Przegłosowana 30 czerwca ustawa legalizująca małżeństwa homoseksualne w Niemczech weszła w życie 1 października. Droga do jej uchwalenia nie była jednak łatwa. Ustawa ta na głosowanie czekała ponad 2 lata, a dyskusję nad nią odraczano 30 razy. Do tej pory osoby homoseksualne u naszych zachodnich sąsiadów mogły zawierać związki partnerskie i adoptować dzieci partnera. Od października mogą zawierać małżeństwa, co daje im pełnię praw małżeńskich, w tym prawo do adopcji dzieci. Obecnie w Europie małżeństwa osób tej samej płci są możliwe w Belgii, Danii, Francji, Finlandii, Hiszpanii, Holandii, Irlandii, na Islandii, w Luksemburgu, Norwegii, Portugalii, Szwecji, oraz Wielkiej Brytanii (z wyjątkiem Irlandii Północnej). Natomiast związki partnerskie można zawrzeć we Włoszech i w Austrii.
Praktycznie niemożliwym jest spotkać się z sensownym argumentem ze strony przeciwników. Najczęściej ich argumenty odnoszą się do tradycji – tu należy jednak przypomnieć, że to co teraz jest tradycją, kiedyś również było nowym zwyczajem i czymś nie do przyjęcia dla ówczesnych tradycjonalistów, konserwatystów. Każda obecna tradycja kiedyś była czymś nowym. Powiązany z tym jest najczęściej argument odwołujący się do religii. Część religii uznaje stosunki homoseksualne za grzeszne. Jeśli jesteś wyznawcą religii, która nie akceptuje związków osób tej samej płci – nie zawieraj go. Nikt nie ma prawa do narzucania innym swojego światopoglądu czy stylu życia. Nie jest również argumentem przeciw konieczności wprowadzenia małżeństw tej samej płci fakt, że mogą być zawarte za granicą (pomijam już fakt, że to również często jest utrudniane). Po pierwsze, takie małżeństwa w Polsce i tak nie niosą ze sobą skutków prawnych. Po drugie pary te są obywatelami polskimi, tak samo jak pary heteroseksualne, płacące tutaj podatki, więc nie powinny być traktowane inaczej. Najbardziej absurdalny pretekst za nieprzyjęciem równości małżeńskiej, z jakim się spotkałem, odwołuje się do tego, że może być ona wykorzystana przez przestępców. Będą oni wchodzić ze sobą w związki małżeńskie, a to ochroni ich przed koniecznością wsypania swojego kompana w zbrodni, wszak zgodnie z prawem można odmówić składania zeznań mogących obciążyć osobę najbliższą – w tym małżonka. Nie zakazujemy samochodów, chociaż one też mogą zostać wykorzystane do złych celów. Jak pisał Hayek w „Konstytucji wolności” – „Wolność przyznawana tylko wtedy, gdy z góry wiadomo, że jej rezultaty będą korzystne, nie jest wolnością. Gdybyśmy wiedzieli, jak wolność zostanie wykorzystana, jej problem właściwie by zniknął. Nigdy nie skorzystamy z jej dobrodziejstw, nigdy nie uzyskamy tych niedających się przewidzieć nowych zdobyczy, dla których szansę ona stwarza, jeśli odmawia się jej tam, gdzie ktoś może zrobić z niej niepożądany użytek. Dlatego też argumentem przeciw indywidualnej wolności nie jest fakt, że jest często nadużywana. Wolność z natury oznacza, że zdarzy się wiele rzeczy, które nam się nie spodobają. Nasza wiara w wolność nie sprowadza się do przewidywalnych rezultatów w konkretnych okolicznościach, lecz opiera się na przekonaniu, że ostatecznie wyzwoli ona więcej sił dobra niż zła„.
Skoro wiemy już, że przeciw równości małżeńskiej nie istnieją racjonalne argumenty, zastanówmy się czy małżeństwami powinno zajmować się państwo. Po co istnieją małżeństwa państwowe? Do wspólnego rozliczania się z podatków, do regulacji spraw spadkowych, możliwości uzyskania informacji o stanie zdrowia, gdy małżonek znajduje się w szpitalu, czy odbierania przesyłki za małżonka na poczcie. Ale to, że małżeństwa są w tych kwestiach potrzebne jest powodowane przez państwo! To ono nadało im ważność. Skoro już nadaliśmy małżeństwu pewne przywileje, to czy czymś różni się małżeństwo białego Polaka katolika z białą Polką katoliczką od tego zawartego przez czarnego Polaka ateistę i białą Polkę buddystkę? Jeśli nie różnią się niczym i mają takie same prawa, to w takim razie jakim prawem i w imię czego odbieramy te same prawa związkom osób tej samej płci? Kto i na podstawie jakich przesłanek decyduje o tym, że dwoje dorosłych, kochających się, chcących dzielić ze sobą życie ludzi nie może się pobrać?
Jeśli nie państwo, to kto? Zdecydowanie lepszym, tańszym i praktyczniejszym byłoby powierzenie przywileju udzielania ślubów kościołom, związkom wyznaniowym i notariuszom, w przypadku ateistów. Wydawać by się mogło, że opłaty pobierane przez urząd są niczym w porównaniu z opłatami, jakie nalicza sobie ksiądz. To fakt, może tak się wydawać na pierwszy rzut oka. Jednak jak pisał Frédéric Bastiat „Poza tym co widać, jest jeszcze to, czego nie widać„. Ślub w urzędzie rzeczywiście wychodzi taniej na pierwszy rzut oka – to jest to, co widać. Czego natomiast nie widać? Każdy urzędnik, w tym również udzielający ślubu, otrzymuje pensję wypłacaną z pieniędzy pobieranych z naszych podatków. Likwidując państwowy monopol na udzielanie ślubów i pozbawiając państwo możliwości ich udzielania swoją rację bytu tracą urzędnicy nimi się zajmujący, nie trzeba będzie więc im płacić, a pieniądze na tym zaoszczędzone można wykorzystać efektywniej. Gdyby tego było mało, pobierane są jeszcze dodatkowe opłaty – za sporządzenie aktu ślubu czy odpisy, których przedstawienie jest niezbędne. Niestety, państwo nie odpuszcza łatwo źródeł dochodu, na których już położyło swoją łapę. Duchowny reprezentujący dany związek wyznaniowy czy notariusz, opłatę wezmą tylko raz – nie będzie utrzymywany z naszych podatków. Należy pamiętać, że pary mają różne potrzeby. Małżeństwo zawarte w formie aktu notarialnego regulowałoby od razu sprawy majątkowe – para może chcieć zachować rozdzielność majątkową, sprawy spadkowe i czy inne z różnymi wariantami u poszczególnych par. Państwowe ujednolicenie nie jest więc dobrym rozwiązaniem.
Należy zwrócić uwagę na to, że pomimo nieakceptowania przez niektóre związki wyznaniowe, jak na przykład Kościół katolicki, związków osób tej samej płci, to nieuzasadnione byłoby nazywanie tego dyskryminacją. Kościół katolicki nie jest jedynym związkiem wyznaniowym, istnieją inne, które na udzielenie takiego ślubu mogłoby się zgodzić. Kościołem otwartym na pary homoseksualne jest chociażby Kościół Latającego Potwora Spaghetti. Pozostaje jeszcze opcja z zawarciem związku u notariusza. Osoby, którym ślubu nie udzieli jeden związek wyznaniowy nie są więc dyskryminowane, bo ślub z takimi samymi skutkami prawnymi udzieli im inny. To samo z notariuszem, w przypadku, gdyby ten zasłoni się bzdurną klauzulą sumienia. Notariuszy jest wielu, bez problemu znajdziemy takiego, który ślubu nam udzieli. Nie ma więc mowy o dyskryminacji.
Domagać się powinniśmy nie tego, żeby państwo pozwoliło osobom tej samej płci zawierać małżeństwa, lecz tego, aby państwo w ogóle małżeństwami się nie zajmowało – ani zawieranymi przez osoby heteroseksualne, ani homoseksualne. Podyktowane jest to nie tylko tym, że udzielanie ślubów przez państwo jest kosztowne i nieuzasadnione, ale także dlatego, że pewnego dnia władza może się zmienić z liberalnej, na konserwatywną. Nowa władza mogłaby wtedy cofnąć pozwolenie na małżeństwa homoseksualne dane przez poprzedników. Co wtedy z zawartymi tymi wcześniej? Zostałyby anulowane? Jeśli tak, to wracamy do punktu wyjścia: w imię czego i na podstawie czego? Jeśli nie straciłby swojej mocy, to dlaczego nie mogłoby być zawierane przez kolejne pary?
Małżeństwa osób tej samej płci – tak. Państwowe małżeństwa osób tej samej/różnej płci – nie. Nie ma absolutnie żadnego powodu, aby sprawami małżeńskimi zajmowało się państwo. Przez wieki się nimi nie zajmowało, tak też pozostać powinno. Przywilej ten należy przekazać grupom wyznaniowym w przypadku teistów lub notariuszom, w przypadku ateistów.
