Bywają w świecie miejsca szczególne. Takich czakramów jest kilka w świecie, w tym jeden na Wawelu, czym miejsce to dołożyło jeszcze jeden, nomen omen kamyczek, do swojej aury wyjątkowości.
Nie wiem, jakie miejsce mocy jest w Białymstoku, ale moc ta wyjątkowo działa na tamtejszy wymiar sprawiedliwości. A to we współpracy z białoruskim wymiarem sprawiedliwości, sąd białostocki skazuje na odsiadkę białoruskiego opozycjonistę Andrieja Żukawca, a to geniusz z prokuratury uznaje swastykę za ekspresję szczęścia, jakie spotyka licznie mieszkających w okolicach pałacu Branickich Hindusów.
Był sobie raz chorąży. Z Łomży. Chorąży miał dostęp do Internetu i możliwość autokompromitacji na forach internetowych. Chorąży był sobie strażnikiem w ośrodku dla uchodźców, stąd zapewnie uważał siebie za znawcę innych nacji, uważał też za stosowne dzielić się tą wiedzą z innymi użytkownikami sieci. Pan chorąży szczególnie lubił opisać Czeczenów – nazywając ich „Kaukaskimi leniuchami”, „wyznawcami pedofila” i „pasożytniczymi ścierwami”.
Wydawało by się, że po takich wypowiedziach, kariera pana chorążego w jakichkolwiek służbach mundurowych powinna się zakończyć z hukiem, a sąd powinien zastanowić się poważnie, czy wolność wypowiedzi tegoż specjalisty, nie narusza wolności osób innych.
No i sąd (w Białymstoku oczywiście), zastanowił się poważnie, ustalił, ze autorem wpisów jest chorąży i do tego momentu wszystko jest dobrze, ale potem oczywiście moce zadziałały! Sąd uznał, że wpisy chorążego nikogo nie znieważają i nie nawołują do nienawiści. W związku z tym, chorąży nie poniesie także konsekwencji w miejscu pracy – ponieważ jak się okazuje, te są uzależnione od wyroku.
Mógłbym, tak dla sprawdzenia, nazwać białostockich sędziów w tym tekście „pasożytniczymi ścierwami” i sprawdzić, czy to naprawdę nie jest w ich ocenie obraźliwe. Nie robię tego, bo jakoś jestem przekonany, że mógłbym przegrać w sądzie (także tym w Białymstoku).
Problem oczywiście nie jest tylko podlaski. Ten incydent prowokuje do co najmniej kilku pytań: co z tym wymiarem sprawiedliwości? Kto tam pracuje i czy naprawdę nie ma żadnego nadzoru merytorycznego? Kogo u diabła państwo polskie kieruje do pracy z uchodźcami – to nie był zwykły internetowy troll, jakich wielu, ale funkcjonariusz Straży Granicznej w obozie dla uchodźców, opłacany z naszych podatków?
W kontekście takich zdarzeń przestają dziwić doniesienia o fatalnym traktowaniu uchodźców w polskich obozach. Skoro pracują tam tacy specjaliści jak nasz dzielny chorąży, któremu w dodatku wszystko ma ujść na sucho…
ilustracja: J. Brandt „Chorąży królewski”