W dzisiejszym wydaniu GW piszą głównie kobiety. Większość artykułów traktuje o tym dlaczego się sprzeciwiają, w ich treści autorki często bezpośrednio nawiązują do swoich doświadczeń. Jest to naturalne i potrzebne, ponieważ pokazuje złożoność tematu, nad którym dziś wszyscy się pochylamy.
„Gazeta” nie ogranicza się jednak tylko do tematu nowej propozycji ustawy aborcyjnej i gros miejsca przeznacza na tzw. tematy kobiece. I tak, młode studentki, które wzięły udział w marszu są przeciwko molestowaniu kobiet w ogóle. Dziennikarka gazety w osobnym artykule donosi, ze na właśnie zakończonej konferencji EFNI w Sopocie spotkała się z protekcjonalnym i seksistowskim traktowaniem ze strony podstarzałych prezesów.
W konsekwencji, nie mogę pozbyć się wrażenia, że w dużej mierze dyskusja o ustawie w sprawie aborcji zostaje zredukowana do klasycznej walki płci. I to mnie zasmuca, ponieważ jest to dyskurs krzywdzący, który za ofiary uznaje wyłącznie kobiety, a mężczyzn niejako stawia automatycznie po drugiej stronie barykady.
Budowanie tego typu podziałów jest sztuczne i ukazuje rzeczywistość silnie zniekształconą.
To nie znaczy, że sama nie doświadczyłam zachowań, o których mówią kobiety na łamach pisma. Ja także byłam molestowana, byłam traktowana protekcjonalnie ze względu na mój młody wiek i płeć i byłam adresatką seksistowskich komentarzy. Ale życie nauczyło mnie, że swoim zachowaniem i postawą można z takimi praktykami walczyć, ba społecznie mamy przyzwolenie na denuncjowanie takich zachowań. Mężczyźni takich praw są pozbyci. Ilu znacie chłopaków, którzy zgłosili, że molestowała ich starsza Pani profesor, że zgwałciła koleżanka? Wiem, że czytając to pytanie wiele/wielu z Was uśmiechnie się pod nosem. „Mężczyzny nie można molestować”, bo przecież on zawsze chce seksu. Jeszcze gorzej sprawa ma się w przypadku przemocy domowej, w której nie tylko Polacy, ale także polskie kobiety występują w roli agresorów. Kobieta po głębszym w naszym kraju jest często tak samo groźna jak modelowy polski mężczyzna alkoholik, ale wyobraźmy sobie katowanego męża, który zgłasza takie wypadki przed policją. Absurd takiego zdarzenia z pewnością odczuwa każdy kto czyta te słowa.
Wreszcie kolejny temat, seksistowskie komplementy, które zażenowały dziennikarkę „Gazety Wyborczej”. W pełni się z tą panią zgadzam, sama niejednokrotnie po tego typu zajściu czuję przypływ furii, ale nie bądźmy hipokrytkami bardzo duża cześć kobiet w Polsce chętnie taki żarcik przyjmie i intelektualnie nie ma chęci wysilać się ponad lekturę kolorowego pisemka u kosmetyczki. To samo tyczy się i mężczyzn, są tacy, którzy w związku szukają intelektualnego partnerstwa, są tacy, którzy poszukują pięknej ozdoby i wiele z nas tą ozdobą chce być i niczym więcej.
Przechodząc wreszcie do meritum. Nie dzielmy świata na biało-czarny, męski i kobiecy. W parlamencie nie zasiadają tylko mężczyźni, to nie jest kneblowanie kobiet, to jest ograniczanie praw całego społeczeństwa obywatelskiego, ponieważ tworzenie rodziny i zdrowie jej członków to nie jest sprawa kobiet, to jest sprawa nas wszystkich. Nie możemy więc skandować, że to Polkom się coś odbiera, bo odbiera się prawa nam wszystkim – kobietom i mężczyznom. Mężczyzna nie może zajść w ciążę, ale to także jego sprawa gdy jego dziewczyna „wpadnie”, gdy jego żona ma komplikacje w ciąży. Decyzje o potencjalnej aborcji bardzo rzadko podejmujemy same, idziemy do domu, rozmawiamy wspólnie z partnerem. Ten problem jest społeczny, on łączy, a nie dzieli. To samo tyczy się drugiej strony barykady, z okopów nie wychylają się tylko mężczyźni w sutannach. Kościół Katolicki od zawsze niosą na barkach kobiety, to one są najwierniejszymi wyznawczyniami i najgorliwszymi wykonawczyniami poleceń kapłanów. To jest złożona sytuacja, przed którą obecnie stoi część społeczeństwa, które bezkrytycznie zawierzyło Kościołowi i bezrefleksyjnie popiera fanatyzm oraz tych (wierzących i niewierzących), którzy jesteśmy w stanie zrozumieć straszne konsekwencje jakie stoją za zaostrzeniem dotychczasowego prawa. Ale boimy się wszyscy: kobiety i mężczyźni, ponieważ o naszą wspólną przyszłość tu chodzi.
Polacy instynktownie to rozumieją szybko dołączyli się do protestu na facebooku i tak licznie uczestniczyli w marszach zorganizowanych w całej Polsce, że trudno jest tu mówić o „rewolucji zwykłych Polek – parasolek” jak chcą to widzieć „faceci w czerni z Gazety Wyborczej”. To jest protest tej części społeczeństwa, która rozumie zagrożenia płynące ze zmian w ustawie, dlatego jeszcze raz podkreślę to jest nasza sprawa, nas wszystkich, nie redukujmy dyskursu do wojny płci, bo nie o powtórkę z Seksmisji tu chodzi.
