W wyobraźni wszystko jest możliwe. Na przykład Polska bez Kościoła katolickiego. Takie ćwiczenie proponuje w najnowszym spektaklu warszawskiego Teatru Powszechnego ukraińska artystka Roza Sarkisian. Jest rok 2037, w Radio Mariia obchodzona jest rocznica zniesienia Kościoła katolickiego w Polsce. Bo w 2022 roku nastąpiła rewolucja i Kej Kej został obalony. Jak niegdyś komuna. Wraz z aktorami Powszechnego, Oksaną Czerkaszyną i Oskarem Stoczyńskim oraz współtworzącymi spektakl aktywistkami, uczestniczymy w audycji radiowej na żywo, z której dowiadujemy się, jak można się odnaleźć w takiej niesłychanej sytuacji.
Na początku byli artyści, których wypowiedzi podpadły pod paragraf gwarantujący ochronę uczuciom religijnym. Przez te wszystkie lata wolności uzbierała się ich całkiem spora lista. Nazwiska te w pierwszej scenie przypomina Oksana Czerkaszyna – artystka pochodząca z Ukrainy, zdobywczyni tytułu Najlepszej Aktorki w plebiscycie publiczności ostatniego, XXVII Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Łodzi. Czy do grona osób, przed wypowiedziami których nasze państwo nas broni, dołączą także twórcy spektaklu?
Furtkę otwarto już na starcie, kiedy różne elementy naszego swojskiego krajobrazu, takie jak na przykład figurki Matki Boskiej w nieustannie białej sukni i błękitnej pelerynie, z niepokalanym uśmiechem na ustach, lądują w kubłach na śmieci. Kiedy wychodziłam ze spektaklu, widziałam ludzi robiących sobie zdjęcia na tle tych wszystkich upadłych posągów, które zalegały na podłodze w holu. Zupełnie jak w latach 90., kiedy na naszych placach i ulicach zdarzały się podobne atrakcje.
Ta sytuacja przypomina mi, że choć w naszej tożsamości narodowej religia zajmuje tak poczesne miejsce, to niezbyt często angażujemy się w spory czy choćby rozmowy wokół niej. O ile modlitwa dociera pod strzechy, teologię zapraszamy rzadko, może nawet wcale. Tak też jest z jednym ze sporów teologicznych, które ominęły nasze społeczeństwo, czyli ikonoklazmem (ikonoklazm to inaczej „obrazoburstwo” – sprzeciw wobec kultu wizerunków i reprezentacji).
No dobrze, ale w 726 roku, kiedy to zjawisko zostało zapoczątkowane przez Leona III Izauryjczyka, jeszcze nas, Polaków, nie było. Tylko że renesans, w którym ten spór z dużą siłą powrócił w chrześcijaństwie, nic w nas nie zmienił. Ale czy jest taki spór teologiczny, który nas jako społeczeństwo szczerze wciągnął? Czy w naszych rozmowach sięgamy do Biblii, żeby coś wyjaśnić, czy z zapałem sprzeczamy się o sens przesłania Ewangelii? Może nam po drodze z tą całą ustawą o ochronie uczuć religijnych? W końcu dzięki niej milczenie na tematy wiary nie może budzić podejrzeń o obojętność, a jest wyrazem rozsądku. Kto by bowiem chciał rozmawiać o religii na sali sądowej?
A rozmowy na sali sądowej są w demokracji ważne. Może jednak już wystarczy i obejdzie się bez dalszego ciągania artystów za ucho na salę rozpraw, jak jakąś potrzebującą reprymendy gówniażerię, żeby pokazać tylko, kto tu rządzi? Może starczy wysyłania ich do prac społecznych, jak jakichś chuliganów w wieku szkolnym? Trzydzieści lat to wystarczający czas, żeby zaszła zmiana pokoleniowa. Co prawda nie oznacza to, że rozczytaliśmy się w tekstach o tematyce religijnej i wzrosło zainteresowanie teologią. Natomiast rozmowa o tym, co nam w Kościele katolickim jako instytucji nie odpowiada, toczy się otwarcie od jakiegoś czasu. Głosy krytyki pojawiają się nawet ze strony osób wychowanych w środowiskach stanowiących ostoję Kościoła, jak profesor Stanisław Obirek i mecenas Artur Nowak. Mężczyźni, którzy nie wytrzymali w porządku, który, jak się mogło wydawać, był stworzony właśnie dla osób takich jak oni. A jednak właśnie w ich życiu ujawnił się on jako system bezwzględnej represji.
Bariera w rozmowach o statusie Kościoła w Polsce pękła ostatecznie w trakcie demonstracji na Strajku Kobiet jesienią 2020 roku. Spektakl Sarkisian wpisuje się w proces nowej dyskusji o katolicyzmie, który trwa w najlepsze.
Przedstawienie ma w sobie atmosferę radości. Radykalna wyobraźnia twórców pozwala widzowi na zabawę – utopia Sarkisian jest ludyczna i to pomimo obecnego w nim wątku rewolucyjnego. To trudny element spektaklu, bo rewolucja rzadko kiedy odbywa się bez przemocy. Radykalność spektaklu polega jednak na przedefiniowaniu świata i zachęceniu do opisania go przez filtr swojej tożsamości. Ma to być alternatywa dla wchodzenia siłą bezwładu, jak w masło, w świat, który inni ludzie urządzają dla nas według swoich wyobrażeń. Tymczasem spektakl zachęca właśnie do odzyskania sprawczości, do szukania granic zamieszkiwanej przez siebie rzeczywistości na własnych zasadach. Do odzyskania obywatelstwa we własnym kraju.
Na scenie mamy przegląd zarzutów wobec Kościoła, które są dobrze znane z debaty publicznej ostatnich lat: niejasne źródła finansowania, krycie pedofilii, bezkarność, brak miejsca dla kobiet czy też po prostu zwykła pogarda i wrogość wobec nich, homofobia i zawłaszczanie prywatności. Twórcy spektaklu pytają nas o rozwiązanie problemu – co musi się stać, żeby taka zmiana zaszła? Na pierwszy ogień idą finanse: jako społeczeństwo musielibyśmy nauczyć się otwarcie rozmawiać o pieniądzach i o ich redystrybucji. Możliwe do wyobrażenia jest jeszcze rozliczanie instytucji z tego, co robią z naszymi podatkami, jak finansują lokalny transport, służbę zdrowia i walkę z kryzysem klimatycznym. Gorzej z rozmową o tym, jak dzielić publiczną kasę: komu i ile dać. To od 1989 roku jeden wielki temat tabu, wstydliwie zostawiany politykom.
„Radio Mariia” to spektakl stworzony głównie przez kobiety, także spoza teatru. Istotną rolę odgrywają w nim aktywistki, które były konsultantkami Sarkisian. Wśród nich jest Małgorzata Szutowicz, czyli Margot. W rozmowach toczonych w Radio Mariia pada diagnoza o ścisłym związku Kościoła z patriarchatem i o tym, że Polska post-katolicka jest możliwa dzięki kobietom, ponieważ to one byłyby jej beneficjentkami. Jeśli komuś mało, jako przedłużenie spektaklu można znaleźć w serwisie YouTube wywiady z aktywistkami współtworzącymi spektakl. Historie prawdziwe płynnie przechodzą w dyskurs utopijny, który wyznacza horyzont możliwych przecież zmian. A na pewno pokazuje, że inny, wynikający z naszych marzeń i potrzeb świat jest możliwy.
Odsłuchanie tych podcastów uświadamia, jak niewiele miejsca w polskiej przestrzeni publicznej zajmuje głos kobiet. Tym samym w obecnym dyskursie brakuje rozmów o wspólnotowości i pojęciu obywatelstwa. O ile bogatsza byłaby sfera publiczna, gdyby zawierała więcej rozmów o świecie, jakiego pragniemy? Z tej perspektywy uwidacznia się, jak ubogi jest świat bez utopii i marzeń. Tym bardziej – ten spektakl jest po prostu na wagę złota i pokazuje po raz kolejny, jak bezcennym miejscem jest dziś Teatr Powszechny, który pod dyrekcją Pawła Łysaka stał się forum dla wielu tematów słabo obecnych w przestrzeni publicznej. Nawiasem mówiąc, właśnie podcast z Margot pokazuje, jak rzadko rozmawiamy o religii. Jak bardzo ten temat jest nieobecny w naszych rozmowach.
Spektakl uwidacznia też, że cała zmiana dyskursu o Kościele nie byłaby pewnie możliwa, gdyby nie odzyskanie prywatności, co w dużej mierze stało się możliwe dzięki popularyzacji psychoterapii po 1989 roku. Bardzo przejmującym elementem przedstawienia jest scena, w której Oskar Stoczyński uświadamia widzom jak doświadczenie intymności zostało skolonizowane przez język i imaginarium Kościoła. Czuje to każdy, kto przeszedł przez etap katechizacji w dzieciństwie. Sama byłam zaskoczona, słuchając całkiem niedawno wywiadu Artura Nowaka z prof. Tadeuszem Bartosiem, który powiedział, że zgodnie z prawem kanonicznym dzieci poniżej 12. roku życia nie mogą popełniać grzechów ciężkich. Czy w związku z tym cały ten ingerujący w intymność rytuał spowiedzi w II klasie podstawówki nie jest po prostu nieuprawniony – i to według zasad samego Kościoła? Czy nie jest to jedno wielkie inwazyjne ćwiczenie z poczucia winy, którego celem jest zniesienie umiejętność stawiania granic?
Ale przedstawienie dostarcza też wzruszeń. Pokazuje, że można mieć ambiwalentne uczucia, wahać się czy uronić łzę patrząc na zdjęcia z rodzinnego albumu. Te z czasów młodości, kiedy nie wszystko wydawało się stracone, a jednak po latach może to wyglądać złowrogo. Jak młody Wałęsa pokazujący znak zwycięstwa na tle krzyża. Dziś energia bijąca z tego zdjęcia nie jest oczywista.
Finał przedstawienia nawiązuje do rewolucji. Wraca hasło z jesieni 2020: „To jest wojna”. Wojna to przemoc, pada więc pytanie, czy wojna jest konieczna i czy zmiana wymaga wojny. Niezależnie od odpowiedzi na to pytanie, która pozostaje po stronie każdego z widzów, z pewnością zmiana dokonuje się na scenie, tak jak dokonała się na ulicach. Można wyobrazić sobie siebie jako obywatela tego kraju nie tylko bez przynależności do Kościoła katolickiego, ale nawet świadomie go odrzucającego. Najnowszy spektakl Powszechnego uświadamia, że można opowiedzieć świat po swojemu, za pomocą wybranych przez siebie pojęć i marzeń, z nieskrępowaną swobodą czy wręcz swadą. Tak to jest z realistami, że żądają niemożliwego i chyba już pora, by niemożliwe w końcu nadeszło. Może nawet w przyszłości, dzięki tej przemianie, możliwy będzie dialog na równych warunkach, obywateli katolików i niekatolików, w atmosferze fajnej i inkluzywnej zabawy. Bez wyroków dla artystów.
Redakcja: Katarzyna Kamińska, Bartosz Kałużny
Fundacja Liberte! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi, 14 – 16.10.2022. Partnerem strategicznym wydarzenia jest Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji już wkrótce na: www.igrzyskawolnosci.pl