To bycie w prawdzie i świadomości, a nie w historiach o bólu i zranieniach, daje możliwość bycia dla drugiej osoby. To najpotężniejsze narzędzie, jakie teraz widzę w moim świecie – mówi Ada Stolarczyk, terapeutka pracy z ciałem, organizatorka Wypraw Przemian i inicjatorka ruchu Wysokie Wibracje.
Alicja Myśliwiec: Co otwiera ci się w głowie, kiedy słyszysz „hokus pokus”?
Ada Stolarczyk: „Hokus pokus” to moja codzienność, bo zawsze powtarzam, że magia to świadomość. I doświadczam tego na co dzień, jak wyjdę ze „swojego” i skończą mi się argumenty do zwalania na rzeczy zewnętrzne tego, co się dzieje wokół mnie i przekierowywane do środka. „Hokus pokus” jest pytaniem, bo nauczyłam się zadawać pytania do siebie, świata – czegoś większego niż ja sama i jeśli dobrze zadam to pytanie, to jest to „hokus pokus”, bo zawsze dostaję odpowiedź, która nie jest odpowiedzią jeden do jednego, ale wydarza się w moim życiu, ciele.
A co wpisujesz w tej chwili w rubryce „zawód”?
Zarabianie pieniędzy.
To cel. Jakie środki umożliwiają jego realizację?
Narzędzia, które pomagają regulować system nerwowy. Pracuję poprzez terapię czaszkowo-krzyżową TRE, robię warsztaty w oparciu o psychoterapię przez ciało. Kiedyś cała tym byłam, miałam poczucie misji. Parę dni temu odkryłam… To będzie bardzo osobiste, ale moja prawda na dzisiaj jest taka, że w tym bardzo dziwnym czasie, który się dzieje, odkryłam, że wszystko, co budowałam do tej pory w swoim życiu, było kłamstwem, budowanym na głębokich ranach i z poziomu tych ran miałam poczucie misji. Bolało mnie, więc wymyśliłam sobie, że będę pomagać innym. Od kiedy cały świat zwolnił, a ja razem z nim, zdarza się coraz więcej okazji, żeby spoglądać na swoje rany, brać za nie odpowiedzialność i opiekować się nimi najczulej, jak się da. Sprężyna do pomagania innym zupełnie się wytraciła. Przeszłam moment, w którym straciłam potrzebę pomagania komukolwiek. Cały wektor tego, na czym zbudowana była moja praca, obrócił się o 180 stopni. Dlatego obecnie to kwestia zarabiania pieniędzy. Bo mam konkretne narzędzia, ogromną wiedzę, jeszcze większe doświadczenie i chętnie podzielę się tym z osobami, które są zainteresowane własną regulacją i rozwojem – cokolwiek to znaczy.
A gdzie teraz jest twój wektor?
Teraz jestem na etapie uczenia się przyjmowania.
Przyjmowania?
Kiedy rozsypała się moja tożsamość, zaczęłam widzieć, jak uniwersalnym słowom przypisywałam znaczenia, to co było przyklejone do słów takich jak miłość, relacja, bliskość, rozwój, równowaga. Nie miałam dostępu do tego, czym to wszystko faktycznie jest, bo było obklejone znaczeniami, doświadczeniami. Kiedy się rozpadłam, to to także zaczęło się rozpadać. Mam poczucie, że uczę się wszystkiego na nowo, że jakości, które teraz pojawiają się w świecie, są zupełnie inne niż to, co znałam. Nie wiem, czy przyjmowanie jest łatwe, czy trudne – czuję, że dla mnie jest przede wszystkim nowe. I to wymaga ode mnie codziennego „hokus pokus”. Mój wektor jest teraz przede wszystkim na odczuwaniu w ciele – ono jest obecnie absolutnym radarem. Mimo że przez dwanaście lat swojej praktyki twierdziłam tak samo, to teraz czuję to inaczej.
Wiedza zmieniła się w doświadczenie?
Nie wiem. Powiedziałabym, że doświadczam siebie z innego miejsca.
Jakie to miejsce?
Jeszcze nie wiem, jak je nazwać, ale na pewno nie jest to miejsce zranienia. Może można je nazwać miejscem dorosłego albo miejscem świadomości, ale wszystkie te słowa nie do końca mi pasują. Mogłabym powiedzieć, że to miejsce miłości – i to jest najbliższe.
A jak się w tym miejscu czujesz?
Zmęczona, czasem zagubiona i zdezorientowana, bo wszystko jest nowe. Otuchy dodają mi osoby, które mają na tyle otwartą głowę i serce, że opowiadają mi, co się dzieje u nich i opowiadają, że dzieje się u nas dokładnie to samo. Mam więc poczucie, że nie jestem w tej transformacji sama. Nazywam to z moją współpracowniczką, Dorotą Hołówką, resetem świadomości.
W końcu to era wodnika! Dostałam dzisiaj newsletter: „Jak zmieniasz się w erze wodnika? Zmień swoją garderobę”. Uśmiechnęłam się do niego. Ta garderoba może mieć wymiar dosłowny, który piętrzy się na półkach, ale ta garderoba to też to, o czym wspominałaś, to co przylega do słów, rusztowania, których tak konsekwentnie potrafimy się trzymać…
Kluczowy jest własny obieg energii po to, aby nie wyrywać sobie jej nawzajem w imię miłości, przyjaźni, stosunków zawodowych, tylko żeby każdy mógł – powiem trywialnie, ale tak jest – stojąc w swojej prawdzie, spotkać się z drugim człowiekiem, który także stoi w swojej prawdzie. Dokładnie tam może dziać się hokus pokus, bo tam jest bycie, a nie robienie, działanie, zmienianie, dążenie. To niby proste rzeczy, ale wymagają ciągłej praktyki i uważności, a także odwagi, aby przyznać się do tych opadających masek.
Momentowi stawania w swojej prawdzie, ale też konfrontowania się z tym, co od tej prawdy jest dalekie, a jednocześnie na ogół wygodne, towarzyszy katalizator. Pamiętasz, co to było?
Pierwsze zdanie, które przyszło mi na myśl, kiedy to zaczęło się dziać, to było: „Nie możemy się bać stracić wszystkiego”. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałam, o czym ono jest. Bo jeśli ja wyraziłam zgodę na to, żeby stanąć w prawdzie, to straciłam wszystko, co zbudowałam w swoim życiu. Dotarłam do miejsca pustki w sobie – przerażającej, którą miałam jeszcze sklejoną z samotnością, od której całe życie uciekałam, broniłam się przed nią rękami i nogami. I kiedy wpadłam w tę pustkę – nie rozpadłam się, wylądowałam. To się stało kilka miesięcy temu i mam poczucie, że to trwa do dziś. Gdybym miała odpowiedzieć na pytanie z jakiego miejsca patrzę na to wszystko, powiedziałabym, że z miejsca pustki. Gdybym doświadczyła tego jeszcze trzy lata temu, to zapewne miałabym pomysł, że z tą pustką trzeba coś zrobić, wypełnić ją, zamalować, wytańczyć. A dziś, stojąc w miejscu, w którym mam absolutną zgodę na tę pustkę – strach zamieniłam na ciekawość. Nic nie zrobiłam, to się we mnie wydarzyło.
Czujesz się tam bezpiecznie?
Miałam to szczęście, że wyjechałam do lasu i przez trzy dni paliłam ogień. W czasie rozpalania przypomniała mi się ceremonia ognia, którą robiliśmy w Gwatemali i szamanka, która opowiadała, jak rozmawiać z ogniem, jak ważna jest intencja, przygotowanie, podziękowanie. Przypomniał mi się także moment, kiedy szamanka strasznie się na nas wkurwiła, zaczęła walić kijem w ognisko, mówiąc: „Macie zamknięte serca! Wasze serca są jak skorupy! Macie je natychmiast otworzyć!”. Czułam, że mówi prawdę, ale moja europejska strona myślała: „Ale o co ci właściwie chodzi?” Siedząc w lesie przy ogniu, poprosiłam go o rozmowę, o zgodę na stworzenie relacji. Siedziałam tam przez trzy dni, od rana do nocy, gadając z ogniem w sposób, którego nie jestem w stanie objąć głową, bo to się odbyło na poziomie czucia. Mówię o tym, bo zapytałaś, czy czuję się bezpieczna. Siedziałam przy nim i nagle dostałam informację: „Idź po jeszcze więcej drewna”. Poczułam, że wiem, do której części lasu mam iść, aby zebrać drewno, o które chodzi. Trafiłam do miejsca, w którym było bardzo dużo grubej kory z jesionu. Zebrałam je, zaczęłam układać, jak skorupę i dostałam pytanie: „Czy jesteś gotowa przyjąć ochronę?”. A później: „Czy jesteś gotowa poczuć się bezpiecznie?” W takim pojęciu, że wszystko nabiera nowego znaczenia, które nigdy nie kojarzyło mi się z poczuciem bezpieczeństwa, z byciem na Ziemi. Zgodziłam się i wtedy pojawił się mój zmarły ojciec ze swoim wsparciem i inne osoby, które są po drugiej stronie. Od tego momentu czuję się chroniona.
Ostatnio ktoś bliski mnie zapytał, co znaczy dla mnie poczucie bezpieczeństwa w relacji. Zaczęłam używać słów, które przychodziły mi do głowy – szacunek, zaufanie… W końcu pojawiła się myśl, że poczucie bezpieczeństwa to sytuacja, kiedy wiem, że ktoś jest obok i mogę go złapać za rękę, nawet jeżeli za tę rękę nigdy nie złapię, bo nie będzie takiej potrzeby. Świadomość zabezpieczająca lęk. Praca z człowiekiem i na człowieku to eksperyment. Przejmowałaś w nim rolę przewodniczki trzymającej za rękę? Czy to się zmienia?
Jeśli byłam w poczuciu, że pomagam, to absolutnie brałam za to odpowiedzialność. Czasami nawet, przy terapii czaszkowo-krzyżowej energetycznie ściągałam na siebie choroby osób. Dzisiaj, w pustce, mam miejsce w swoim sercu, z którego widzę, jak ktoś przychodzi bardzo załamany ze swoją opowieścią. Słuchając go, widzę same możliwości. Będąc w roli pomocnika, zasilałam tragiczną historię i pomagałam w szukaniu rozwiązania. Teraz jest tak, że kiedy ktoś przychodzi z historią, to ja się o nią nie zahaczam, bo nie widzę konieczności niesienia pomocy. Widzę, że ten człowiek jest jednym, wielkim potencjałem w tej sytuacji i ona przynosi same możliwości. To już na poziomie energetycznym zmienia pracę systemu nerwowego, zwiększa wiarę w siebie, własne możliwości. Przez to, co powiedziałaś o poczuciu bezpieczeństwa – że nie trzeba kogoś łapać za rękę, wystarczy, że on tam jest – zdałam sobie sprawę, że teraz pełnię właśnie tą rolę, bo zupełnie inaczej jest wiedzieć, że ktoś po prostu jest, możesz go złapać za rękę i on dalej będzie, a nie będzie chciał ci pomóc, bo wtedy myślisz sobie, że z tobą jest coś nie tak.
Możesz też wtedy oddać komuś odpowiedzialność za cały proces. Skoro jest, to niech poprowadzi. Niech weźmie, niech ściągnie.
Tak. Albo po prostu pobędzie z tym, co jest. Widzę, że to jest dla nas największym wyzwaniem. Po całej Erze Ryb, w której wszystkie nasze energie płynęły w przeciwległych kierunkach – jak te dwie ryby, jedna wielka sprzeczność, wchodzimy do Ery Wodnika, nalewamy ze swojego jednego dzbana, to ta dynamika jest zupełnie inna.
Z jakich narzędzi można twoim zdaniem korzystać?
Z Dorotą Hołówką, z którą współprowadzę szkołę praktyków pracy z ciałem, mamy obserwację, że przekazujemy narzędzia, w których osoby uczą się swoim patrzeniem na grupę czy na pojedynczą osobę ją zasilać. Czyli jeśli ktoś przechodzi przez coś bardzo trudnego, to nie wchodzić w rolę pomocnika, doradcy, nie zasilać osłabienia, ale być, dając poczucie: „hej, jestem tu, dobrze, że i ty jesteś”. Ale to jest możliwe tylko wtedy, kiedy my te swoje skrzywdzone dzieci, niewypowiedziane słowa, przekroczone granice mamy, mówiąc w cudzysłowie, przepracowane, wyregulowane. Jeśli my tego nie mamy, to taka osoba uruchamia w nas tę naszą nieuzdrowioną część i lecimy w tym filmie razem. A bycie w swojej prawdzie i świadomości, a nie w historiach o bólu, daje mi możliwość bycia dla drugiej osoby. To najpotężniejsze narzędzie, jakie teraz widzę w moim świecie.
Ado – na czym opiera się twoja relacja z pustką. Jest partnerska?
Nie wiem, co to znaczy partnerska, ale na pewno jest to relacja oparta na byciu.
Na równowadze?
Pewnie tak, w jakiejś bardzo szerokiej perspektywie, ale bardziej na fali. Czuję, że jestem niesiona w oceanie życia i czasami fala jest bardzo wznosząca, ale potem opada. To równowaga oceanu – fala się wznosi i opada. Miałam tendencję, żeby cały czas być na fali, a dzisiaj jestem czasami nad, a czasami pod.
To tak, jak z pulsacją serca – nie może być cały czas otwarte. To bardzo piękne, ponieważ od rozmów z ogniem przeszłaś do fali, która wznosi się i opada. Zapytam więc o rolę jeszcze innego żywiołu w całym tym procesie – rolę wiatru, bo pamiętam, że wiatr był czymś, o czym często mówiłaś. Mieszkając w Trójmieście, wiatr był czymś, co kłuło i męczyło. Gdzie teraz jest wiatr? Czy w ogóle jest? A może spełnił swoją rolę i już sobie poszedł.
To dobre pytanie. Nie zastanawiałam się nad tym. Na pewno dalej nie lubię go jako zjawiska fizycznego, niezależnie od tego, czy wieje, kiedy jestem w skałach i się wspinam, czy kiedy spaceruję po Krakowie, moim ukochanym miejscu na Ziemi. Aczkolwiek bez wiatru nie pływałabym na żaglach. I kiedy myślę o ogniu, bo te żywioły są ze sobą połączone, to ogień przecież nie rozpaliłby się tak bez wiatru. Jednego dnia ten ogień rozpalił się sam! Na żarzących się węgielkach ułożyłam namiocik i przez to, że wiał wiatr, ogień rozpalił się sam. Zatem patrzę dziś na wiatr inaczej, bo mogę patrzeć na wiatr, a nie na to, co uruchamia w moich osobistych historiach.
Dla mnie z przewodniczki stajesz się szamanką żywiołów. I myślę, że o tym też jest ta historia, która zawiera się w hokus pokus i te żywioły doprowadziły nas do momentu, kiedy wszyscy jesteśmy bardzo blisko Ziemi. Nie dlatego, że chcemy, a dlatego, że nie mamy wyboru. Wystarczy zobaczyć w tym procesie możliwości…
Czuję, że stajemy się czymś innym, że ja staję się czymś innym. I mam na to zgodę. Bez względu na to, gdzie mnie to prowadzi. Bo to także jest różnica – zawsze wiedziałam, gdzie idę, miałam jasno wyznaczone cele, potrafiłam zwizualizować sobie absolutnie wszystko i to mieć. Teraz to narzędzie nadal działa, ale przez ostatnie miesiące, kiedy coś sobie wizualizuję i to przychodzi, to nie daje mi to absolutnie nic, żadnej emocji. To jest wspaniałe, że jestem otwarta bez gwarancji tego, na co się otwieram i dokąd mnie to zaprowadzi.
Popatrz! Czyli bycie wyparło działanie! Dziękuję, Ado.
Dziękuję, Alicjo.
Ada Stolarczyk – terapeutka pracy z ciałem (nurt Gestalt). Absolwentka 2,5 letniej szkoły Tantry. Specjalizująca się w procesach redukcji stresu, oraz pracy z pamięcią komórkową ciała. Terapeutka terapii czaszkowo- krzyżowej, Provider TRE®. Autorka płyty terapeutycznej relaksacje z wizualizacjami „Twoje ciało zna odpowiedź”. Pasjonatka życia i miłośniczka natury – spełniona kobieta. Założycielka Fundacji Wyprawy Przemian z ramienia której organizuje wyprawy w egzotyczne miejsca połączone z rozwojem osobistym ( Gwatemala, Nepal, Rejs po Chorwacji, Bali i Gili, Maroko). Od 10 lat prowadząca zajęcia i warsztaty uwalniające od ograniczeń własnego potencjału i budowania balansu w swoim psychicznym i emocjonalnym życiu. Autorka warsztatów dla Kobiet „Boskie ciało- malowane ciałem”- kontaktowania się z własną kreatywnością, seksualnością, kobiecością i miłością (szacunkiem) poprzez malowanie ciałem. Dodatkowo wykłada na Wyższej Szkole Edukacji w Krakowie na kierunku psychologia rozwoju osobistego.
Fundacja Liberté! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi w dniach 10 – 12.09.2021.
Dowiedz się więcej na stronie: https://igrzyskawolnosci.pl/
Partnerami strategicznymi wydarzenia są: Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń.