Jako, za przeproszeniem, członek zespołu organizacyjnego imprezy nie zamierzam silić się na obiektywizm, wydarzenie udało się na tyle, że jest się czym chwalić. Nie pamiętam sytuacji, żeby w tak krótkim czasie Łódź odwiedziło tylu uznanych pisarzy, nie tylko z Polski, między innymi: Vedrana Rudan, Pavel Rankov, Teodora Dimowa, Herkus Kuncius, Charles Bernstein, Tracie Morris, Hanna Krall, Andrzej Stasiuk, Eustachy Rylski, Dorota Masłowska, Szczepan Twardoch, Magdalena Tulli, Krzysztof Varga, Inga Iwasiów, Hubert Klimko-Dobrzaniecki, Leszek Engelking i Andrzej Sosnowski, a także eseistów i krytyków, nie tylko literackich, m.in. Kinga Dunin, Jan Gondowicz, Tadeusz Sobolewski, Piotr Matywiecki, Dariusz Nowacki, Justyna Sobolewska, Anna Kałuża, Adam Poprawa, Karol Maliszewski i Maria Magdalena Beszterda. I to nie licząc stacjonujących w Łodzi pisarzy, tłumaczy i krytyków, między innymi: Sławy Lisieckiej, Zdzisława Jaskuły, Macieja Świerkockiego i Tomasza Bocheńskiego.
Wystarczy nazwisk (niech pominięci nie czują się pominięci, w końcu brali udział w czymś wyjątkowym). To tylko jedna strona medalu, drugą zaludniała publiczność, przeważnie z dobrym skutkiem, również na spotkaniach poetyckich, choć tych akurat odbyło się mniej niż w latach ubiegłych, a to z racji wielkiego, jubileuszowego finału konkursu im. Jacka Bierezina, na który zaproszeni zostali wszyscy dotychczasowi laureaci nagrody głównej w liczbie dwudziestu. Na miejscu zaprezentowała się trzynastka. Ale, co najważniejsze, dwudziestym pierwszym laureatem został, jak mimo wszystko rzadko się zdarza, faworyt wszystkich, Piotr Przybyła, zresztą jednocześnie zgarniając nagrodę publiczności i wyróżnienie w turnieju jednego wiersza. Tymczasem laureat nagrody specjalnej, Michał Pranke, wspomniany turniej (gwoli ścisłości – „O Czekan Jacka Bierezina”, również jubileuszowy, bo dziesiąty) wygrał (ex aqeuo z Wojciechem Kądzielą). Książka tego pierwszego, pod mocnym tytułem Apokalipsa. After party, niebawem pojawi się w wersji wydrukowanej; książka tego drugiego też ma taką szansę.
Pomijam, niejako celowo, ale niesprawiedliwie, warstwę muzyczną festiwalu, ze szczególną rolą Akurat (znowu, po zeszłorocznym występie Buldoga, w Domu Literatury wybrzmiał „Do prostego człowieka”), ale i – na gali nagrody im. Juliana Tuwima – Białoszewski 44, koncert z udziałem przede wszystkim Kingi Preis, Adama Nowaka i Mateusza Pospieszalskiego, ale i całego zespołu muzyków i wokalistów towarzyszących. Rock, jazz i progresja w piekle wojennego musicalu, bez przesadzonej dramaturgii i nadprogramowego udziału bitewnych dźwięków. Ze śladowym zaznaczeniem (na ekranie), że chodzi o teksty z Pamiętnika z powstania warszawskiego. Teksty już śpiewane, więc projekcja (głównie dokumentalna) w tle mogłaby się bez nich obejść.
I mogę tak kadzić i kadzić, popadać w samozachwyt, co zresztą jest charakterystyczne dla odpowiednio przygotowanych i przysposobionych organizatorów wydarzeń kulturalnych w Polsce (pozwolę sobie nie wymieniać konkretnych nazwisk, pasowałyby praktycznie wszystkie), ale nie taki mam cel – niech się tym zajmują inni, niezaangażowani i przynajmniej próbujący patrzeć na całość wydarzenia (a już chciałem napisać „zjawiska”) z dystansu. To raczej fundament pod szerszą refleksję i próbę podsumowania pewnych działań kulturalnych w tym mieście w ogóle.
Jakie wnioski nasuwają się jako pierwsze?
- Można zrobić duże wydarzenie, nie mając znaczących środków finansowych (żądnych twardych liczb odsyłam do wyników konkursów na dofinansowanie – zarówno w urzędach łódzkich i wojewódzkich, jak i ogólnopolskich ministerstwach i centrach kultury).
- Można wyeksponować wydarzenie, mając bardzo ograniczone fundusze na promocję (w przypadku tego punktu, drodzy urzędnicy, jeśli w ogóle mnie czytacie, prosiłbym o niewyciąganie wniosków w kontekście przyznawanych środków: jeśli wydarzenie ma odbić się w Polsce szerszym echem, złoty strzał z dużo większych pieniędzy na promocję zdecydowanie się przyda).
- Łodzianie chodzą na nazwiska, również na spotkania wokół książek o nazwiskach nieżyjących. Poezja interesuje garstkę wtajemniczonych, choć akurat na Pulsie Literatury, zwłaszcza w okolicach finału konkursu im. Jacka Bierezina, kilkanaście garstek z całej Polski tworzy niezły tłumek. Teatr wciąga, wystawy – tradycyjnie – choć najczęściej do ostatniego kieliszka wina. Koncerty – bardzo zmiennie, jeżeli zespół nie wychowa sobie publiczności.
- Najbardziej jednak bolą absencje łódzkich pisarzy, zwłaszcza tych młodszych. W Łodzi wciąż nie udało się stworzyć środowiska młodoliterackiego, choć od siedmiu lat Kwartalnik Artystyczno-Literacki „Arterie” i od ponad czterech Dom Literatury w Łodzi, między innymi poprzez organizowane warsztaty (uczestniczę w obu inicjatywach, więc mogę się mądrować), próbuje takie środowisko reanimować. Co sprawia, że nie wychodzi? Większy indywidualizm młodszych piszących? Ich roszczeniowe nastawienie, w sensie: korzystam, dopóki się nie wybiję, a potem wyruszam swoją drogą? Ogólnie: mniejsze ambicje i mniejsze zaangażowanie w działania nadprogramowe? Albo bardziej prozaiczne: brak wolnego czasu czy nadmiar pozaliterackich obowiązków? Kto znajdzie odpowiedź i stworzy środowiskowe spoiwo, temu ufunduję specjalną nagrodę imienia według uznania.
Co dalej? Dokąd zmierzamy? (To pytanie dedykuję Robertowi Rutkowskiemu, poecie i recenzentowi, który do tej pory wypomina mi retoryczne zakończenie lidu w tekście o legendarnym w Łodzi Henryku Zasławskim: „Kim jest i dokąd podąża?). Plany na przyszłą edycję są równie ambitne, hasło nie mniej literackie. Ale korzystamy z prawa do odpoczynku. Oczywiście, w przerwach między rozliczeniami dotacji i sprawozdaniami z wydarzeń tych łódzkich dwóch tygodni ( w niniejszym tekście ograniczyłem się jedynie do części łódzkiej, a przecież poprzedziła ją jeszcze edycja regionalna połączona z Pulsem Języka). dlatego jeśli, droga czytelniczko bądź drogi czytelniku, spotkasz mnie lub kogokolwiek z Domu Literatury w Łodzi w stanie podwyższonej gotowości nerwowej, wybacz nam nadprogramowe emocje i pozwól odreagować. Dajemy sobie taką możliwość z premedytacją, dla dobra naszych przyszłych relacji, naszego i waszego zdrowia psychicznego w ogóle.
PS: Temat większych imprez kulturalnych w mieście będę jeszcze drążył przy najbliższych okazjach. Wolę jednak nie nadwyrężać wytrzymałości czytelników tekstów ekranowych. Chyba że ktoś postanowił czytać wydruki – wtedy chętnie dostarczę siedmiokrotnie dłuższą wersję powyższej próby poematu esejem (do kogo piję, ten już wie).
VIII Festiwal Puls Literatury w Łodzi, Dom Literatury w Łodzi i inne miejsca, 27 listopada – 9 grudnia 2014 roku.
* Ja już swoje napisałem. Proszę sprawdzić w Google.