Rozmowa z dr. Sławomirem Drelichem, wykładowcą na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, wicedyrektorem I Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Kasprowicza w Inowrocławiu, publicystą „Liberté!”.
L!: Jak wiele jesteśmy w stanie przewidzieć a propos tego, co się wydarzy w 2020 roku?
Sławomir Drelich: Na pewno nie pomylimy się we wszystkim tym, co wynika z kalendarza politycznego oraz z kalendarza rocznic i uroczystości. Otóż przed nami wybory prezydenckie, a przed nimi zapewne bardzo gorąca kampania wyborcza i kolejne starcie PiS-u z „antypisem”. Do tego 10 kwietnia przypadnie dziesiąta rocznica katastrofy smoleńskiej. Możemy więc przewidywać, że to wydarzenie przynajmniej w pewnym stopniu zdeterminuje temperaturę środkowej części kampanii wyborczej.
A w sprawach międzynarodowych?
Na poziomie europejskim to będzie czas finalizacji wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, negocjacji dotyczących wieloletniej strategii finansowej Unii Europejskiej, czyli tego, co nazywamy budżetem wspólnotowym, a także nowa odsłona relacji między Polską a Komisją Europejską w sprawie tzw. praworządności, konkretnie w związku z tzw. ustawą kagańcową. Sądzę jednakże, że nowa Komisja Europejska raczej przyjmie kurs łagodzący relacje z Polską.
Jeśli zaś chodzi o poziom ponadeuropejski, to sądzę, że wydarzenia ostatnich dni sprawiają, że w ogóle nie jesteśmy w stanie zbyt wiele przewidzieć. Najprawdopodobniej prezydent Donald Trump – w pewnym sensie w ramach startującej powoli kampanii prezydenckiej – zaostrzy swój kurs wobec Bliskiego Wschodu, co zresztą obserwujemy w ostatnich dniach w kontekście Iranu. Nie chcę być złym prorokiem, ale my jako Europejczycy ponieśliśmy już wystarczająco namacalne konsekwencje drugiej wojny irackiej i tzw. arabskiej wiosny. Wydarzenia irackie, libijskie i syryjskie stały się kamieniem węgielnym działalności tzw. Państwa Islamskiego oraz kryzysu uchodźczego, który spowodował ogromne trzęsienie ziemi w Europie. W tym temacie wolę jednak nie rysować żadnych scenariuszy.
Wydaje się, że w sprawie polskiej kampanii prezydenckiej już chyba wszystko jest jasne? Sondaże poparcia dla Andrzeja Dudy są dość pesymistyczne dla kandydatów opozycji.
Tak się tylko wydaje. Bronisław Komorowski pięć lat temu również mógł być spokojny o swoją reelekcję, a wyniki poparcia dla Andrzeja Dudy jeszcze w styczniu 2015 r. wskazywały ledwie kilkanaście procent poparcia. PiS nie był jeszcze wtedy na wznoszącej. Dobrze przemyślana i przepracowana kampania wyborcza może przeobrazić wyniki poparcia społecznego. Przyznam szczerze, że jak na razie nie widzę, żeby miało się to wydarzyć, ale kampania przecież jeszcze nie ruszyła.
Liberał chyba będzie miał na kogo zagłosować?
Czy aby na pewno? Małgorzata Kidawa-Błońska raczej nie pójdzie do wyborów z liberalnymi propozycjami, bo będzie się bała, że utraci elektorat umiarkowanie konserwatywny oraz elektorat środka, a przecież Platforma Obywatelska raczej opiera się na takim elektoracie. Trudno posądzić też o liberalne zakusy Władysława Kosiniaka-Kamysza. Natomiast nadal nie wiemy, w którym kierunku programowo pójdzie kampania Szymona Hołowni. Możemy być pewni jedynie, że kandydat lewicy zaproponuje program liberalny pod względem światopoglądowym, jednakże raczej nie spodziewam się, aby liberałowie gospodarczy dali się skusić na socjalne i interwencjonistyczne propozycje formułowane przez środowiska lewicowe, nawet jeśli sam Robert Biedroń będzie się starał łagodzić dyskurs Lewicy Razem.
A jest Pan pewien, że Nowa Lewica wystawi Biedronia? Chyba nie jest to jeszcze tak pewne?
Włodzimierz Czarzasty zapowiedział, że rekomenduje Biedronia jako kandydata. Zresztą chyba to było jedno z letnich ustaleń między trzema partiami tworzącymi lewicową koalicję parlamentarną. Zupełnie nie rozumiem, w jakim celu środowiska lewicowe wykonały jesienią w tej sprawie krok do tyłu i zaczęły przekonywać społeczeństwo, że kandydat na kandydata jest dopiero poszukiwany. Zupełnie nie jestem w stanie również zrozumieć tego całego hamletyzowania Biedronia, czemu notabene wszyscy przyglądali się w mediach społecznościowych z zażenowaniem. Lewica powinna zaraz po wyborach jasno oświadczyć, że Biedroń będzie kandydował, a Biedroń powinien od razu zabrać się do roboty: jeździć po Polsce, występować w mediach, przekonywać do lewicowej alternatywy. Jak się weszło do orkiestry, to trzeba grać do końca koncertu! Lewica powinna postawić sobie i swojemu kandydatowi bardzo jednoznaczny cel: uzyskanie wyniku przynajmniej tak dobrego jak w wyborach parlamentarnych. Zresztą dobrze przepracowana kampania pozwoli Nowej Lewicy umocnić swoje struktury, podjąć się próby poszerzenie elektoratu, zmobilizowania nie tylko wyborców, ale też potencjalnych nowych działaczy. Kampania wyborcza to najważniejszy czas dla każdej partii politycznej.
Czy jednak warto to wszystko robić dla kilkunastu procent poparcia? Może lepiej od razu umówić się z Platformą Obywatelską i wspólnie zaangażować się w kampanię Kidawy-Błońskiej?
Po pierwsze, kampania jeszcze oficjalnie nie wystartowała, więc nie jesteśmy w stanie powiedzieć, jak rozłoży się poparcie dla poszczególnych kandydatów. Nie możemy być pewni, że do drugiej tury wejdzie właśnie kandydatka PO. Oczywiście to jest najbardziej prawdopodobne, bo jednak każdy z kandydatów wyjściowo startuje z poziomu poparcia swojej partii politycznej. Pamiętajmy jednak, że w peletonie mamy bezpartyjnego Hołownię, który może wiele zamieszać. Jak sobie przypomnimy Pawła Kukiza sprzed pięciu lat, to trzeba być ostrożnym we wszelkich przypuszczeniach.
Po drugie, pierwsza tura wyborów prezydenckich będzie miała charakter tożsamościowy, a dopiero w drugiej turze ludzie będą głosowali pragmatycznie. W pierwszej turze każdej partii politycznej czy środowisku będzie zależało na scementowaniu swojego elektoratu i ewentualnym wyjściu poza ten elektorat. Sądzę, że tutaj Kosiniak-Kamysz ma ogromne szanse na przekroczenie pułapu poparcia, jakim cieszy się Polskie Stronnictwo Ludowe. Do tego jeśli Konfederacja wystawi Krzysztofa Bosaka, to również kampania może przybrać niespodziewany przebieg. Niezależnie od jego jednoznacznie nacjonalistycznych poglądów, to jednak człowiek młody, dobrze rozumiejący mechanizmy działania i polityki, i nowych mediów, a do tego merytoryczny. A już na pewno na sprawach europejskich zna się lepiej niż większość pozostałych kandydatów, niezależnie oczywiście od jego jednoznacznego eurosceptycyzmu. To również może mieć wpływ na rozkład elektoratu.
Wyniki wyborów do senatu chyba powinny być dla PiS-u przestrogą? Opozycja pokazała, że jest w stanie z PiS-em wygrywać, choć tak wielu wątpiło w zasadność paktu senackiego.
Myślę, że nie należy w tej sprawie budować zbyt wielu analogii. Wybory do senatu odbywają się w jednomandatowych okręgach wyborczych według ordynacji większościowej, a do tego według systemu „zwycięzca bierze wszystko”. Trudno przekładać to na wybory prezydenckie, które odbywają się według takich samych zasad, jednak cała Polska stanowi jeden jednomandatowy okręg wyborczy.
Ponadto wybory prezydenckie mają charakter spersonalizowany, a motywy głosowania każdego obywatela są różnorodne. Znaczenie dla przebiegu i wyników drugiej tury będzie miało wiele czynników.
Powiedzmy zatem o przynajmniej kilku…
Prezydent Duda może i nie jest dla nikogo zagadką i raczej wszyscy Polacy wiedzą, czego się spodziewać po jego prezydenturze. Jeśli nie zrobi nic kompromitującego w trakcie kampanii wyborczej ani nie zrazi do siebie żadnej z większych grup społecznych, to będzie w stanie przejąć dużą część elektoratu PSL, pewnie cały elektorat Konfederacji. Najważniejszym jednakże kapitałem aktualnego prezydenta jest przede wszystkim poparcie, jakim cieszy się Prawo i Sprawiedliwość, a przecież w ostatnich wyborach parlamentarnych na PiS zagłosowało ponad 43% Polaków, co się przekłada na ponad 8 milionów głosów. Nie miejmy złudzeń, ci ludzie pójdą i zagłosują na Andrzeja Dudę, niezależnie od tego, co on pokaże lub powie w kampanii wyborczej i niezależnie od tego, jaką kampanię negatywną zgotują mu jego ewentualni przeciwnicy.
Eksperci od ekonomii mówią, że gospodarka spowalnia. Może więc to będzie ten czynnik, który sprawi, że to poparcie zacznie topnieć?
Raczej nie dojdzie do jakiejś ekonomicznej hekatomby w przeciągu kilku miesięcy. Rząd zabezpieczył pieniądze w budżecie na swoje kluczowe programy socjalne, więc opozycja nie będzie w stanie straszyć odejściem przez PiS od tych programów. Również nie spodziewałbym się, aby którykolwiek z kontrkandydatów Dudy zapowiadał wycofanie się z „500 Plus” albo tzw. trzynastej emerytury. To byłby pocałunek śmierci. Rok 2020, pomimo lekkiego spowolnienia gospodarczego, jednak będzie najprawdopodobniej dość stabilny ekonomicznie dla Polski. No chyba że zajdą jakieś nieprzewidywane zmiany – i to zmiany drastyczne – w sytuacji narodowej. Mam tutaj na myśli Iran i ewentualne ceny ropy.
Dopiero rok 2021 może oznaczać jakieś zmiany w strukturze budżetu. To wtedy rząd będzie zobowiązany do wykupienia za kilkanaście miliardów złotych obligacji emitowanych dziesięć lat temu przez rząd Donalda Tuska. Jednakże w roku 2021 już będzie nowy prezydent i na ten rok nie przewidziano w Polsce żadnych wyborów.
A czy Unia Europejska nie skomplikuje Andrzejowi Dudzie marszu do ponownego zwycięstwa?
Raczej nie. Sądzę, że nowa Komisja Europejska raczej zmierza w kierunku normalizacji relacji z Polską. Nowa przewodnicząca KE – jak się przynajmniej wydaje – nie będzie kontynuowała linii wiceprzewodniczącego Fransa Timmermansa z poprzedniej kadencji, chociaż nie znaczy to, że ewentualne kontrowersyjne ustawy dotyczące chociażby sądownictwa spotkają się z milczeniem Komisji Europejskiej. Co to, to nie. Sądzę, że dość prawdopodobne, iż tzw. ustawa kagańcowa finalnie trafi do kosza i PiS doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Według mnie, ta ustawa jest przeprowadzana celowo w tym czasie, aby na wiosnę dać prezydentowi Dudzie szansę na ewentualne pokazanie swojej konsensualnej względem Komisji Europejskiej twarzy. Nie zdziwię się, jak to prezydent Duda za kilka miesięcy będzie namawiał rząd, żeby podporządkować się ewentualnemu orzeczeniu Trybunału Sprawiedliwości UE, jeśli by to niego doszło. Może się mylę, ale ta ustawa to jak dla mnie przedwyborcza ustawka i narzędzie do prowokowania opozycji. Niewykluczone, że liczono na to, że w grudniu ubiegłego roku opozycja urządzi znowu sejmową blokadę świąteczną.
Okazuje się, jak widać, że wszystkie okoliczności działają na korzyść Andrzeja Dudy?
Teoretycznie tak, więc tym bardziej nic nie jest pewne w tej rozgrywce. Paradoksalnie uważam, że największym atutem Kidawy-Błońskiej jest jej bezbarwność i niewielkie doświadczenie jako frontmana. Trochę mi przypomina Komorowskiego z 2010 r. i Dudę z początków kampanii 2015 r. Jeśli jednak będzie do siebie zrażała elektorat lewicy swoimi nieprzemyślanymi wypowiedziami, to może zapomnieć o poparciu tego elektoratu w drugiej turze, jeśli by do niej doszło.
Czekam z niecierpliwością na największą niewiadomą tej kampanii, czyli Szymona Hołownię. Zobaczymy, z jaką agendą ruszy w Polskę i czy uda mu się trafić do każdej powiatowej mieściny. Bez tego nie ma szans, żeby przeskoczyć kandydatkę PO w pierwszej turze.
Na ostateczną pozycję Kidawy-Błońskiej, Biedronia i Hołowni wpływ będzie miała również sytuacja w Platformie Obywatelskiej po wyborach przewodniczącego. Wygra zapewne Borys Budka albo Tomasz Siemoniak i choć obie te kandydatury nie są gwarantem jakiejś większej zmiany w tej partii, to jednak na pewno dojdzie do jakichś przegrupowań. Ewentualni niezadowoleni mogą również w przyszłości sabotować działania sztabu Kidawy-Błońskiej, a tym samym utrudniać jej wypracowanie przyzwoitego wyniku w wyborach prezydenckich.
To rzeczywiście zmiennych mamy bardzo wiele.
Tak, mnóstwo. Sądzę jednak, że już w drugiej połowie lutego będzie można konkretniej przewidywać dalszy bieg kampanii. Tak czy owak, trzeba się nastawić na bardzo intensywne politycznie półrocze. Pierwsza połowa 2020 r. minie nam niewątpliwie pod znakiem wyborów i na dobrą sprawę dopiero we wrześniu – po zaprzysiężeniu nowego lub nowego-starego prezydenta – będzie można mówić o jakimś nowym politycznym otwarciu.
Dziękuję za rozmowę.
fot. Twitter.com/@KancelariaSejmu
