Podczas Igrzysk Wolności odbędzie się premiera najnowszej książki Marka Migalskiego „Nieludzki ustrój. Jak nauki biologiczne wyjaśniają kryzys demokracji liberalnej oraz wskazują sposoby jej obrony.” Rozmowa z autorem odbędzie się w sobotę na Arenie 5 w godzinach 17:00 – 17:45. Zapraszamy do udziału w panelu oraz zachęcamy do zaglądania do sklepu Liberté!. Książka jest już w sprzedaży! Poniżej publikujemy fragment książki.
Nikt nie czyta „wstępów”. Tym bardziej „słów wstępnych”. Jedynie „podziękowania” cieszą się od nich mniejszym zainteresowaniem. Dlatego tych kilka początkowych stron zatytułowałem: „Wprowadzenie” – tak aby Czytelnik ich nie pominął.
Co chcę w nich powiedzieć? Chcę podkreślić, że główną tezą prezentowanej książki jest twierdzenie, iż natura ludzka, taka jaką poznaliśmy w ciągu ostatnich kilku dekad w wyniku rewolucji w neuronaukach, stoi w sprzeczności z wymogami i zasadami liberalnej demokracji. Chcę wskazać, że w świetle dokonań owej rewolucji demokracja nie ma prawa przetrwać, bo w kilku najważniejszych wymiarach wymaga od ludzi czegoś, co jest im obce – racjonalności, indywidualizmu, tolerowania „obcego”, namysłu i nieulegania uproszczonym heurystykom. Mówiąc wprost – to, czego dowiedzieliśmy się od neurobiologów, kognitywistów, memetyków i prymatologów dowodzi, że człowiek lepiej czuje się w stadzie, w walce z „innym”, gdy kieruje się emocjami i ulega zakłamaniom poznawczym. To zaś całkowicie sprzeciwia się wymogom stawianym obywatelom przez liberalną demokrację.
Ale – jak zauważył zapewne uważny Czytelnik – ów najlepszy z ustrojów mimo wszystko przydarzył się naszemu gatunkowi i miliony (ba! – miliardy) ludzi jednak w nim żyły! To prawda – w końcowych fragmentach książki tłumaczę, dzięki czemu cud ten mógł się zdarzyć i w jaki sposób bąk, który według wszelkich zasad termodynamiki nie miał prawa wzbić się w powietrze, jednak latał. Ale zasadniczą część książki stanowią fragmenty opisujące dokonania nauk biologicznych w kontekście ich aplikacji do refleksji nad kryzysem liberalnej demokracji. Uważam, że bez zrozumienia tego, co nam przynoszą, trafna analiza procesów społecznych i politycznych nie jest możliwa. O ile w Stanach Zjednoczonych dzieje się to już od lat, w Polsce zaobserwować można dziwny opór przed akceptacją i adaptacją dorobku neuronauk. Prezentowana praca jest próbą przełamania tego oporu i posłużenia się efektami owej „rewolucji poznawczej” do zrozumienia współczesnych fenomenów politycznych – w tym także, a może nawet przede wszystkim, wzrostu populizmu w krajach zachodnich i kryzysu demokracji liberalnej. Oczywiście – nie można podchodzić do dorobku nauk biologicznych bezkrytycznie i traktować ich jak nowego marksizmu, który za pomocą „kilku pojęć jak cepy” objaśni nam cały świat[1]. Nie należy jednak także ich konkluzji ignorować i udawać, że wszystko, co możemy napisać o człowieku i polityce, powiedzieli już Platon z Arystotelesem lub ewentualnie Freud z Canettim.
Jestem politologiem i rozprawa ma charakter politologiczny, dlatego z dorobku neuronauk korzystam za pośrednictwem specjalizujących się w nich autorów, samemu – co oczywiste – nie przeprowadzając własnych badań. Bazuję zatem na tym, co w tej materii napisali mądrzejsi i bardziej wyspecjalizowani ode mnie. Nie znaczy to jednak, że przytaczane przeze mnie wyniki badań czy eksperymentów mogą wprowadzać w błąd – moje kilkuletnie studia nad tymi zagadnieniami powinny były ustrzec mnie, a co za tym idzie i Czytelnika, przed popadnięciem w przekłamania (pewną gwarancją powinien być także fakt, że napisałem wcześniej wspólnie ze świetnym biologiem, neurodydaktykiem i memetykiem, profesorem UŚ Markiem Kaczmarzykiem, książkę wprowadzającą w temat: Homo Politicus Sapiens. Biologiczne aspekty politycznej gry, której fragmenty cytowane są w niniejszej pracy dosyć obficie).
Nie udaję także w prezentowanej pracy ichtiologa, bezemocjonalnie opisującego życie rybek w domowym akwarium. Jestem zaangażowany po jednej ze stron ideowego sporu, bowiem w starciu między populizmem i autorytaryzmem z jednej strony, a demokracją i liberalizmem z drugiej, sytuuję się – co oczywiste – po stronie tych ostatnich. Po wykręceniu wielu ideowych piruetów, dziś, po przeżyciu ponad pół wieku, osiadłem na pozycjach zwolennika banalnej liberalnej demokracji (przy zdolności do zauważania i opisywania wszystkich słabości tego systemu). Uważam ją za najlepszy ustrój do życia dla największej liczby osób – za taki sposób uregulowania relacji między ludźmi, który zapewnia im maksymalną wolność w robieniu ze swoim życiem tego, co uważają za dobre i czyniące ich szczęśliwymi. Nie jestem zatem owym ichtiologiem sucho opisującym wojnę gupików z welonami. Tkwię w tym cholernym akwarium po szyję, a ostatnimi czasy nawet po uszy.
Dlatego książkę tę czytać należy nie tylko jako opis rzeczywistości, ale także jako głos w sprawie jej zmieniania – temu poświęcony jest ostatni rozdział, w którym dzielę się sposobami ratowania liberalnej demokracji przedzamordystami. Bo fakt, że ów najpiękniejszy z ustrojów jest sprzeczny z naturą ludzką, nie musi oznaczać, że nie warto go bronić i o niego walczyć. Wszak jedzenie sztućcami, perfumowanie się i pisanie/czytanie książek także nie są „naturalne”, jednak chętnie się im oddajemy, a część z nas znalazła w nich nawet upodobanie i nie chciałaby rezygnować z nich na rzecz innych, bardziej „naturalnych”, czynności. Tak, za zamordystami stoi nasza biologiczna ewolucja (choć nie cała, bo chociażby takie zjawiska jak altruizm czy empatia, które wspierają demokrację, także są naturalne, o czym szerzej piszę w książce), ale nie musi to skutkować poddaniem się liberałów bez walki. Zwłaszcza że kilka razy w tej konfrontacji z autorytarystami wychodzili zwycięsko. Ostatnie fragmenty prezentowanej pracy dostarczają im amunicji w tym zbożnym dziele.
I wreszcie ostatnia uwaga – książka ma charakter naukowy (stąd mnogość przypisów, cytatów, odwołań do źródeł), ale była pisana z myślą o przeciętnym polskim inteligencie. Rzeczy skomplikowane starałem się zatem czynić przystępnymi i prostymi w zrozumieniu, a nie na odwrót (jak jest to w manierze wielu moich szanownych kolegów po fachu). Moim zadaniem było bowiem nie zawstydzenie Czytelnika swoją (ograniczoną zresztą) wiedzą i zasypanie go terminami, które brzmią tajemniczo i egzotycznie, ale coś zupełnie odwrotnego – przeprowadzenie go do końcowych wniosków w sposób przyjazny, pozwalający podążać za tym, co przynosi nauka, w nadziei na zrozumienie konsekwencji rewolucji w naukach biologicznych dla opisu zjawisk politycznych. Całkowite uniknięcie posługiwania się żargonem neurobiologów, memetyków czy kognitywistów okazało się niemożliwe, ale czyniłem to tylko wówczas, gdy było to konieczne, lub wtedy, gdy sam nie znajdowałem odpowiednich zastępczych określeń. Nie utrudniałem Czytelnikowi lektury, ale nie chciałem także pozbawiać go możliwości zapoznania się z najnowszymi dokonaniami nauk biologicznych. Mam nadzieję, że znalazłem „złoty środek” między przyjaznym podążaniem do wspólnych wniosków a koniecznością posługiwania się naukową terminologią.
Udanej, pożytecznej i miłej lektury.
[1] Jak słusznie piszą Sally Satel i Scott O. Lilienfeld: „W sumie można odnieść wrażenie, że niektórzy eksperci widzą w neuronaukach następcę genetyki, naukę – a może raczej należałoby powiedzieć narrację – zdolną wyjaśnić i przewidzieć wszystkie niemalże ludzkie zachowania. Pamiętajmy jednak, że przed determinizmem genetycznym była już moda na radykalny behawioryzm B. F. Skinnera, wyjaśniający wszystkie zachowania w języku kar i nagród. Wcześniej jeszcze, w minionych XIX i XX wieku, mieliśmy freudyzm, który z kolei głosił, że człowiek to suma nieuświadomionych konfliktów i popędów”. S. Satel, S. O. Lilienfeld, Pranie mózgu. Uwodzicielska moc (bezmyślnych) neuronauk, Warszawa 2017, s. 21.
Najnowsza książka Marka Migalskiego „Nieludzki ustrój. Jak nauki biologiczne wyjaśniają kryzys demokracji liberalnej oraz wskazują sposoby jej obrony” jest już dostępna w sklepie Liberté!