Istotą wolności zgromadzeń jest możliwość ich organizowania NIEZALEŻNIE od tego, czy manifestowane tam poglądy są władzy miłe, czy niemiłe; podzielane przez większość czy mniejszość społeczeństwa; nawet niezależnie od tego, czy wydają się „słuszne” czy „niesłuszne”, sprawiedliwe czy niesprawiedliwe; chwalebne czy haniebne. Gdyby pozwolić władzy decydować, które zgromadzenia są właściwe i legalne, a które nie, pozwolilibyśmy władzy na praktycznie wszelkie ograniczenia wolności zgromadzeń, a wolność ta stałaby się fikcją. Zakusy polityków myślących w sposób totalitarny idą zawsze daleko, i za niewłaściwą uznają oni każdą manifestację, z której postulatami się nie zgadzają. I o ile pewnie postulaty narodowców aby nie przyjmować uchodźców mogą budzić uzasadniony sprzeciw – sam, gdybym miał manifestować to przeciw narodowcom niż przeciw uchodźcom – to z pewnością nie może to być podstawa, by zakazać im te postulaty głosić. Absurdalny jest argument ratusza, że na manifestacji MOŻE dość do złamania prawa (w tym wypadku w odniesieniu do mowy nienawiści i nawoływania do dyskryminacji) – argument, że prawo być może podczas demonstracji będzie złamane możnaby zastosować do każdej bez wyjątku demonstracji. Jeśli faktycznie doszłoby do złamania prawa – choćby poprzez nawoływanie do nienawiści – sprawców należy ścigać (mówią o tym odpowiednie przepisy Kodeksu Karnego), jednak decydowanie z góry o tym, że popełnią takie przestępstwo jest nadużyciem. A o tym, jak niebezpieczne są próby arbitralnego decydowania przez władze, które manifestacje są „słuszne”, a które „niesłuszne” co najmniej dwa razy mieszkańcy Warszawy się już mogli przekonać.
W 2004 r. i 2005 r. Lech Kaczyński, ówczesny Prezydent m. st. Warszawy przekroczył swoje uprawnienia zakazując Parady Równości – manifestacji promującej tolerancję dla osób o odmiennej orientacji seksualnej. Parady, która jest pięknym przykładem promowania wolności i równości w przyjazny, pozytywny sposób. Decyzja prezydenta Kaczyńskiego była jednym z najbardziej haniebnych wydarzeń jego urzędowania. Hanna Gronkiewicz Waltz również okazała pogardę dla wolności zgromadzeń gdy w 2010 roku zakazała – całkowicie bezprawnie, co potwierdził Naczelny Sąd Administracyjny – dwunastu manifestacji na rzecz legalizacji konopi indyjskich. I o ile z postulatami tychże demonstracji się utożsamiam, a z postulatami narodowców – absolutnie nie – to jednak prawa wolności zgromadzeń bronić należy we wszystkich tych – i innych – przypadkach. Wolność ta wszakże nie zależy od tego, czy popieramy protestujących, czy nie.
Do narodowców organizujących sobotnią manifestację – która pewnie i tak się odbędzie (i będzie całkiem legalna) pomimo bezprawnego „zakazu” – sympatii nie mam najmniejszej. Politycznie, światopoglądowo, ideologicznie i kulturowo sytuują się oni „po przeciwnej stronie barykady”. A jednak… fakt że teraz to oni są pozbawiani jednego z fundamentalnych praw politycznych każe mi patrzeć na nich jak na ofiary a nie oprawców – sytuacja, która gdyby nie kuriozalna decyzja urzędników ratusza z pewnością nie miałaby miejsca. Do warszawskich władz apeluję: wycofajcie się z tej błędnej, szkodliwej i nielegalnej decyzji ograniczającej istotę wolności zgromadzeń. A każdemu z narodowców przytoczę słowa przypisywane Voltaire’owi: „Nie zgadzam się z tym co mówisz, ale oddam życie, abyś miał prawo to powiedzieć”.
PS. Jestem przekonany, że trzeba przyjąć uchodźców i utożsamiam się w pełni ze stwierdzeniem, iż „żaden człowiek nie jest nielegalny”. Ci ludzie uciekają przed wojną i śmiercią, a my powinniśmy udzielić im schronienia. Musimy jednak upewnić się, że nie będą oni dla nas zbyt wielkim obciążeniem finansowym ponad nasze siły (szanujmy pieniądze polskiego i europejskiego podatnika), ani że nie stanowią zagrożenia dla bezpieczeństwa (tym już muszą się zająć odpowiednie służby państwowe). Uchodźca, który zostawia wszystko w kraju z którego ucieka początkowo musi dostawać pomoc, ale ważne jest by ci, którzy zostaną tu na dłużej, jak najszybciej zaczęli sami na siebie zarabiać. Powinni uczyć się języka i umiejętności zawodowych i podejmować oferowaną pracę – nawet nisko płatną – a państwo powinno stworzyć warunki, by mogli podjąć ją legalnie i bez zbędnej biurokracji. I bezwzględnie muszą przestrzegać polskiego prawa (ze wszelkimi rygorami Kodeksu Karnego i innych ustaw) i norm kulturowych. Ale nie uchodźcy lecz prawo do demonstracji są przedmiotem niniejszego artykułu.