narodowej może być wskazaniem do referendum niepodległościowego w Szkocji, której większość obywateli widzi swoją przyszłość w Unii Europejskiej. Ewentualne wyjście Edynburga z brytyjskiej wspólnoty byłoby wielką lekcją pokory dla wszystkich, którzy chcieliby w przyszłości opuszczać pokład Unii Europejskiej i ostatecznym paradoksem dla widzących w Brexicie drogę do odrodzenia brytyjskiej potęgi geopolitycznej.
[1] https://www.rp.pl/Brexit/191039876-Czy-Rosja-ingerowala-w-brexit-Oskarzaja-Johnsona.html