Od miesięcy oczy całego świata zwrócone są w stronę walczącej Ukrainy. W tym samym czasie irańskie kobiety walczą o swoją godność, brutalnie deptaną od dekad przez religijnych fundamentalistów.
Od miesięcy oczy całego świata zwrócone są w stronę walczącej Ukrainy. Od miesięcy usta całego świata (z małymi wyjątkami) sławią bohaterskich i odważnych Ukraińców, którzy zaciekle bronią swojej ojczyzny, walcząc o jej niepodległość i niezależność. W tym samym czasie, bez tak gigantycznego wsparcia i uwagi, irańskie kobiety walczą o swoją godność, brutalnie deptaną od dekad przez religijnych fundamentalistów.
W połowie września do mediów dotarła informacja o tajemniczej śmierci 22-letniej Iranki – Mahsy Amini. Młoda kobieta została śmiertelnie pobita przez irańską policję obyczajową, dla której fakt, że Mahsa miała źle założony hidżab (ponoć niestarannie zawiązany, przez co część włosów była widoczna) oraz założyła obcisłe spodnie, oznaczał o jej głębokim zepsuciu i grzeszności, a także był wystarczającym powodem do jej aresztowania.
W drodze na posterunek kobieta została przykładnie ukarana przez irańskich strażników moralności – przykładnie i skutecznie, ponieważ w wyniku obrażeń ta młoda dziewczyna zapadła w śpiączkę, z której już nigdy się nie obudziła.
Pomimo lichych tłumaczeń policji, wedle których Mahsa zmarła w wyniku problemów z układem krążeniowo-oddechowym, a także pomimo próby nadania sensu zatrzymania jej przez władze poprzez powoływanie się na zapisy świętej księgi, wolę proroka, walkę z pokusami stawianymi przed mężczyznami (tak, nadal mówimy o niedokładnie zakrytych włosach), Iranki powiedziały „dość” i do tej pory odważnie protestują przeciwko opresyjnemu aparatowi polityczno-religijnemu.
Dla kobiet w Iranie, państwie od lat zaczadzonym radykalnym fundamentalizmem muzułmańskim, gdzie aparat władzy i zwierzchnicy religijni to świetnie dobrani partnerzy biznesowi, dążący do realizacji własnych celów, wyjście na ulice, zdarcie i podpalenie hidżabu jest równocześnie aktem wyzwalającym, wybiciem się na niepodległość, pokazaniem środkowego palca mężczyznom regulującym każdy aspekt życia, jak i podpisaniem na siebie wyroku śmierci.
Od czasu śmiertelnego pobicia Mahsy Amini po całym Iranie rozlały się protesty, a w imię niepodległości życie straciło ponad 40 osób (zarówno kobiet, jak i wspierających je mężczyzn), ponad 700 zostało rannych.
W tym momencie, obserwując los, który przypadł w udziale Irankom, być może uczestnicząc w demonstracjach solidarnościowych, które organizowane są na całym świecie, niejedna z nas zapewne pomyśli: Mam jednak szczęście, że nie urodziłam się tam, a tutaj.
Musimy zrozumieć, że protesty kobiet w Polsce i protesty kobiet w Iranie, pomimo radykalnie różnych warunków społeczno-ekonomicznych, to w zasadzie ten sam akt odwagi i chęci dobitnego wskazania, że samostanowienie kobiet to prawo człowieka i jeden z filarów nieodległych państw.
Powody, dla których wychodzimy na ulice, są różnorodne: od policji obyczajowej, która może uznać, że swoim wyglądem prowokujemy świątobliwych mężczyzn (którzy z przyjemnością przyjmują wykładnię, zgodnie z którą nieustannie wystawiani są na pokusy przez kobiety, a za jedyny sposób na zmianę tej sytuacji uważają całkowite ograniczenie praw i niepodległości kobiet. W końcu nic nie jest ich winą, prawda?), do ustawodawców, którzy postanawiają dyktować nam, jak mają wyglądać nasze prawa reprodukcyjne.
Wspólny jest za to mianownik: to dążenie kobiet do ochrony prawa do samostanowienia o sobie i obrony swojej niepodległości jako człowieka, jednostki, kobiety.
Dopóki braku kredytu zaufania wobec drugiej kobiety nie zastąpimy wsparciem, empatią i solidarnością, dopóty nasza niepodległość i nasze prawa będą rozgrywane przez możnych polityków realizujących własną agendę, a śmierć i cierpienie wszystkich Mahs Amini tego świata pójdzie na marne.
Nie ma niepodległości bez niepodległych kobiet.
