Dziś miałem przyjemność i honor wysłuchać wykładu Donalda Tuska na Uniwersytecie Warszawskim. Byłem na miejscu w towarzystwie licznego grona przyjaciół z opozycji chodnikowej, w tym Magdy i Mateusza Kijowskich, i Pawła Barańskiego.
Dzięki znajomości z Leszkiem Jażdżewskim, organizatorem wykładu, wziąłem udział w tym spotkaniu komfortowo, na balkonie Auditorium Maximum. Leszka poznałem w 2015 roku przy okazji zbierania przezeń podpisów pod inicjatywą obywatelską „Świecka szkoła” (poznałem wtedy również Bożenę Przyłuską, która teraz zbiera podpisy pod inicjatywą „Świeckie państwo”).
Leszek Jażdżewski jest, że przypomnę wszystkim Państwu, redaktorem naczelnym miesięcznika Liberté!, na portalu którego zamieszczam stale felietony polityczne (już ponad 130 – policzyłem właśnie).
Rozpisuję się o tym, ponieważ jako współorganizator, obok UW, Leszek miał dziś możliwość wystąpienia przed wykładem Donalda Tuska na temat Konstytucji 3 Maja. Porównywał się do Prince’a, który na początku kariery supportował przed koncertem Rolling Stonesów, ale jego przemówienie jest godne najwyższej uwagi.
To było ostre wystąpienie antyklerykalne, bardzo ostre. Leszkowi Jażdżewskiemu udało się zwerbalizować to, o czym nasze środowiska polityczne, zarówno liberalne, jak i lewicowe, myślą od co najmniej trzech lat, lecz czego nie wypowiadają głośno w obawie przed utratą poparcia konserwatywnego społeczeństwa. Innym politykom po prostu nie wypada z racji pełnionych funkcji.
Że mianowicie kler stracił moralne prawo występowania w charakterze etycznego eksperta w związku z aferami pedofilskimi na niespotykaną skalę. Że współuczestniczy niemal otwarcie we władzy, która powinna pozostawać w rękach świeckich. Że wreszcie jest głównym hamulcowym procesu modernizacji obyczajowej, utrwalającym obstrukcję patriarchalną. W tym miejscu przywołana została zbawienna rola zbuntowanych kobiet i ich niezgody na brak równouprawnienia.
Krótko mówiąc: red. Jażdżewski obarczył zasadniczą winą za naszą społeczną depresję kościół w Polsce. To odważne wystąpienie w kraju, który ze świeckiego zamieniony został w ciągu ostatnich czterech lat w państwo wyznaniowe.
Opisane słowa przypomniały mi niedawne spotkanie z prof. Ireneuszem Krzemińskim (zorganizowane przez WRD i prowadzone przez Mateusza Kijowskiego), podczas którego nasz gość odnotował rodzące się oddolne ruchy laickie w kościele, których zamierzeniem jest właściwe usytuowanie roli duchownych, by ich odseparować od polityki i skłonić do pełnienia właściwej funkcji religijnej.
Sądzę, że diagnoza Jażdżewskiego dotycząca naszego społeczno-politycznego dramatu, przypisująca klerowi zasadniczą odpowiedzialność za impas modernizacyjny i za odejście kraju ze ścieżki demokratycznej, jest także wskazaniem odpowiedniej terapii, którą zresztą intuicyjnie społeczeństwo, zmęczone panoszeniem się kleru i wikłaniem się go do bieżącej polityki, zaczyna odczuwać.
Świadczą o tym najlepiej badania opinii, zgodnie z którymi statystyczny Polak rozmija się w swoich przekonaniach światopoglądowych z tzw. nauką społeczną kościoła, coraz częściej akceptując ideę małżeństw homoseksualnych, in vitro, czy aborcję.
Dziękuję Leszkowi za to wystąpienie. Dobrze, że tak dobitnie wybrzmiało. Jak wiemy, kler – zwłaszcza pan Jędraszewski, przywódca episkopatu, jest pełen pychy, a pycha kroczy przed upadkiem. Kościół jest dziś przybudówką partii rządzącej, choć przecież nie taka jest jego rola.