Harry Frankfurt to jeden z najpopularniejszych i najbardziej cenionych żyjących amerykańskich filozofów moralności. Jest w swoich przekonaniach stanowczy, ale jak na porządnego etyka przystało – również kontrowersyjny. Ten na pozór miły, starszy pan, spoglądający na nas z okładki książki czy wyszukiwarki internetowej, profesor emeritus Uniwersytetu w Princeton, znawca Kartezjusza, to niezły zgrywus, autor książek poświęconych konieczności, wolnej woli, determinizmowi, racjonalności, prawdzie, ale również miłości czy wciskaniu kitu. To właśnie jego słynny wykład „On Bullshit” stał się jednym z najbardziej komentowanych naukowych bestsellerów ostatnich lat oraz jednym z dwóch dostępnych w języku polskim tekstów autora. O „Wciskaniu kitu” ukazało się w 2005 roku nakładem wydawnictwa Czuły Barbarzyńca. W 2017 roku Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego wydało w ramach doskonałej serii „Kim jest człowiek?” niemniej znane i głośne The Reasons of Love („Dlaczego kochamy?”). Piszę o tych dwóch tekstach, ponieważ zdaje się je łączyć nie tylko osoba autora. Wszak przekonanie o miłości, a tym bardziej jej – o zgrozo! – wyznawanie to niejednokrotnie nic więcej jak wciskanie kitu.
No właśnie, kiedy nasze uczucia są szczere i prawdziwe, czy można kochać „trochę” lub „na niby”, co miłość ma wspólnego z racjonalnością i czemu niekoniecznie musi być moralna? Na te i wiele innych pytań, które z pozoru mogą wydawać się trywialne (choć w gruncie rzeczy takimi nie są), odpowiada amerykański filozof. „Tematy, którym ta książka jest poświęcona, dotyczą zwyczajnego życia” – przyznaje na samym początku, z rozbrajającą szczerością, autor. Wychodząc od prozaicznych przesłanek z obszaru praktycznego rozumowania dochodzi wszak do zasadniczych i arcyważnych z punktu widzenia każdej istoty ludzkiej wniosków, zachowując przy tym lekki i nieprzeintelektualizowany ton wywodu, w którym obok odniesień do wielkich systemów filozoficznych Arystotelesa i Kanta, pojawiają się anegdoty, a nawet tu i ówdzie żarty. Frankfurt zdaje się co jakiś czas „puszczać oko” do czytelnika, opierając się nie tylko na znajomości tych samych lektur, ale przede wszystkim na wspólnocie doświadczeń. Bo nawet jeśli nie czytaliśmy „Uzasadnienia metafizyki moralności” czy innych klasycznych dzieł filozofii, to przecież chociaż raz w życiu czuliśmy „motyle w brzuchu” czy przeżywaliśmy inne rozterki miłosne. W tym miejscu warto z recenzenckiego obowiązku zaznaczyć, że spośród wszystkich rodzajów miłości, to romantyczne i seksualne relacje są dla filozofa najbardziej „podejrzane”. W rozdziale drugim, zatytułowanym „O miłości i jej racjach” czytamy o nich następujące zdanie:
„Tego typu relacje mają w sobie zazwyczaj wiele zakłócających elementów, które nie należą do podstawowej natury miłości, będącej odmianą bezinteresownej troski, a wprowadzają tyle zamętu, że prawie niemożliwe jest zorientowanie się, o co naprawdę chodzi”.
Krótko rzecz ujmując, miłość w ujęciu teoretycznym Harry’ego Frankfurta musi spełniać następujące warunki:
- Powinna być oparta na bezinteresownej trosce o dobro i rozkwit kochanej osoby (najlepszym przykładem tej okoliczności według autora jest miłość rodziców do dzieci, a „Dlaczego kochamy?” to apoteoza natalizmu);
- W odróżnieniu od np. dobroczynności, która może mieć charakter ogólny, miłość musi być osobowa, a jej przedmiot być konkretny i niezastępowalny;
- Miłość generuje utożsamienie kochającego z obiektem miłości;
- Miłość nie może być zależna od naszej woli. „To po prostu nie od nas zależy, co kochamy, a czego nie kochamy. Miłość nie jest kwestią wyboru (…)” – stwierdza filozof.
Choć są to argumenty ze swojej natury filozoficzne, autor nie lekceważy aspektów psychologicznych miłości. W brawurowy i przejmujący sposób opisuje mechanikę konfliktu psychicznego czy ambiwalencji uczuć, które towarzyszą doświadczaniu różnych rodzajów przywiązania emocjonalnego.
Każda relacja miłosna jest inna, każda na swój własny sposób wyjątkowa, mimo to doświadczanie miłości uznaje za wspólne i uniwersalne, bo jest po prostu ludzkie. Lubię w książce Frankfurta pewien – coraz rzadziej we współczesnym piśmiennictwie spotykany – poziom ogólności, na którym człowiek jest człowiekiem, a nie reprezentantem jakiejś grupy społecznej, etnicznej czy kulturowej. Cenię oczywiście teksty, które pokazują różne perspektywy, oddają głos niewysłuchanym, wyrównują szanse, ale sposób ujęcia tematu w „Dlaczego kochamy?” nie ma w sobie niczego totalizującego, narzucającego tylko jedną, słuszną wizję. Sam autor wielokrotnie podaje w wątpliwość swoje przypuszczenia, kwestionuje racje, a w tych wszystkich zwątpieniach zbliża się niejako do czytelnika, dając mu szansę dojścia razem, „ręka w rękę”, wespół w zespół z profesorem do zaskakujących wniosków końcowych, których nie mogę zdradzić w recenzji, żeby nie zepsuć przyszłym odbiorcom radości z lektury i wspólnego filozofowania.
Ogromną wartością „Dlaczego kochamy?” Harry’ego Frankfurta jest to, że pozwala ona zrozumieć coś, co kultura przez wieki starała się od rozumu oddzielić, co poskutkowało bezprecedensowym zmąceniem w dobie współczesnego relatywizmu. To książka, która daje oparcie i przywraca równowagę. Może złudne i chwilowe, ale nie do przecenienia. Bezcenna lektura!
Źródło zdjęcia: Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego
