Kto próbował kiedykolwiek wspomnieć w dobrym towarzystwie o antynatalizmie, spotkał się zapewne z jakimś wariantem zabójczej (w mniemaniu nią szermujących) riposty, że orędując za antynatalizmem wypadałoby być konsekwentnym i samemu czym prędzej opuścić ten padół łez. Cierpliwemu wyjaśnianiu, że w antynatalizmie chodzi o to, by nie rozpoczynać nowego życia, nie zaś o to, by życie już istniejące przedwcześnie kończyć, brakuje podobnej powierzchownej efektowności i efektywności – stąd zapewne bierze się popularność owej riposty.
Ostra reakcja częściowo bierze się też oczywiście z niewiedzy. Antynatalizm, choć zaczyna coraz mocniej przebijać się do publicznego dyskursu, wciąż jest na dorobku i musi się tłumaczyć z tego, czym jest, a czym nie. Dopiero co wydana książka Mikołaja Starzyńskiego Antynatalizm. O niemoralności płodzenia dzieci jest, jak wyjaśnia w przedmowie wydawca, „krótkim wprowadzeniem do zagadnień antynatalizmu”, odpowiadającym na brak polskich opracowań w tym zakresie. Uzupełniona – o teksty i cytaty ważnych autorów i myślicieli – książka ma ambicje wprowadzenia antynatalizmu na dobre do polskiego dyskursu publicznego.
Antynatalizm – postulat etyczny, stanowisko filozoficzne, postawa życiowa, twierdzenie aksjologiczne, ruch intelektualny, etc. – podstawia nam pod sam nos dylematy, o których na co dzień nie chcemy myśleć. Stawia je przy tym w szczególnie wyostrzonej, bezkompromisowej formie, podważając uznane wartości społeczne i przekonania indywidualne. No bo czy sprowadzanie na świat dzieci naprawdę może być niemoralne? Czy spełnianie najgłębszych ludzkich potrzeb jest szkodliwe? Czy życie w zgodzie z oczekiwaniami ogółu to zło? Ta obrazoburczość antynatalizmu sprawia, że wywołuje on nieomal instynktowny sprzeciw. Nic dziwnego, że – podobnie jak w przypadku innych kontrowersyjnych kwestii – pierwszą reakcją jest często próba odparowania zarzutu o niemoralne postępowanie niczym innym, jak również zarzutem niemoralnego postępowania. Vide wytykanie rzekomej hipokryzji, od którego zacząłem niniejszy tekst.
A jednak. W świecie rosnącej złożoności i niestabilności, gdzie każdy nowy element pociąga za sobą kaskadę efektów przekładających się na niezliczone interakcje, których konsekwencje synergicznie się potęgują, żadnemu i żadnej z nas nie wolno łudzić się, że może ot, tak żyć sobie nadal „swoim własnym życiem” i bezkrytycznie zaliczać kolejne etapy powszechnie przyjętego modelu funkcjonowania w społeczeństwie. Takim elementem i etapem jest sprowadzenie na ten świat dziecka. Dziecka, którego przeznaczeniem jest przecież śmierć, a w drodze pomiędzy kołyską a grobem – cierpienie. To, którego padnie ofiarą, i to, które ściągnie na innych. Świadomie lub nie.
Ale tu właśnie mamy kłopot.
Zgodnie z pewną wykrystalizowaną już na tym polu tradycją, Starzyński zaczyna przedstawianie antynatalizmu od wymiaru filozoficznego. Czytamy zatem o starożytnych Grekach, Schopenhauerze, współczesnych filozofach antynatalistycznych, kwestii pesymizmu, problemie ludzkiej świadomości, i tak dalej, i tym podobnie. Są to zagadnienia niezwykle ważne, ciekawe, wartościowe – ale też, co przyznają sami antynataliści z Davidem Benatarem na czele, stanowiące o marnych szansach upowszechnienia antynatalizmu. Wbrew bowiem wszelkim wywodom obnażającym tragizm ludzkiego istnienia, wbrew argumentom dowodzącym, że życie jest cierpieniem, większość z nas po prostu tak tego nie odbiera. Po części odpowiadają za to błędy poznawcze (którym Starzyński poświęca cały rozdział), sprawiające, że nie widzimy rzeczywistości taką, jaką ona „obiektywnie” jest, po części zaś uwarunkowania społeczne i kulturowe, które narzucają nam sensy i zachowania neutralizujące ból istnienia. Bez względu jednak na przyczyny, rezultat jest taki, że przywoływane zazwyczaj na pierwszym miejscu filozoficzne oblicze antynatalizmu wypada w oczach większości odbiorców blado i nieprzekonująco.
A przecież jest wymiar antynatalizmu, który już dziś motywuje coraz więcej ludzi, by nie mieć dzieci, lub mieć ich mniej, niż planowali. Wymiar, który Starzyński nazywa „niezwykle ważnym” w zwiększaniu zainteresowania antynatalizmem – lecz jednocześnie określa mianem „osobnej kategorii” oraz jednej acz niejedynej „z linii argumentacji”, poświęcając mu pełnię uwagi dopiero w rozdziale przedostatnim. Mowa tu wymiarze klimatyczny i ekologiczny.
Nadciągające wielkimi krokami załamanie systemów podtrzymywania życia na Ziemi i konieczność stawienia mu czoła to dramat, który dotknie każde figlujące dziś na placach zabaw dziecko. To kryzys, z którym zmagać się będzie także wielu z nas, czytających dziś te słowa. To wreszcie kataklizm, który tym więcej pochłonie ofiar, im więcej ludzi będzie na tych systemach polegało – i te systemy obciążało. Wobec tej prawdy, niemoralność sprowadzania na świat każdego kolejnego dziecka (czyli kolejnej ofiary, a zarazem kolejnego sprawcy) to kwestia już nie abstrakcyjnego filozofowania, tylko twardej rzeczywistości.
Czy zatem to wokół tego właśnie wymiaru nie powinna obracać się każda publikacja o antynatalizmie, która pragnie mieć realne przełożenie na świat za oknem?
Byłoby to skądinąd szczególnie na miejscu właśnie w książce Starzyńskiego. O antynatalizmie, jak i o wszelkich wyzwaniach epoki człowieka, można otóż pisać (i mówić) na sposób naukowo neutralny i racjonalnie chłodny – a można też ująć rzecz personalnie i emocjonalnie. Podejście pierwsze wznosi wysublimowaną barierę oddzielającą to, co postrzegamy, od tego, co naprawdę się dzieje. Podejście drugie tę barierę burzy, ale nie ma (jeszcze) podobnego prestiżu intelektualnego ani społecznego statusu. Książka Starzyńskiego, łącząc elementy aparatu naukowego z rozsianymi tu i ówdzie ostrożnymi wtrętami osobistymi, ma potencjał zintegrowania mocnych stron obu podejść, swobodnego zagrania argumentacją, podjęcia próby stworzenia przekonującej narracji. Ale nie w pełni go wykorzystuje. Intelektualnie tematu nie wyczerpując ani wystarczających emocji nie generując, najskuteczniejszy argument zamiast na piedestale umieściwszy zaś na szarym końcu, stanowi zgrabne, potrzebne, dogodne wprowadzenie do tematu – ilu jednak czytelnikom i czytelniczkom poza ukazaniem „tragicznego piękna antynatalizmu” da impuls do życiowej zmiany?
Mikołaj Starzyński. Antynatalizm. O niemoralności płodzenia dzieci. Towarzystwo Naukowe im. Stanisława Andreskiego 2020.
__________
Książka Dawida Juraszka Antropocen dla początkujących. Klimat, środowisko, pandemie w epoce człowieka jest dostępna w SKLEPIE LIBERTÉ!
Autor zdjęcia: Frank Alarcon
