Był mit o prostych bananach, które Unia rzekomo zakazała (fałsz) [1]. Było o tym, że Unia uważa ślimaka za rybę [2]. Bez patrzenia na to, że kategorie handlowe nie mają nic wspólnego z biologią, nie widzę oburzonych tym nieszczęsnym ślimakiem ustawiających się w kolejce w kwiaciarni po to, żeby kupić brokuły, bo w końcu biologicznie to kwiat. Nie wspominając o tym jakim marnotrawstwem byłoby tworzenie specjalnego urzędu ds. brzuchonogów. To, że małże są też regulowane jako ryby nikomu oczywiście nie przeszkadza.
1 września w życie wchodzi kolejna dyrektywa, na którą tabloidy się rzuciły – ograniczanie mocy silników odkurzaczy [3]. Zanim zaleje nas oburzenie przedrukowane przez stażystę z Daily Mail czy Telegraph, zerknijmy o co w tym wszystkim chodzi. Odkurzacze istniały sobie spokojnie przez wiele lat i nikt nie podniecał się niezdrowo mocą ich silnika. W UK jeszcze w 2003 zaledwie 8% odkurzaczy miało moc silnika wyższą niż 1800 W. Ale początek XXI wieku to moment kiedy spece od marketingu wymyślili sobie, żeby z mocy silnika odkurzacza zrobić główny atut. W 2007 już 40% odkurzaczy przekraczało 1800 W. Bo przecież wiadomo – im mocniejszy silnik tym lepiej odkurza. Prawda? Prawda?
I tu niestety intuicja srodze nas zawodzi. Odkurzacze nie działają tym lepiej im mocniej zasysają powietrze. Bo zbyt moce ssanie powoduje, że przywieramy do odkurzanej powierzchni i tracimy funkcjonalność. Odkurzacze mają optymalną wartość ssącą (aerowaty/air watts [4]) – w zależności od typu odkurzacza funkcjonalność mieści się w zakresie 100-450 AW. Do wygenerowania tego typu siły ssącej nie potrzebny jest silnik mocniejszy niż 600 W. Skąd zatem 2300 watowe smoki w naszych domach? Tu leży geneza naszej dyrektywy.
Producenci odkurzaczy wkroczyli w swoisty wyścig zbrojeń – każdy musiał mieć coraz większy silnik. Tylko jak, skoro zbyt wysoka moc ssąca niszczy funkcjonalność odkurzacza? Odkurzacze z każdym rokiem stawały się coraz bardziej głośne, coraz bardziej się przegrzewały, w obudowach pojawiały się luki, które zasysały powietrze bokiem – wszystko po to, żeby silnik mógł być coraz mocniejszy a odkurzacz jednocześnie działać. W końcu albo któryś wydajny konstruktor odkurzaczy się wkurzył i naskarżył, albo jakiś genialny urzędnik w UE zwrócił uwagę na to, że hotele, gdzie czystość to priorytet i odkurza się non-stop korzystają z równie wydajnych, cichszych i energooszczędnych odkurzaczy po 600W. Przeprowadzono analizę i zdecydowano się ograniczyć wiele parametrów odkurzaczy, w tym moc silnika, hałas i (EDIT) jednocześnie zwiększyć wytrzymałość silnika i rury (EDIT). W tym samym czasie odkurzacze muszą spełniać dokładnie te same standardy czyszczenia więc ich główna funkcja – czyszczenie – powinno pozostać na tym samym poziomie.
Ta dyrektywa oszczędza pieniądze państwom (szacunkowo mniej o 19 TWh energii zużywanej każdego roku), nam (mniejsze rachunki za prąd. Jedynie producenci niewydajnych odkurzaczy ucierpią. Ale oczywiście tabloidy nie są zainteresowane subtelnościami – ważnym przekazem będzie to, że Unia zabiera nam odkurzacze. Dlatego z ciekawością będziemy śledzili jak do tematu podejdzie prasa w Polsce bo to proxy stosunku do Unii. Na razie widzieliśmy w Super Expresie wywiad z panem od marketingu sieci sklepów AGD, który straszył, że odkurzacze będą gorsze więc trzeba kupować teraz i już [5]. Nie dziwota, taka jego praca – pracą dziennikarza jest wykazywanie konfliktów interesów osób, które przepytują. Pamiętacie jak w pierwszym akapicie pisaliśmy o tym, że szaleństwo z mocą silnika rozpoczęli marketingowcy?
