Wybrałem się do mojego rodzinnego Lublina i jak to bywa z podróżami do korzeni – od razu dotknąłem sedna.
Sedno górowało nad Lublinem. Potężny prostopadłościan w kolorach odblaskowych kamizelek używanych przez policjantów, drogowców i turystów w Austrii, gdzie bez takiej kamizelki wyjść z samochodu nie wolno.
Myślałem, że to zmęczenie podróżą, od dziecka przecież wiem, dzięki najbardziej lubelskiemu z poetów, ze nad Lublinem:
(…) na wieży furgotał blaszany kogucik
na drugiej zegar nucił
mur fal i chmur popękał
w złote okienka
gwiazdy lampy
lublin nad łąką przysiadł (…)
(J. Czechowicz „Prowincja noc”)
Otóż wieży nad Bramą Trynitarską ( na której kręci się wzmiankowany kogucik) nie zauważyłem (przepadła gdzieś), w ogóle nie zobaczyłem niczego poza hipnotyzującym wzrok ogromem pastelowych odblasków
Tajemnicę zaginięcia Lublina jaki znam, wyjaśniłem dosyć szybko – otóż to coś, widoczne z wielkiej odległości, a być może stanowiące nawet punkt nawigacyjny dla astronautów, to Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej im św. Jana z Dukli.
Z prawej wzgórze Czwartek, z kościołem św. Mikołaja, wzgórze na którym Lublin zaczął się pojawiać w VIII wieku n.e. Z lewej zamek, w którym dzieciństwo i wczesną młodość spędzili synowie Władysława Jagiełły – przyszli królowie Władysław i Kazimierz, dla nauki tu przysłani, dalej Stare Miasto, z jego średniowiecznym układem i klasztorem dominikańskim, gdzie unię z Litwinami (1569) podpisano – a pomiędzy tym – pomnik stanu umysłowości i poczucia estetyki zatwierdzających projekt władz województwa. Im. Św. Jana z Dukli…
Szczęśliwie nie tylko ja, przybywający z oddali ale i mieszkańcy Lublina zauważyli dysonans w panoramie, nieskutecznie niestety jak dotąd protestując i składając petycje ws. zniwelowania skutków architektonicznego barbarzyństwa np. przez likwidację odblasków, przykrycie elewacji kamieniem lub przynajmniej przemalowanie.
Jak to zwykle bywa w horrorach, przerażający wygląd łączy się z mrocznym wnętrzem. Otóż lubelska prasa aż kipi od doniesień na temat najmłodszego dziecka lubelskiej medycyny – szalona geniusz zarządzania, będąca dyrektorem tej placówki, szeroko kaperowała lekarzy i pielęgniarki do niej, oferując kilkukrotnie wyższe gaże niż w pozostałych lubelskich szpitalach, skutecznie wydrenowując je z kwalifikowanej kadry. Może i chwalebne byłoby to, gdyby nie drobny szczegół… zapomniała zapewnić sobie finansowanie działalności z NFZ. Więc teraz pracownicy protestują domagając się od NFZ kontraktu, a marszałek województwa wdraża plan połączenia Centrum Onkologii ze szpitalem, który kontrakt posiada… A to Polska właśnie, taka gmina, czy jak tam chcecie.
Nie wiem, co zawinił władzom wojewódzkim poczciwy zapewne franciszkanin św. Jan z Dukli. Pomijam już manię nadawania imion wszystkiemu co uda się w Polsce zbudować – ale przeważnie szuka się jakiegoś związku patrona z rodzajem działalności placówki – co ma wspólnego ten święty z Lublinem, onkologią czy służbą zdrowia w ogóle – jest tajemnicą. Kaznodzieja, przełożony klasztoru, pustelnik w szałasie w Bieszczadach – nic mi się nie kojarzy.
Największy swój triumf święcił prawie 200 lat po śmierci. Ponoć ukazał się nad Lwowem i wystraszył tak mocno Chmielnickiego i Tuhaj -beja, że ci odstąpili od oblężenia i sobie poszli. Może to jest jakiś pomysł na wykorzystanie patrona ? Mógłby się ukazywać i straszyć decydentów, dokąd nie zrobią czegoś z koszmarną elewacją i nie uporządkują sytuacji finansowo-organizacyjnej Centrum. Z Tuhaj –bejem się udało, może i uda się z władzami województwa…
Ale dokąd święty nie pomoże, dzisiejszy Czechowicz zapewne gdzieś w kącie pisze:
na górze widniało szkaradztwo odblaskowe
zegar wyje ze strachu
etatów nie ma – NFZ nie pękał
św Jan z Dukli
kolory brzydoty
lublin z wrażenia przysiadł