Referendum zainicjowane i doprowadzone do skutku przez Sojusz Lewicy Demokratycznej na pół roku przed wyborami samorządowymi jest przykładem nieodpowiedzialności, szkodzenia miastu, a w efekcie również burzenia motywacji ludzi do uczestnictwa w wyborach. Dlaczego? Jeśli po prostu doszłoby do wyborów samorządowych pod koniec roku 2010, schodzący ze sceny politycznej niepopularny Jerzy Kropiwnicki, spokojnie odszedłby w zapomnienie. Jego współpracownicy, kandydując nawet z poparciem PiS-u, mieliby raczej umiarkowane szanse na zwycięstwo. Łódź stanęłaby przed historyczną szansą wyboru odważnego, promodernizacyjnego prezydenta, który rozpocząłby dzieło mozolnych zmian w Łodzi. Zamieszanie wywołane przez SLD i nieszczęśliwe wspierane przez lokalnych polityków PO może tymczasem wywołać szereg bardzo negatywnych zjawisk dla miasta:
- Duet Jerzy Kropiwnicki – Włodzimierz Tomaszewski wychodzą z tej batalii wzmocnieni. Zamieszanie wokół Camerimage, które z pewnością miałoby inny, o wiele spokojniejszy przebieg, gdyby nie odbywało się w kontekście nadchodzącego referendum, wzmacnia polityków prawicy. Tradycyjne łódzkie społeczeństwo jest też zniesmaczone agresywnymi atakami młodych radnych PO i SLD na starszego człowieka, jakim jest Kropiwnicki. Niezależnie od wyniku niedzielnego referendum, to może obóz Kropiwnickiego tylko wzmocnić przed realną batalią, jaka odbędzie się jesienią. Wcześniej nie miał już żadnych kart w ręku.
- Permanentny stan wyborów, jaki prawdopodobnie czeka Łódź w 2010 roku, będzie działać absolutnie demobilizująco na wyborców, którzy zmęczeni mogą postanowić nie uczestniczyć w realnych wyborach samorządowych na jesieni. Wyborach, które faktycznie zadecydują o przyszłości Łodzi na kolejne cztery lata. Jaki kalendarz wyborczy może czekać Łódź w 2010 roku? Najpierw referendum w styczniu. Jeśli Kropiwnicki zostanie odwołany, nastąpią trzymiesięczne rządy komisarza wyznaczonego przez rząd. Po nich czekają Łódź wybory prezydenta na okres kolejnych trzech miesięcy w wyborach powszechnych. W końcu dochodzi do ostatniego, właściwego starcia, w którym zostanie wyłoniony prezydent na stałe. Tak ułożony kalendarz jest dla wyborcy wyjątkowo deprymujący i zniechęcający. Kilkakrotne głosowanie może spowodować, że we właściwej elekcji wielu wyborców zostanie w domu i wybrany zostanie przypadkowy prezydent, bądź prezydent posiadający niewielki, lecz bardzo zdeterminowany elektorat. To jest oczywiste zagrożenie i nie rozumiem, dlaczego lokalni „stratedzy” SLD i PO tego nie dostrzegają. Serwując farsę zamiast spokojnej służby publicznej sami mogą doprowadzić do swojej spektakularnej porażki.
- Stan stałej atmosfery kampanii wyborczej jest jednym z przekleństw polskiej polityki i niezwykle utrudnia odważne rządzenie oraz podejmowanie ważnych reform. Odnosi się to tak samo do polityki na szczeblu krajowym, jak i lokalnym. Stan permanentnej kampanii wyborczej w Łodzi przez cały 2010 rok spowoduje paraliż rządzenia miastem. Jednocześnie tak szkodliwe sytuacje dla miasta i jego wizerunku jak sprawa Camerimage mogą się powtarzać.
- Za organizację referendum, a potem wybory tymczasowego prezydenta zapłacimy z naszych podatków. To są również niemałe kwoty. Osobiście wolałbym, gdyby radni przeznaczyli te środki na inwestycję w EC1, naprawę drogi na moim osiedlu albo odmalowali chociaż jedną miejską kamienicę.
Co cztery lata obywatele w demokratycznych wyborach decydują o składzie swoich reprezentantów we władzach lokalnych i krajowych. W zdrowej demokracji cztery lata rządzenia powinny być solidną i stałą podstawą oceny reprezentantów społeczeństwa. Politycy nie powinni permanentnie tego zmieniać, destabilizując możliwości sprawnego rządzenia.
Łódź potrzebuje odważnego, nowoczesnego i wizjonerskiego prezydenta, zdecydowanie innego niż Jerzy Kropiwnicki. Takiego musimy wybrać we właściwych wyborach samorządowych. Oby nie okazało się, że nie wystarczy nam do tego energii i siły w maratonie wyborczym. Na życzenie SLD i PO.