To miejsce, gdzie spotykają się globalne procesy gospodarcze z lokalnymi ograniczeniami infrastrukturalnymi. To miejsce nieciągłości – między aspiracjami a realiami, między nowoczesnością a zapóźnieniem. Czy wreszcie to miejsce codziennych kompromisów i walki o godne życie – w cieniu systemu, który patrzy na wieś przez pryzmat przeszłości.
Wyobraźmy sobie czasem wieś, jakby zatrzymała się w czasie: pola, traktory, rolnik z widłami, dożynki i stara remiza. Tymczasem Polska wieś XXI wieku to miejsce dynamicznych zmian: to kobieta, która pracuje zdalnie z domu, wychowuje wnuki, opiekuje się starszymi rodzicami i jednocześnie prowadzi niewielkie gospodarstwo. To młodzi, którzy codziennie dojeżdżają do miasta, pracują w zawodach pozarolniczych, a wieczorami wracają do domu, w którym brakuje dostępu do szybkiego internetu, ciepłej wody z sieci, a czasem nawet do dobrej drogi dojazdowej. Wieś się zmieniła. Ale system nie.
To nie jest już wieś znana z opowieści dziadków czy reportaży z lat 90. To przestrzeń pełna sprzeczności: z jednej strony dynamiczne zmiany społeczne i technologiczne, z drugiej brak adekwatnych polityk, które potrafiłyby za tym nadążyć. Współczesna wieś jest bardziej złożona, niż chcieliby to widzieć politycy, urzędnicy czy też mieszkańcy miast. To miejsce, gdzie spotykają się globalne procesy gospodarcze z lokalnymi ograniczeniami infrastrukturalnymi. To miejsce nieciągłości – między aspiracjami a realiami, między nowoczesnością a zapóźnieniem. Czy wreszcie to miejsce codziennych kompromisów i walki o godne życie – w cieniu systemu, który patrzy na wieś przez pryzmat przeszłości.
Jak to możliwe, że wieś tak bardzo się zmieniła, a instytucje wciąż funkcjonują, jakby czas się zatrzymał? Dlaczego systemy wsparcia społecznego, edukacji, opieki czy infrastruktury nadal opierają się na założeniach sprzed dekad? Co się stanie, jeśli państwo nadal będzie projektować polityki dla wsi, której już nie ma? Dlaczego wciąż mówimy o wsi jak o rolniczym zapleczu kraju, skoro coraz mniej jej mieszkańców zajmuje się rolnictwem? Dlaczego system wsparcia społecznego nie obejmuje tych, którzy realnie dźwigają lokalne wspólnoty – kobiet, opiekunów, samozatrudnionych, pracujących dorywczo? Kto odpowiada za wieś, jeśli żadna z instytucji nie widzi jej w całości? I co się stanie, jeśli nie zmienimy nie tylko polityki wobec wsi, ale też samego języka, którym o niej mówimy? Rodzi się wiele pytań – spróbujmy znaleźć na nie odpowiedzi.
- Instytucje wobec nowej rzeczywistości
Polityka wobec wsi nadal koncentruje się wokół rolnictwa. Dominują dopłaty bezpośrednie, wsparcie inwestycyjne dla gospodarstw, programy modernizacyjne w rolnictwie. Tymczasem rolników jest coraz mniej, a coraz więcej osób mieszkających na wsi pracuje w usługach, przemyśle lub wykonuje prace opiekuńcze i nierejestrowane. Zaledwie 8,5% aktywnych zawodowo na wsi zajmuje się dziś rolnictwem – to znacznie więcej niż średnia europejska (ok. 3%), ale i tak oznacza to, że ponad 90% mieszkańców wsi nie pracuje w gospodarstwach. A mimo to instytucje nadal są zorganizowane tak, jakby cała wieś żyła z roli. Obsługują tych, których jest najmniej, ignorując tych, których jest najwięcej.
KRUS to święta krowa systemu. Ciągle traktuje się go jako filar bezpieczeństwa społecznego dla wsi, mimo że nie obejmuje ogromnej części mieszkańców obszarów wiejskich. Osoby wykonujące prace dorywcze, opiekunki, kobiety po 50. roku życia bez formalnego zatrudnienia, ludzie wracający z zagranicy czy samozatrudnieni na zleceniach poza rolnictwem nie są objęci żadnym realnym systemem wsparcia. Nie mieszczą się w modelu, który zbudowano kilkadziesiąt lat temu. A przecież to właśnie oni najczęściej odpowiadają za opiekę nad dziećmi, osobami starszymi czy lokalną aktywność społeczną. Ich niewidzialność w systemie to nie tylko błąd – to przejaw strukturalnej dyskryminacji.
Lokalne Grupy Działania, które miały być narzędziem oddolnej aktywizacji, często stają się instytucjami formalnymi, zamkniętymi na rzeczywiste potrzeby mieszkańców. Przejmowane przez lokalne elity, stają się biurokratycznymi przekaźnikami funduszy europejskich z minimalnym efektem realnej zmiany. A Agencje Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa? Wiele wioskowych gospodarstw nawet nie wie, że ma prawo do jakiegokolwiek wsparcia, a ci, którzy nie mają hektarów czy numeru gospodarstwa, pozostają niewidzialni. Z kolei ci, którzy próbują aplikować o pomoc, często odbijają się od murów niezrozumiałych procedur i wymagań.
Nawet instytucje samorządowe rzadko są przygotowane na tę nową wiejskość – urzędnicy nie rozumieją problemów pracy nierejestrowanej czy hybrydowego trybu życia mieszkańców. Brakuje narzędzi do monitorowania i diagnozy ich rzeczywistych potrzeb, a lokalne strategie często są kopiami dokumentów miejskich. W efekcie pomoc trafia nie tam, gdzie powinna – nie do potrzebujących, ale do tych, którzy potrafią korzystać z systemu i odpowiednio go opisać we wniosku.
- Społeczna zmiana, której nikt nie zauważa
Wieś wpadła między resorty. Ministerstwo Rolnictwa odpowiada głównie za produkcję rolną i dopłaty, nie mając mandatu do zajmowania się np. polityką mieszkaniową, edukacyjną czy opiekuńczą na wsi. Ministerstwo Edukacji traktuje wieś tak samo jak miasto, ignorując realne bariery dostępu do przedszkola czy szkoły średniej. Brakuje podmiotu, który widziałby wieś jako osobną przestrzeń rozwojową. Tymczasem potrzebne są zintegrowane podejścia – dziś każdy resort działa w swoim silosie, nie widząc ani całego obrazu, ani ludzi, którzy z tej mozaiki korzystają.
Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej operuje olbrzymimi pieniędzmi, ale na poziomie makro: województw, strategii krajowych, instrumentów terytorialnych. Tymczasem wieś to poziom gminy, sołectwa, lokalnej wspólnoty. Rozjeżdża się skala planowania ze skalą życia. Polityki są projektowane z góry, bez realnego uwzględnienia zróżnicowania i potrzeb konkretnej wsi. I nawet jeśli pojawią się środki, często nie są one projektowane z myślą o dostępności – brakuje kompetencji, wsparcia i lokalnych liderów, którzy mogliby je wdrożyć sensownie.
System zarządzania wsią jest rozproszony, nieskoordynowany i często oparty na przypadkowych interwencjach. Brakuje nie tylko lidera politycznego, ale przede wszystkim spójnej wizji rozwoju wsi w XXI wieku. Nikt nie stawia pytania: jaka wieś będzie za 15 lat? Czy będzie to przestrzeń upadku czy odnowy? Bez odpowiedzi na to pytanie państwo będzie reagować doraźnie, a nie strategicznie.
W efekcie powstaje chaos instytucjonalny, który nie tylko hamuje rozwój, ale też budzi nieufność. Mieszkańcy wsi coraz częściej czują się obywatelami drugiej kategorii – nie z powodu złej woli państwa, ale jego ślepoty strukturalnej. To poczucie marginalizacji przekłada się bezpośrednio na głosy wyborcze, nieufność wobec instytucji i spadek uczestnictwa w życiu publicznym.
- Lekcja dla Koalicji 15 Października
Jaka jest zatem lekcja dla rządzących partii? Co zrobić, by odzyskać głosy? Jakie podjąć działania? Odpowiedź nie jest prosta, bo i rzeczywistość wsi nie jest jednolita. Nie ma jednej wsi. Inaczej wygląda wieś położona wokół dużych miast – silnie zgentryfikowana, z napływem klasy średniej, z domami na kredyt i codziennym dojazdem do korporacji. Inaczej wygląda wieś peryferyjna – ze starzejącą się społecznością, bez szkoły, bez apteki, z jedynym kursem PKS-u w poniedziałek rano. Polityka musi być zróżnicowana – inne narzędzia dla obwarzanka, inne dla zapomnianych peryferii. Musimy pamiętać o kołnierzach dużych miast, ale też mankietach województw.
Jeśli Koalicja 15 Października chce odzyskać zaufanie mieszkańców wsi, musi przestać traktować ją jako przestrzeń egzotyczną, wyborczą terra incognita, którą odwiedza się raz na pięć lat. Potrzeba nowego języka, nowego słownika, w którym wieś to nie peryferia rozwoju, ale jego punkt ciężkości. Wieś to nie skansen i nie tylko spichlerz – to realna część nowoczesności. Nowoczesności, która wymaga zrozumienia dla codziennych zmagań mieszkańców. Jak rozwijać koncepcję smart villages? Jak działać, by nie zostawać w tyle? – na to muszą odpowiedzieć nie tylko lokalni włodarze, ale władza centralna.
Nie wystarczy mówić o Zielonym Ładzie czy cyfryzacji. Trzeba mówić o przedszkolu, które nie działa, o przychodni zamkniętej w piątki po południu, o autobusie, który nie dojeżdża, o matce, która nie ma z kim zostawić dziecka, by pojechać do pracy. Trzeba mówić o sprawczości i godności. I trzeba tego uczyć wszystkich, którzy planują polityki publiczne – od centrali po samorząd. Reforma edukacji wiejskiej, dostęp do opieki okołoporodowej, system mikrotransportu – to nie są dodatki. To warunki bazowe równości obywatelskiej.
Wieś nie szuka wyłącznie dotacji. Szuka uznania. Demokratyczna siła polityczna musi dać jej podmiotowość. Dać nie obietnice, ale konkret: instytucję opiekuńczą, miejsce spotkań, dostęp do psychologa, mikrotransport. To wszystko można zrobić. Nie od razu wszędzie, ale w sposób przemyślany i długofalowy. Kto zacznie mówić o wsi językiem troski i równości, zyska nie tylko głosy, ale autentyczne zaufanie. Zaufanie, które dziś jest najcenniejszą walutą polityczną.
Potrzebna jest również odwaga polityczna – taka, która nie podporządkowuje wszystkiego logice sondaży i krótkoterminowej kalkulacji. Wieś wymaga działań wykraczających poza jedną kadencję. Wymaga inwestycji, które nie przynoszą natychmiastowego efektu medialnego, ale budują trwałą zmianę społeczną. Potrzebni są wizjonerzy – ludzie, którzy będą umieli myśleć nie tylko o tym, co przyniesie wynik w przyszłym miesiącu, ale co zmieni życie mieszkańców wsi za dziesięć czy dwadzieścia lat. I którzy nie zawahają się działać, nawet jeśli słupki poparcia tego nie wynagrodzą.
- Czas na nowy paradygmat myślenia o wsi
Potrzebujemy myślenia o wsi jako przestrzeni społecznej, nie tylko produkcyjnej. Wieś to miejsce zamieszkania, życia, opieki, wspólnoty. Mieszkańcy wsi chcą godnych warunków, dostępu do usług, komunikacji, możliwości rozwoju. To nie jest roszczenie, to prawo. Traktowanie wsi jako zaplecza rolniczego jest redukowaniem jej potencjału i zasobów.
Współczesna wieś to miejsce hybrydowe: ludzi z miasta kupujących tu domy, dawnych emigrantów wracających z zagranicy, pracowników fizycznych dorabiających na czarno, kobiet łączących pracę z opieką. To się nie mieści w żadnych formularzach instytucji. Dlatego potrzebujemy polityk intersektorowych, zorientowanych nie na status zatrudnienia, ale na jakość życia.
Odważna polityka wiejska musi uwzględniać również to, co niewygodne i często pomijane – proces kurczenia się części obszarów wiejskich. Shrinking villages to rzeczywistość, której nie da się zatrzymać hasłami o rozwoju wszędzie i dla wszystkich. Potrzebna jest więc nie tylko wizja wzrostu, ale też uczciwa strategia dla miejsc, gdzie wzrost nie nastąpi. Potrzebna jest odwaga, by mówić, że nie każda szkoła zostanie otwarta na nowo, ale każdemu trzeba zagwarantować transport i dostęp do lekarza. Potrzebna jest odwaga, by przekierować środki nie tylko tam, gdzie „widać efekty”, ale tam, gdzie ich brak oznacza marginalizację i wykluczenie. To nie jest rezygnacja z ambicji – to dowód odpowiedzialności. Niemniej dla tych obszarów trzeba zaoferować alternatywne formy rozwoju lokalnego, godne warunki życia i publiczne usługi podstawowe – nie jako luksus, ale jako standard obywatelski.
Nowy paradygmat oznacza także zmianę języka: zamiast „rolnik”, mówmy „mieszkaniec wsi”. Zamiast „dopłata”, myślmy „usługa publiczna”. Zamiast „tradycja”, szukajmy „możliwości rozwoju”. Nie chodzi o porzucenie korzeni, ale o dostrzeżenie teraźniejszości i przyszłości. Wieś zasługuje na nowoczesne państwo. I państwo zasługuje na nowoczesną wieś.
A nade wszystko – potrzebna jest odwaga, by zacząć mówić o wsi językiem współczesności: bez protekcjonalizmu, bez sentymentalizmu, ale z empatią i konkretami. Empatia to nie miękkość – to polityczna kompetencja.
Nowy paradygmat wymaga też zerwania z podziałem na „wieś z problemami” i „wieś z potencjałem”. Każda wieś ma potencjał – tylko nie każda ma dostęp do środków, sieci społecznych, infrastruktury i wsparcia instytucji. Nowoczesne państwo musi umieć rozpoznać, gdzie potrzebna jest interwencja, gdzie towarzyszenie, a gdzie po prostu danie ludziom przestrzeni do działania. W tym sensie – wieś nie potrzebuje opiekuna, lecz sojusznika.
Zakończenie
Bez zrozumienia tych zmian państwo będzie tworzyć polityki skrojone na rzeczywistość, której już nie ma. Będziemy dopłacać do produkcji, której nikt nie chce wykonywać i ignorować tych, którzy dźwigają całe wspólnoty lokalne. Wieś potrzebuje nie tylko pieniędzy, ale przede wszystkim nowego spojrzenia. I nowego systemu.
A demokraci – jeśli naprawdę chcą wygrać przyszłość – muszą spojrzeć na wieś nie jak na problem, który trzeba rozwiązać, ale jak na partnera, który czeka, by ktoś go wysłuchał. Nie będzie to łatwe, nie będzie to szybkie. Ale będzie możliwe – jeśli tylko uzna się, że wieś nie jest dodatkiem do Polski. Ona jest jej integralną częścią. I od niej może zacząć się zmiana.
