82 grafiki. 82 opowieści o tym, jak okrutna, jak straszna, jak potworna może być wojna. Chociaż nie, nie wojna. To ludzie. To bezrozumność zaciekłości, uśpienie człowieczeństwa, instynkty, co zwierzętom – pozornie tylko bezrozumnym – całkowicie obce. To dzikość żywiołu, co nie do powstrzymania. To tak niespodziewana kalkulacja, co by tu zrobić, aby siać jeszcze więcej cierpienia, by eskalować przemoc, by zwykłym ludziom – im przecież podobnym – życie odbierać w najokrutniejszy sposób. To okaleczone ciała, śmierć ludności cywilnej, to wymyślne metody tortur, to ucieczka przed przemocą, to czyste bestialstwo, to trwoga, co wyziera z każdej z twarzy. Przerażenie śmiercią, ale i strach, jaki odbija się w martwych już oczach. Tu nie ma heroizmu. Są ludzie. 82 Okropności wojny (Los Desastres de la Guerra), które tworzący je Francisco Goya sam określał jako „Fatalne skutki krwawej wojny”… Te nie tylko portretują, nie tylko przedstawiają, nie dokonują „przeglądu” ludzkiej wojennej „fantazji”. Komunikują też afekty. Wzmagają zaniepokojenie „ludzkimi kosztami wojny”. Bo popatrzcie…
Smutne przeczucie tego, co nastąpi – to pierwsza. Tu mężczyzna klęczy w ciemności z szeroko rozpartymi ramionami. Gotowy na śmierć? Krzyczący o ratunek do nieba? Ten nie przychodzi, bo idzie wojna. Czy można zrobić więcej – gdzie szablą rozcina się pojmanego chwilę wcześniej człowieka; Nie ma rady – gdzie rozstrzeliwuje się przywiązanych do pali „bliźnich”, dziś tak uprzedmiotowionych, z ciasno związanymi rękami, z oczami zasłoniętymi, aby „na nas nie patrzyli”; jak śmierć im przedłużać w ledwie słyszalnym oczekiwaniu na szczęk zamka karabinu. Ani to – gdzie uśmiechnięty żołdak swemu dziełu – wisielcowi – z uśmiechem się przygląda, a uśmiech ów „wieńczy” dzikość jego działa. Bo przecież to Wielki czyn! Z trupami! – kolejny wisielec i drugi, podobny mu, już rozczłonkowany. Czy wreszcie Też nie – tu znów żołnierze napadający na stawiające opór kobiety i… kolejne ciało. „Obrazy Goi są syntezą – powiada Sontag. – Mówią: tego typu rzeczy się zdarzały”.
Zdarzają się. Dzieją. Zatrzymują się na fotografiach, które w przeciwieństwie do malarskich przedstawień mogą już służyć jako dowód zbrodni wojennej. A przecież to wciąż ta sama wojna… Zabici ludzie, rozpłatane budynki „niemal równie wymowne jak zwłoki na ulicy”; pobojowisko utraconych nadziei i rozbitych marzeń. Życia, które – nawet jeśli przetrwały – to już nigdy „do siebie” nie wrócą. Życia odebrane. Życia ocalone, co patrzą na wojnę, co zawsze już na nią patrzyć będą. Tacy byliśmy dumni z własnej cywilizacji, z osiągnięć, z rozwoju, z paktów i układów, z metody „nie-eskalowania”, z ugłaskiwania oponentów, z magii dyplomacji, z umów handlowych; z jakiejś formy wspólności z pozornie obłaskawionym wrogiem. Byliśmy… a dziś patrzymy na portfolio ruin i śmierci. Pokoleniowo przekonać nas miały słowa/zaklęcia: „Nigdy więcej!”, „Nigdy więcej wojny!”, a tymczasem wojna na paluszkach skradała się pod nasze drzwi. I teraz puka… kolejnymi salwami. Wybucha każdym pociskiem, każdą bombą, każdą śmiercią.
Tacy byliśmy dumni z naszych traktatów, tymczasem niczym pęknięte serce dzwonu z Ukrainy brzmi stara prawda… inter arma silent leges. I choć zbieramy dowody zbrodni, choć planujemy co dalej, to prawa zdają się milczeć; bo tam, na miejscu, w Buczy, w Irpieniu, w Hostomelu, w Mariupolu prawom człowieka, prawom wojny, Rosjanie raz za razem kneblują usta. A te krzyczą… i po śmierci, domagając się sprawiedliwości. Dziś te wszystkie okrucieństwa widzimy na własne oczy. Paraliżują. A jednak patrzymy. Przecieramy oczy ze zdumienia. Milkniemy. Złorzeczymy. Przeklinamy. Bo wojna nigdy nie była tak blisko. Bo okrucieństwo nigdy nie było tak namacalne. Bo chcieliśmy wierzyć w człowieka, a ten okazał się bestią. Tą samą, o której Maksym Gorki pisał, iż „najbardziej jaskrawą cechą moskiewskiego narodowego charakteru jest właśnie okrucieństwo”.
Okropności wojny… Susan Sontag zastanawiała się kiedyś, czy „fotografie wciąż mają moc (i czy kiedykolwiek ją miały) komunikowania cudzego cierpienia w taki sposób, by swych odbiorców skłonić do zmiany politycznych poglądów na wojnę”. Bo choć patrzymy jako „bezpieczni widzowie”, to obrazów wojny nie wolno nam lekceważyć. Bo gdy dziś patrzymy na zdjęcia z Buczy to nasze: „Nigdy więcej!” wymaga nowych odpowiedzi. Odpowiedzi, jakie popłyną zarówno z politycznych salonów, z sal sądowych, rządowych gabinetów, ale także z każdego z nas. Bo w końcu to każdy z nas, każdy osobno, staje wobec widoku cudzego cierpienia.
Fundacja Liberte! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi, 14 – 16.10.2022. Partnerem strategicznym wydarzenia jest Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji już wkrótce na: www.igrzyskawolnosci.pl