O symetryzmie i symetrystach słychać dzisiaj często w debacie publicznej. Kim jednak są symetryści – ludźmi sympatyzującymi z politycznym centrum, niezależnymi obserwatorami życia politycznego, obiektywnymi sędziami zjawisk społeczno-politycznych, przeciwnikami politycznych skrajności? Wiadomo o nich właściwie tylko tyle, że są przedmiotem ostrej krytyki w środowisku lewicowo-liberalnym, podczas gdy Zjednoczona Prawica traktuje ich dość wyrozumiale. Ta asymetria niechęci zasługuje na uwagę.
Pojawienie się w Polsce dwóch przeciwstawnych obozów politycznych, dobrze okopanych na swoich pozycjach, jest zjawiskiem negatywnym. Prowadzi ono bowiem do radykalizacji walki politycznej. Zasadnicza rozbieżność celów tych obozów, z których jeden dąży do demokracji liberalnej i integracji w ramach Unii Europejskiej, a drugi do autorytaryzmu i izolacyjnej suwerenności, wyklucza możliwość negocjacji i poszukiwania jakiegokolwiek kompromisu. Pozostaje więc walka, która w tych warunkach nieuchronnie prowadzi do przyjmowania postaw ekstremistycznych. Powstają dwie odrębne bańki społeczne, w których zwolennicy wrogich obozów przyjmują jedynie te informacje, które pozwalają im widzieć swoich przeciwników w jak najgorszym świetle. Informacja przestaje być podstawą przemyśleń i obiektywnych (na ile to możliwe) sądów, a staje się wojennym paliwem. Szkodliwość takiej sytuacji polega na tym, że ludzie zaangażowani w życie polityczne tracą umiejętność uczenia się. Im większej części społeczeństwa to dotyczy, tym bardziej należy się obawiać o rozwój cywilizacyjny kraju.
Dlatego im więcej ludzi znajduje się poza tymi bańkami, którzy potrafią zachować dystans i obiektywizm w ocenie zdarzeń, dostrzegając w działaniach obu konkurujących ze sobą obozów zarówno ich zalety, jak i wady, tym powinno być lepiej dla poziomu debaty publicznej. Wydawałoby się więc, że symetryści odgrywają pozytywną rolę w życiu politycznym. Czy jednak równy dystans oznacza neutralność? W naszym życiu politycznym na zarzuty stawiane Zjednoczonej Prawicy symetryści natychmiast reagują zarzutami dotyczącymi podobnych zdarzeń po stronie opozycji, choć asymetria jest aż nadto widoczna, kiedy na przykład próbuje się porównywać brutalność wypowiedzi Krystyny Pawłowicz i Radosława Sikorskiego. Symetryści z przesadą podkreślają osiągnięcia PiS-u w zakresie polityki społecznej, jako pierwszej partii władzy, która konkretnie przyczyniła się do poprawy życia ludzi ubogich. Tymczasem osiągnięcia PiS-u w polityce społecznej, w porównaniu z rządami PO-PSL, wydają się mocno przesadzone. Projekt 500+ rzeczywiście wygląda efektownie, podobnie jak inne transfery socjalne, ale trzeba wziąć pod uwagę zarówno brak zróżnicowania tych transferów w zależności od stopnia zamożności, jak i kompletny brak zainteresowania poprawą jakości opieki zdrowotnej, infrastruktury komunikacyjnej w ośrodkach prowincjonalnych i systemu edukacji. PiS pozostaje całkowicie obojętny na problemy osób niepełnosprawnych, natomiast szczególnie dba o pozyskanie poparcia ze strony emerytów. Widać z tego wyraźnie, że polityka społeczna PiS jest zorientowana wyłącznie na wybory, a nie na rozwiązywanie istotnych problemów społecznych.
Symetryści lubią przypominać błędy i zaniedbania poprzednich rządów. Na zarzuty opóźnień w przeciwdziałaniu skutkom ocieplenia klimatu odpowiadają często, że za rządów PO-PSL także niczego istotnego w tej sprawie nie zrobiono. Nie wspomina się przy tym, że pisowski rząd roztrwonił pieniądze otrzymane z Unii na poprawę warunków klimatycznych i dodatkowo zlikwidował część farm wiatrakowych. Taką samą postawę symetryści prezentują w odniesieniu do zaniedbań w opiece zdrowotnej czy w edukacji. Stanowisko symetrystów, polegające na odsuwaniu od siebie podejrzeń o sprzyjanie którejś ze stron politycznego sporu, jest z satysfakcją przyjmowane przez obóz pisowski, w którym ulubioną formą reakcji na jakiekolwiek zarzuty i oskarżenia jest powoływanie się na podobne zachowania swoich poprzedników u władzy. Zachowując równy dystans do skonfliktowanych obozów, symetryści zdają się twierdzić, że jedni i drudzy są siebie warci.
Błędem symetrystów jest założenie, że równy dystans w stosunku do porównywanych obozów politycznych zapewniać ma neutralność ocen. Tymczasem, chcąc ten dystans utrzymywać, trzeba jedną ze stron albo nadmiernie chwalić, albo nadmiernie krytykować. Przykładem takiego rozpaczliwego dążenia do utrzymania równowagi jest większość audycji w radiu TOK FM z cyklu „Świat się chwieje” autorstwa Grzegorza Sroczyńskiego, w których ten dziennikarz grilluje jak tylko może polityków opozycji demokratycznej, wytykając im rozmaite błędy i niegodziwości ich obozu. Sroczyński nie chwali przy tym PiS-u, ale wychodząc zapewne z założenia, że krytyka PiS-u w obozie opozycji jest wystarczająco intensywna, stara się zwrócić uwagę, że podział polityczny w Polsce nie jest czarno-biały. Jak się zdaje, na tym polega jego symetryzm, do którego Sroczyński się przyznaje, a który – jego zdaniem – może przyczynić się do uzdrowienia życia społeczno-politycznego z radykalizmu.
Nic nie jest tak potrzebne w życiu społeczno-politycznym jak upowszechnienie szerokości myślenia, krytycyzmu i chęci dochodzenia do prawdy. Potrzebny jest zatem obiektywizm w ocenie zjawisk i sytuacji politycznych, a nie ideologiczny szowinizm. Ważni są tu jednak obiektywiści, a nie symetryści. Obiektywista wcale nie musi być neutralny; może być przedstawicielem jednego obozu politycznego. Chodzi tylko o to, aby w ocenie konkretnych zdarzeń, decyzji lub sytuacji zdobył się na niczym nieuprzedzoną ich analizę, a nie formułował swojej opinii, kierując się wyłącznie sympatią polityczną. Nie jest łatwo być obiektywistą, co wiem z autopsji. Mimo zdecydowanej krytyki obozu politycznego Zjednoczonej Prawicy sądzę, że zapewne są tam ludzie, których jakieś działania lub decyzje zasługują na pochwałę. Niestety, nie potrafię podać przykładów, bo jako reprezentant przeciwnej bańki nie dysponuję informacjami na ten temat. Nie mogę się bowiem przemóc, aby korzystać z publicznych mediów, w których dominuje kłamliwa pisowska propaganda. Być może jednak, gdzieś wśród tych kłamstw i brutalnych ataków na opozycję można trafić na jakieś ziarenka prawdy, nad którą warto byłoby się zastanowić, aby życie w Polsce stało się lepsze.
Do tego jednak nie potrzeba postawy symetrysty, który z góry stawia znak równości między ugrupowaniami politycznymi. Aby można było to robić, trzeba mieć najpierw pewność, że ugrupowania te przestrzegają tych samych reguł gry politycznej. Dla symetrysty nie muszą być ważne cele tych ugrupowań, ale tożsamość reguł gry jest decydująca, jeśli chce się porównywać ich działania ukierunkowane na realizację odmiennych celów. Jeśli symetrysta chce być neutralny w ocenie ugrupowań politycznych, to może być nim tylko wtedy, gdy ugrupowania te działają zgodnie z tymi samymi zasadami. Symetrysta przypomina sędziego piłkarskiego, od którego wymaga się neutralności. Jak jednak ów sędzia miałby się zachować, gdyby grające z sobą drużyny stosowały się do odmiennych przepisów? Jedyne, co mógłby zrobić, to odmówić sędziowania. I tak właśnie powinien zachować się symetrysta, gdy jedna ze stron politycznego sporu przewraca stolik i wprowadza własne zasady.
Zdarzało się nieraz, że ustrój demokratyczny zamieniał się w autorytaryzm, bo tak chciała większość społeczeństwa, której reprezentacja w parlamencie miała tak dużą przewagę, że pozwoliło to zmienić konstytucję i w sposób legalny dokonać zmiany ustroju. Reguły gry politycznej zostały w tym wypadku zachowane przez ugrupowania w niej uczestniczące. Gdyby jednak zmiana ustroju nastąpiła w wyniku zamachu stanu, czyli pogwałcenia tych reguł przez jedną ze stron, wówczas jakiekolwiek ich porównywanie nie ma sensu. To zupełnie tak, jakby ktoś porównywał kiepskiego hydraulika z włamywaczem i tego pierwszego ganił za to, że w mieszkaniu narobił bałaganu, a tego drugiego chwalił, że co prawda obrabował mieszkanie, ale pozostawił po sobie porządek i nie dokonał żadnych zniszczeń. Ci panowie grają w różnych dyscyplinach i porównywanie ich ze sobą jest śmieszne.
Dokładnie tak jest w przypadku Zjednoczonej Prawicy. Po wygranych wyborach w 2015 roku, nie mając większości konstytucyjnej, po prostu wielokrotnie złamała konstytucję i podporządkowała sobie instytucje demokratyczne – Trybunał Konstytucyjny, Krajową Radę Sądownictwa i w części Sąd Najwyższy. Jeśli ktoś w tej sytuacji mieni się symetrystą i traktuje PiS jak normalną partię w systemie demokratycznym, to albo jest ignorantem, albo sprzyja grze politycznej bez reguł. Wpychanie na siłę przez symetrystów Prawa i Sprawiedliwości do politycznego mainstreamu niczemu dobremu nie służy. Przyzwyczaja tylko ludzi do przekonania, że w polityce wszystko wolno, bo liczy się tylko skuteczność. Zgodnie z konstytucją Polska jest państwem demokracji liberalnej. Skoro tak, to obowiązują w niej zasady praworządności, praw człowieka i pluralizm obyczajowy. PiS nie przestrzega żadnej z tych zasad i dlatego nie może być traktowany jako normalna partia w systemie demokratycznym, ale jako mafia uzurpująca sobie prawo do rządzenia tak, jak chce.
W polskiej rzeczywistości politycznej nie ma zatem miejsca na symetryzm. Ci, którzy nazywają się symetrystami są albo ludźmi, którzy chcą być obiektywni w ocenia działań różnych sił politycznych, a wtedy są obiektywistami, albo po prostu są zwolennikami pisowskiej mafii, co z jakiegoś powodu starają się ukryć, ale wtedy również nie mamy do czynienia z symetryzmem. Mylenie symetryzmu z obiektywizmem sprzyja niestety akceptacji społecznej chorego systemu władzy w Polsce. Ludzie nie są świadomi, albo zapominają, że ci, którzy rządzą Polską są przestępcami, łamiącymi prawo dla własnej wygody rządzenia. Jeśli tak dalej pójdzie, to zmiana władzy po przyszłorocznych wyborach wcale nie musi oznaczać uzdrowienia tego systemu. Korzystając z przyzwolenia społecznego, zwycięskie ugrupowanie może bowiem stanąć przed pokusą skorzystania z bezprawnych furtek swoich poprzedników. O łamaniu praworządności w Polsce trzeba stale przypominać. Dlatego tak bardzo mnie razi, gdy politycy opozycji stale na plan pierwszy wysuwają pod adresem Zjednoczonej Prawicy zarzut braku pieniędzy z KPO. Jest to bardzo populistyczne podejście. Przede wszystkim trzeba bowiem uparcie przypominać o przyczynie tego braku, jaką jest brak praworządności systemu władzy w Polsce PiS. Unijne pieniądze są bardzo Polsce potrzebne, ale jeszcze bardziej potrzebne są rządy prawa. I właśnie to przy każdej okazji trzeba wybijać na plan pierwszy, aby przeciętny Polak brak tych pieniędzy kojarzył z autorytarnymi ambicjami rządu PiS, a nie z biurokratycznymi dąsami Unii Europejskiej, jak stara się to przedstawiać Zjednoczona Prawica.
Autor zdjęcia: Thomas Habr
