Mija piąty miesiąc od dramatycznych wydarzeń z nocy 19 grudnia, kiedy to tysiące ludzi wyszło na główny plac Mińska, aby zademonstrować swój sprzeciw wobec ewidentnie zmanipulowanych wyników wyborczych.
Po gwałtownym rozpędzeniu pokojowych protestów najbardziej zaskakujące było powszechne zaskoczenie. W krótkim czasie udało się Łukaszence uśpić czujność zarówno opozycji, jak i Europy, mimo że logicznym następstwem autentycznego wprowadzenia demokracji byłaby rychła śmierć obecnego reżimu. Oczywiste jest, że wszelkie zabawy demokratycznymi narzędziami od początku służyły tylko i wyłącznie umocnieniu autorytarnej władzy na średnią metę.
Powołane przez Unię Europejską Wschodnie Partnerstwo stanowiło konstruktywną próbę wpłynięcia na zmianę kierunku Białorusi poprzez wciągnięcie jej na pokład. Niebezpieczeństwo takich inicjatyw tkwi jednak w tym, że podczas wspólnej żeglugi pewni członkowie załogi mogą chcieć zmienić obrany kierunek.
Najgorsze jest to, że szereg Europejczyków padło ofiarą uroku dyktatora. Niektórzy zdają się myśleć, że demokracja jest równoznaczna z czystymi ulicami i dobrze ubranymi mieszkańcami stolicy. Inni dali się zwieść przez rząd białoruski albo byli po prostu naiwni. I są zapewne tacy, którzy sami marzą o nieograniczonej władzy. Emir Kusturica, reżyser światowej sławy, przyznał po jednym ze swoich spotkań z Łukaszenką, z którym podziela wiele poglądów, że przyszłość należy do „słodkiej dyktatury”.
Bilans nocy 19 grudnia 2010 r. to 79,67 procent głosów oddanych na Łukaszenkę, 700 pobitych bądź aresztowanych demonstrantów, którzy padli ofiarą represji wymierzonych w opozycję i społeczeństwo obywatelskie. 60 osób usłyszało zarzuty karne, spośród których cztery zostały skazane na 2-4 lata pozbawienia wolności. Czy reakcja UE była współmierna do ciosu zadanego Białorusinom przez reżim?
Oczywiście można zadać pytanie, dlaczego UE w ogóle powinna sobie zaprzątać głowę Białorusią. Dlaczego miałaby wystawiać na szwank swoje relacje z Rosją i swoje bezpieczeństwo energetyczne, wydając przy tym pieniądze swoich podatników? Pytania te mogą być przedmiotem długich dywagacji, ale odpowiedź jest bardzo prosta: jeżeli UE przegra Białoruś, nigdy nie będzie w stanie odnieść sukcesów gdzie indziej. Jeżeli nie jest w stanie poradzić sobie z dyktaturą pod swoim bokiem, nigdy nie przeistoczy się w mocarstwo kształtujące rzeczywistość, lecz pozostanie klubem dyskusyjnym 27 państw reagującym na wydarzenia.
Bruksela poszła na ustępstwa wobec białoruskiego reżimu, zapominając przy tym o konieczności wypracowania procedury określającej kolejne kroki w przypadku niespełnienia przez Białoruś swoich zobowiązań. Zakaz przyznawania wiz dla członków rządu jest niewystarczającym zabiegiem, zwłaszcza w sytuacji, gdy dane osoby z samym Łukaszenką na czele nie spotkały się z przeszkodami odwiedzając kraje UE przy różnych okazjach. Ponadto warunkowość stosowana przez UE w relacjach z Białorusią jest tak skonstruowana, że sprzyja tworzeniu sztucznych warunków. Procedura jest bardzo prosta i zawsze taka sama: reżim bierze jeńców, aby móc nimi handlować. Zwalniając jednego zasługuje na uznanie „tego pierwszego ważnego kroku na długiej drodze”, po to tylko, by niebawem znaleźć nową ofiarę.
Po pięciu miesiącach coraz lepiej słyszalny jest głos z Brukseli nawołującej do sankcji gospodarczych. Dokładnie tego oczekuje wielu Białorusinów od UE. Jest to jednak dyskusyjny instrument w sytuacji gdy UE nie jest bynajmniej zdolna do sformułowania spójnej strategii wykorzystania swojej siły ekonomicznej. Ponadto istnieje poważne ryzyko, że takie rozwiązanie popchnęłoby Białoruś w ramiona Rosji. Toteż znacznie bardziej rozsądnym byłoby nałożenie sankcji wykluczających Białoruś z uczestnictwa w wydarzeniach kulturalnych i sportowych. Jednocześnie UE powinna być bardziej pomysłowa jeśli chodzi o wsparcie białoruskiej opozycji. Oprócz propozycji zwiększenia dotacji finansowych niczego nowego nie wymyślono. Fragmentacja i słabość opozycji na Białorusi jest m.in. pokłosiem zagranicznych dotacji, które nigdy nie były wystarczające, a ich dystrybucja nieprzemyślana pod kątem ustanowienia odpowiednich bodźców. Zmiany nie dokonają się na pewno za pomocą nakładów finansowych, które ledwo wystarczą, aby utrzymać się przy życiu.
Popularnym hasłem jest współpraca z społeczeństwem obywatelskim. UE nie potrafiła jednak do tej pory wypracować funkcjonujących mechanizmów. Według sondaży przeprowadzonych przez Białoruski Instytut Studiów Strategicznych większość ludzi oczekuje od UE poluzowania reżimu wizowego i lepszego traktowania w konsulatach. UE postrzega liberalizację wizową jako marchewkę dla białoruskiego państwa, podczas gdy powinna być instrumentem, a nie warunkiem procesu demokratyzacji. Swobodny przepływ ludzi stanowi największe zagrożenie dla reżimu. Dlaczego zatem UE nie ułatwia Białorusinom podróżowania, podjęcia studiów czy pracy na swoim terytorium?
Żadna demokracja nie jest doskonała. To banał. Oczywiście w czasach kryzysu zawsze rośnie udział ludzi wskazujących na jej wady. Ale alternatywy brak. Zamiast flirtować z rządami autorytarnymi koniecznym jest poszukiwanie sposobów na przyspieszenie konsolidacji demokratycznej. Nawet gdyby tych 60 osób będących w stanie oskarżenia z powodów politycznych zostało zwolnionych, zostanie 9,5 miliona więźniów politycznych.
Nigdy nie daj się zauroczyć dyktaturą, nie ważne jak słodka Ci się zdaje.