W środowisku opozycji często słychać opinie, że samo odsunięcie PiS-u od władzy nie może być celem wystarczającym. Trzeba jeszcze określić jak ma wyglądać Polska, w której wszyscy będą się czuć jak u siebie. Dodaje się przy tym, że oczywiście nie może to być powrót do tego, co było przed objęciem władzy przez partię Kaczyńskiego. Sugeruje to, że za czasów rządów PO-PSL nie wszyscy czuli się jak we własnym kraju. Nie twierdzę, że tak nie było, ale na pewno nie w takim stopniu jak obecnie.
Ten pogląd, szczególnie popularny w ugrupowaniach krytycznie nastawionych do duopolu władzy konkurujących ze sobą partii PO i PiS, ma kilka zasadniczych wad. Po pierwsze, opiera się on na kompletnie nieuzasadnionym symetryzmie: ponieważ obie te partie nie sprawdziły się w rządzeniu Polską, to najwyższy czas, aby ten duopol przełamać i dopuścić inną partię do władzy. Można mieć wiele zastrzeżeń do rządów Platformy Obywatelskiej, ale ta partia nigdy nie posunęła się do zamachu stanu. Tymczasem PiS to zrobił, łamiąc konstytucję, niszcząc trójpodział władzy i niezawisłość sądów. W ten sposób Polska przestała być demokracją liberalną, a stała się autorytarną hybrydą z resztkami demokracji w postaci samorządu terytorialnego i wolnych wyborów. Te resztki są zresztą intensywnie niszczone przez centralizowanie państwa i zakwestionowanie zasady równości wyborów poprzez angażowanie instytucji państwowych, w tym służb specjalnych, w kampanię wyborczą.
To, co zrobił PiS, jest sprzeczne z dążeniami Polek i Polaków do życia w kraju demokratycznym, osadzonym w kręgu cywilizacji zachodniej. O to chodziło działaczom opozycji demokratycznej w czasach PRL-u i kolejnym rządom w wolnej Polsce, niezależnie od dzielących ich różnic w wielu sprawach. PiS sprzeniewierzył się tym dążeniom, konsekwentnie budując ustrój autorytarny, typowy dla cywilizacji wschodniej. W dodatku uczynił to gwałcąc konstytucję, co kwalifikuje tę partię do delegalizacji. Doszukiwanie się jakiegokolwiek symetryzmu między PiS-em i PO, ma więc również tę istotną wadę, że minimalizuje znaczenie zamachu stanu, którego dopuścił się PiS. Jeśli więc ktoś czyni zastrzeżenie, że nie może być powrotu do państwa sprzed 2015 roku, to powinien natychmiast dodać, że poza powrotem do ustroju demokracji liberalnej.
Po drugie, przekonanie, że można stworzyć państwo, w którym wszyscy będą czuć się dobrze, jest czystą utopią. Zapewnienia czynione zwolennikom PiS-u, że uzyskane zdobycze socjalne nie zostaną im odebrane, nie wynagrodzą im żalu po utracie „prawdziwie polskiego rządu”. Dla fundamentalistów katolickich życie w państwie świeckim będzie trudne, chociaż im nikt nie zamknie kościołów i nie zakaże praktyk religijnych. Czytałem niedawno artykuł, w którym autorka – aktywistka Strajku Kobiet – skarżyła się na nielojalność „Lewicy”. Partia ta zapewniała bowiem, że będzie walczyć o prawo do aborcji na życzenie. Tymczasem w jej dokumencie programowym jest tylko postulat liberalizacji prawa aborcyjnego, w dodatku umieszczony dopiero na piątym miejscu w hierarchii ważności. Autorka jest gotowa z żalu w ogólne nie uczestniczyć w wyborach, skoro nie ma partii w pełni reprezentującej jej poglądy.
Oczekiwanie, że jakaś partia lub koalicja wystąpi z programem, który zyska entuzjastyczne poparcie, jeśli nie wszystkich, to zdecydowanej większości obywateli, jest naiwne. Nie wiem na co liczy Szymon Hołownia zapraszając liderów partii opozycji demokratycznej do debaty na temat wspólnego programu. Jeśli taka debata miałaby przynieść jakąś podstawę przyszłej koalicji, to jej rezultatem może być jedynie postulat powrotu do demokracji liberalnej z wszystkimi jej elementami. Zasady tej formy ustrojowej i konieczność jej odbudowy mogą być jedyną ramą jednoczącą opozycję demokratyczną w dzisiejszej Polsce. Jakiekolwiek próby dokonania bardziej szczegółowych ustaleń w różnych obszarach funkcjonowania państwa powodować będą spory i niekończące się negocjacje. Najważniejszym i na tę chwilę jedynym celem opozycji powinno być – zgodnie ze stanowiskiem Donalda Tuska – odsunięcie PiS-u od władzy, bo tylko wówczas powrót do demokracji liberalnej będzie możliwy. Chociaż wiadomo, że po zmianach, które Zjednoczona Prawica wprowadziła w wymiarze sprawiedliwości, nie będzie to ani łatwe, ani szybkie, przy kontynuacji kadencji przez prezydenta Dudę. Nie chodzi więc o stworzenie programu przyszłych rządów dla całej opozycji demokratycznej. Chodzi o odbudowę demokracji liberalnej i kierowanie się wartościami Unii Europejskiej. Zamiast programu potrzebna jest wspólna lista wyborcza, powstała najlepiej w wyniku prawyborów, tak jak to miało miejsce na Węgrzech.
W warunkach poszanowania zasad demokracji liberalnej można będzie dopiero wspólnie ucierać szczegółowe rozwiązania w poszczególnych dziedzinach, znajdujące wyraz w stosownych ustawach. Rozwiązania te będą skutkiem kompromisów zawieranych między reprezentantami różnych nurtów politycznych w obecnej opozycji demokratycznej. Kompromis ma to do siebie, że nikt nie jest z niego w pełni zadowolony. Wspomniana aktywistka Strajku Kobiet może nie osiągnąć celu, jakim jest dla niej całkowita dopuszczalność aborcji, ale powinno ją przynajmniej cieszyć złagodzenie drakońskiego prawa, które obecnie obowiązuje. Demokracja liberalna tym różni się od innych ustrojów, że szukając kompromisów, nie dopuszcza się do sytuacji, w której jedna grupa społeczna narzuca swoje prawa i zasady innym. Dodatkowymi bezpiecznikami jest tu obowiązek władzy przestrzegania uniwersalnych praw człowieka i praw podstawowych mniejszości.
Opozycja demokratyczna może wygrać z PiS-em tylko dzięki zjednoczeniu się pod sztandarem demokracji liberalnej. Czy jednak ten sztandar okazuje się wystarczająco atrakcyjny dla opozycyjnych ugrupowań? Czy jest wystarczającym motywatorem dla rozbuchanych ego ich liderów? Można mieć co do tego wątpliwości, gdy Szymon Hołownia zaleca, aby dać sobie spokój z PiS i skupić się na krytyce Koalicji Obywatelskiej. Towarzyszy mu w tym Kosiniak-Kamysz, który deklaruje związek z „Polską 2050” i „Porozumieniem” Gowina, radząc jednocześnie Koalicji Obywatelskiej sojusz z „Lewicą”. Skłonność do tworzenia dwóch bloków przejawia także Donald Tusk, który chce sojuszu z „Polską 2050” i KP-PSL, wykluczając z niego „Lewicę”. Tusk ma pretensję do „Lewicy” za poparcie pisowskiego Krajowego Planu Odbudowy, ale zupełnie nie dostrzega frakcji w PSL-u, która chętnie związałaby się z PiS-em. Tymczasem prominentny działacz PSL-u Marek Sawicki otwarcie deklaruje chęć sprzymierzenia się z PiS-em, pod warunkiem, że ta partia zrezygnuje z koalicji ze skrajnie nacjonalistyczną „Solidarną Polską”. Ten sam poseł krytykował koalicję z PO po wyborach do europarlamentu, gdy sprzedawca w sklepie zwrócił mu uwagę na niestosowność sojuszu ze zwolennikami LGBT. W rewanżu Tuskowi, poseł „Lewicy” Maciej Gdula proponuje sojusz jego partii z „Polską 2050” i KP-PSL-em, z wykluczeniem Koalicji Obywatelskiej. Z tego wynika, że stosunkowo najmniej przywiązany do zasad demokracji liberalnej i cieszący się niewielkim poparciem w sondażach PSL, okazuje się najbardziej akceptowanym sojusznikiem pozostałych partii opozycyjnych.
O czym świadczy ten zadziwiający kontredans opcji koalicyjnych? Przede wszystkim o tym, że partykularne cele poszczególnych partii i ambicje ich liderów zdają się być ważniejsze niż interes Polski, którą PiS cywilizacyjnie degraduje. Niektórzy politycy w obawie przed marginalizacją ich ugrupowań w przyszłym rządzie gotowi są nadal tkwić w opozycji, czekając na lepsze czasy. Trudno inaczej wytłumaczyć niechęć do sojuszu z Koalicją Obywatelską, która jest najsilniejszym ugrupowaniem opozycyjnym. Tymczasem tylko cała zjednoczona opozycja demokratyczna, o czym nie chcą słyszeć partyjni liderzy, jest w stanie pokonać w wyborach PiS, który ciągle utrzymuje wyraźną przewagę w sondażach. Utworzenie dwóch bloków wyborczych po stronie opozycji może co najwyżej zmniejszyć skalę zwycięstwa PiS-u. Oczywiście, można zrozumieć, że w sytuacji, gdy do wyborów pozostało jeszcze wiele czasu, partie opozycyjne starają się zgromadzić jak najwięcej zwolenników, w czym wyróżnianie się, a nie zacieranie różnic, jest pomocne. Gdy przyjdzie czas wyborów skłonności integracyjne poszczególnych partii mogą się nasilić.
Prócz partyjnego partykularyzmu są jeszcze inne powody utrudniające zjednoczenie opozycji. Nieprzypadkowo przecież rzadko w niej słychać apele o potrzebie powrotu do demokracji liberalnej. Politycy znacznie chętniej poddają krytyce konkretne działania rządu związane z pandemią, z inflacją, z przypadkami łamania prawa czy próbami ograniczenia wolności słowa. Nie wspominają przy tym, że praprzyczyną tych wszystkich negatywnych zjawisk jest odejście od zasad demokracji liberalnej. Jest to niebezpieczne, bo w świadomości niektórych wyborców może powstać przekonanie, że wystarczy zmienić obecny rząd na bardziej sprawny i uczciwy, a dokonane deformy wymiaru sprawiedliwości i systemu edukacji pozostawić bez zmian, podobnie jak szereg ustaw przyjętych z pogwałceniem konstytucji. Być może także niektórzy politycy opozycji po objęciu władzy chętnie pozostawiliby szereg skutków „dobrej zmiany”, które dla rządzących są bardzo wygodne.
Niechęć do odwoływania się do zasad i wartości demokracji liberalnej ma też źródło w przekonaniu o nieznajomości tej formy ustrojowej w polskim społeczeństwie. Powoduje to lęk przed zbyt natrętnym propagowaniem wzorów kulturowych i poglądów niezgodnych z dotychczasowym doświadczeniem społecznym. Tym bardziej, że środowiska konserwatywne nie ustają w upowszechnianiu poglądu, że kultura zachodnia stanowi śmiertelne zagrożenie dla polskości. Wyniki badań społecznych wskazują jednak, że przekonanie klasy politycznej o silnym tradycjonalizmie cechującym polskie społeczeństwo jest mocno przesadzone i nieaktualne, zwłaszcza w młodym pokoleniu.
Innym powodem utrudniającym zjednoczenie opozycji demokratycznej jest przywiązanie do starego i nieaktualnego we współczesnym świecie podziału sceny politycznej na lewicę i prawicę. Już bardziej właściwy byłby podział na progresywistów i konserwatystów. Jednak najbardziej odpowiednie wydaje się rozmieszczenie nurtów politycznych na osi systemów władzy, na której jednej kraniec stanowi demokracja liberalna, a drugi – dyktatura totalitarna. Między tymi krańcami mieści się szereg systemów pośrednich, ale im dalej odbiegają one od demokracji liberalnej, tym mniejszą wartość i znaczenie przypisuje się w nich jednostce ludzkiej, a tym ważniejsi stają się przywódcy i duże grupy społeczne. To, co dzisiaj najczęściej różni polityków i ich elektoraty, to stosunek do praw człowieka i związanych z tym hierarchii wartości. Chociaż więc opozycja nosi nazwę demokratycznej, to jednak jej przedstawiciele różnią się między sobą pod tym względem, o czym decyduje najczęściej ich stosunek do Kościoła katolickiego.
Wreszcie powodem zwlekania z zawieraniem sojuszy jest bezsensowna nadzieja, że poparcie dla PiS-u gwałtownie spadnie i będzie można wygrać wybory bez tworzenia koalicji. Takie nadzieje może budzić trudna sytuacja Zjednoczonej Prawicy, w jakiej się znalazła pod wpływem rosnącej liczby ofiar pandemii, coraz większej drożyzny, fatalnego startu „Polskiego Ładu”, nakładanych na Polskę kar przez UE za niestosowanie się do wyroków TSUE, afery Pegasusa i topniejącej większości w Sejmie. Gdyby jednak błędy i niegodziwości Zjednoczonej Prawicy miały jakikolwiek wpływ na jej wyborców, to poparcie dla niej już by dawno spadło. Ta bańka informacyjna jest jednak dobrze chroniona przez TVP i prorządowe media oraz wciąż epatowana socjalnymi transferami, które zdaniem tej władzy zwalniają ją z potrzeby inwestowania w usługi publiczne. Ponieważ miłość jest ślepa, wyznawcy PiS-u, kiedy wreszcie odczują skutki katastrofy i tak będą przekonani, że winna jest opozycja, w szczególności Tusk.
Tymczasem opozycja bezskutecznie próbuje się wdzięczyć do wyborców PiS-u i bardzo się wstydzi poparcia ze strony inteligencji i środowisk wielkomiejskich. Biedni opozycjoniści, zrozumcie wreszcie, że to nie wasza bańka, a także to, że nie występując solidarnie przeciwko PiS-owi, razem z nim ponosicie odpowiedzialność za cywilizacyjny upadek Polski.
Fot. Rodrigo Ramos
Fundacja Liberte! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi, 14 – 16.10.2022. Partnerem strategicznym wydarzenia jest Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji już wkrótce na: www.igrzyskawolnosci.pl
