Znudzona wygrywaniem wyborów za wyborami Platforma Obywatelska (choć tutaj niektórzy krzykną zapewne z oburzeniem: „Jak to!? Przecież ostatnie wybory wygrało PiS!”) postanowiła po raz kolejny utrudnić sobie życie. Na kilka miesięcy przed wyborami parlamentarnymi wyciągnęła gdzieś z otchłani politycznej egzotyki dwie, wyjątkowo mroczne i skompromitowane, postaci. I zrobiła to wbrew wszystkiemu: wbrew elementarnej przyzwoitości, wbrew faktom, a przede wszystkim – i to wybaczyć będzie najtrudniej – wbrew własnym wyborcom, którzy wielokrotnie dawali sygnały, w którą stronę powinna podryfować rządząca partia.
Zacznijmy od przyzwoitości, chociaż tę moglibyśmy pominąć. Gdybyśmy mocno zmrużyli oczy ujrzelibyśmy w Michale Kamińskim kogoś w stylu warszawskiego Franka Underwooda: makiaweliczną postać, która wzgardza moralnością, a celem uświęca środki. Ale lepiej miejmy oczy szeroko otwarte. Wówczas Michał Kamiński będzie dla nas tylko nieudolnym politykiem, który poza jednym (!) wyborczym zwycięstwem dekadę temu ponosił wyłącznie spektakularne porażki. Czy dla kogoś takiego warto poświęcać przyzwoitość? Nie sądzę.
Całkiem dużo o Michale Kamińskim i Janie Tomaszewskim można dowiedzieć się z obserwowania świata wokół nas. Stajemy się coraz nowocześniejszym krajem, przeskok z sowieckich wertepów na płaskie autostrady powoli zaczyna wpływać na naszą tożsamość. Niedługo zaczniemy myśleć, jak Holendrzy, Szwedzi czy Brytyjczycy. A tam polityk, który z uśmiechem mówi „No przecież to pedały są” zostałby zmieciony ze sceny politycznej, zanim pomyślałby, jak zacząć następne zdanie. Jeżeli Platforma Obywatelska chce wygrywać kolejne wybory, musi zrozumieć, że w świecie, w którym lada moment się znajdziemy, homofobowie naprawdę nie mają nic do gadania.
Historie o płynącym w polskich żyłach konserwatyzmie, o krainie, której dziejową misją jest obrona katolicyzmu trzeba wsadzić między bajki. Polacy o swojej wierze zapomną tak szybko, jak Szwedzi zapomnieli o protestantyzmie. Mrzonki? Dziesięć lat temu trudno było wyobrazić sobie Polaka, który nie marzy o kupnie nowego samochodu. Aż nagle wyrosła przed nami klasa średnia, która nawet nie ma prawa jazdy, a miejsca parkingowe zamienia na deptaki. Nie zdążymy się obejrzeć, a otoczą nas niewierzący osiemdziesięciolatkowie.
Wszystkie te błędy moglibyśmy wybaczyć, gdyby pragnął tego elektorat. Jest tylko jeden problem – wyborcy całkiem niedawno udowodnili, że mają niezłą pamięć i nie zaufali Michałowi Kamińskiego. Być może Platforma Obywatelska chce być partią twardogłowych jaskiniowców, wtedy jej nowe nabytki pasują jak ulał. Boję się jednak, że w tej konkurencji polska prawica pozostanie niezwyciężona. Ewa Kopacz powinna jak najszybciej zawrócić i pognać w przeciwnym kierunku. Inwestowanie w Kamińskiego i Tomaszewskiego w czasach, gdy Robert Biedroń wygrywa w Słupsku wybory, może skończyć się tylko tak, jak kupowanie w latach osiemdziesiątych fabryki maszyn do pisania.
