Nad Wisłą w ostatnim czasie mówi się jedynie o oszustwie, jakie dokonał człowiek znany jako Marcin P. Ciekawa jestem, czy media oraz opinia publiczna podchwyciłaby temat oszustw, które dzieją się co dziennie w szkołach i na uczelniach wyższych. Podejrzewam, że nie, bowiem jak mniemam każdy z nas nieraz dopuścił się ściągania na sprawdzianie, umożliwiał ściąganie koledze, dawał odpisać zadanie domowe lub sam je odpisywał. Zapewne na głos tego nikt nie wypowie, ale być może niektórzy zakupili w Internecie pracę semestralną, licencjacką a nawet i magisterską (rynek w tym zakresie kwitnie). Nikogo to nie dziwi, nikt nie robi z tego „afery”. Istnieje bowiem społeczne przyzwolenie na takie „małe” oszustwa, rzekłabym, że w naszej przestrzeni szkolno-akademickiej, obecna jest kultura ściągania, plagiatyzmu i oszukiwania. Ilu z Was się cieszy, że nie zostało złapanych kiedy jechało 110km/h przy ograniczeniu prędkości do 60km/h?
Tymczasem w Stanach Zjednoczonych, mimo trwającej kampanii prezydenckiej oraz zamieszek na Bliskim Wschodzie, media od dwóch tygodni donoszą o największym w historii skandalu nieuczciwości akademickiej na Uniwersytecie Harvarda. Myliłby się ten, kto myśli, że chodzi o plagiat dysertacji czy innej publikacji naukowej. Rzecz dotyczy zaliczenia końcowego jednego z przedmiotów na poziomie koledżu – „Wprowadzenie do Kongresu”. Zaliczenie polegało na wypełnieniu w systemie domowym czterech testów (nie wyobrażam sobie takiej formy zaliczenia w naszej kulturze). Jednak studenci wiedzieli, że nie mogą między sobą rozmawiać na temat końcowego egzaminu (do każdego opisu kursy, dołączone są instrukcje zaliczania egzaminu oraz tzw. polityka zajęć). 125 studentów prawdopodobnie złamało ten zakaz, zostali oskarżeni o oszukiwanie, współpracę oraz plagiat, bowiem ich odpowiedzi były identyczne. Co ciekawe, zarzut oszustwa został im postawiony za współpracę z innymi studentami, a także z młodymi nauczycielami, absolwentami Uniwersytetu, którzy rzekomo dawali odpowiedzi do egzaminu. Grozi im za to, zawieszenie na rok w prawach studenta, a w przypadku osób, które skończyły studia, unieważnienie wydanego dyplomu (gdyby u nas wprowadzić takie zasady, ostatni ranking OECD wyglądałby nieco inaczej). Tak duża liczba oskarżonych studentów za akademicką nieuczciwość, jak zauważają zarówno władze Uniwersytetu, jak i media, nie zdarzyła się nigdy wcześniej w historii, jest to bowiem około 2% wszystkich studentów koledżu. Sprawa nabrała smaku, gdy wyszło na jaw, iż wśród studentów zamieszanych w oszukiwanie, są członkowie drużyny koszykarskiej.
Oczywiście studenci bronią i usprawiedliwiają się. Jedni twierdzą, że przyczyną oszukiwania akademickiego jest amerykańska kultura sukcesu. Studenci nie są w stanie pogodzić wszystkich ról życiowych, zwłaszcza, że od każdej z nich oczekuje się doskonałości. A jeśli jesteś studentem Harvardu, presja ta jest jeszcze większa. Otrzymanie oceny poniżej B (A i B są najwyższymi kategoriami) jest tożsame z porażką. A na zajęciach z „Wprowadzenia do Kongresu” najczęstszą uzyskiwaną oceną była „A”. Toteż studenci postrzegali te zajęcia jako łatwe. W tym roku, jak się okazało, egzamin z tego przedmiotu stał się dla wielu z nich egzaminem z życia. Niektórzy ze studentów zarzucają, iż pytania na tegorocznym egzaminie były podchwytliwe. Inni utrzymują, iż na kampusie akademickim istniało społeczne przyzwolenie na konsultowanie egzaminacyjnych odpowiedzi. Na razie nie podjęto żadnych decyzji odnośnie zawieszenia lub unieważnienia dyplomu. Jeśli tak się stanie, niektórzy z absolwentów mogą stracić pracę, ale też i reputację. Zaważy to na ich dalszym życiu i dalszej karierze.
Amerykanie przywiązują bardzo dużą uwagę do „fair play”, chociaż nie zawsze grają w ten sposób. I nie chodzi jedynie o przywołaną sytuację. Jednak należy im oddać, iż w ich kulturze szkolnej i akademickiej ściąganie, oszukiwanie i plagiatyzm są społecznie potępiane, a wszelkie tego typu incydenty podniesione do rangi skandalu. W naszej rzeczywistości, nikt nie potępia uczniów za „odpisywanie” zadań domowych od kolegów. Przeciwnie, jeśli się nie podzielisz, postrzegany jesteś za osobę niekoleżeńską, a jeśli do tego, powiesz nauczycielowi, że ktoś chciał „odpisać”, oberwie ci się ponownie za „donosicielstwo”. Nikogo nie dziwi, iż na stronach internetowych odnajdziemy setki porad, jak zrobić ściągę doskonałą, ale też i znajdziemy sklepy, w których możemy kupić narzędzia wspomagające materiały naukowe podczas egzaminów. Może niektórych jeszcze oburzają oferty stron internetowych (są to zorganizowane firmy), w których można zakupić pracę licencjacką, magisterską, a pewnie i doktorską, jednak nikt nic z tym nie robi. I nie chodzi mi tu o zmianę prawa. Ani „zaostrzenie” przepisów wewnątrzszkolnych czy akademickich. Wydaje mi się, że potrzebna jest zmiana sposobu myślenia. Tylko, jak to zrobić, w okolicznościach, w których mamusia zawozi syna do szkoły, łamiąc przepisy drogowe, bo akurat policja nie stała? No tak, czego się Marcinek nauczy, to Marcin będzie umiał.
