Jakieś dwa, trzy tygodnie temu miałem okazję chwilę porozmawiać z Piotrem. Pogadaliśmy o moim startowaniu na Prezydenta Gdyni, mówił mi o tym, że widzi mój potencjał do bycia liderem naszego środowiska, że mam to we krwi. Mówił też, że on nigdy tego nie miał, że ciążyła mu początkowa rola frontmana w Gdańsku Obywatelskim, który współtworzył i jest szczęśliwy, że się jej pozbył. Ja w odpowiedzi korygowałem się, że to nie o to chodzi, że żaden ze mnie frontman, że to sprzeczne z moim charakterem i tym podobne blablabla, że najbardziej lubię sporty zespołowe, wolę Barcelonę od Messiego, kręcą i nęcą mnie rockowe zespoły a nie ich wokaliści, że trzeba znajdować ludziom zajęcie w którym się czują najlepiej, że trzeba się otaczać się mądrymi, mądrzejszymi od siebie ludźmi, a lider przynajmniej w naszej polityce robi zawsze odwrotnie. Najlepiej, bo najbezpieczniej otaczać się głupimi, bo wśród mądrych inaczej, liderem będziesz po wsze czasy. I tak się mizialiśmy. Szkoda. Już następnej rozmowy nie będzie. Fajnej ustawy metropolitalnej dla Trójmiasta też już nie przygotujemy, a nawet jak tak, to trochę trzeba będzie się bardziej bez Piotra postarać.
Z tą naszą rozmową wiążę się też coś więcej i o tym dziś w sumie będzie ten wpis po dłuższej przerwie. Rząd dusz znowu szuka polskiego Macrona. Podobno, teraz po akcji z sądami, wzrosły szanse Kamili Gasiuk-Pihowicz i Borysa Budki… Stop. Nie żebym miał coś przeciwko tej dwójce, ale ten komiks przecież razi na pierwszy rzut oka. To se ne wrati. Tak myśląc nie zauważamy, że świat zaczyna się dynamicznie zmieniać i w efekcie tych zmian stare partie i starzy liderzy odchodzą do lamusa. Dziś skończyły się już nieodwołalnie czasy, kiedy to właśnie topowe media kreowały rzeczywistość, kreowały tych właśnie liderów. W dobie facebooka, w dobie ciągle rozwijającej się techniki, która umożliwia w kilka sekund wręcz wirusowe rozprzestrzenianie się informacji, rola tradycyjnych mediów ulega redukcji. Władza wraca więc do obywateli i to jest wspólny mianownik wszystkich tych protestów, które okazały się ostatnio w jakiś mniej, lub bardziej mierzalny sposób, skuteczne.
Protesty przeciwko Acta, Czarny Protest, ostatnie protesty przeciwko łamaniu Konstytucji, czy wcześniejszy wzlot i upadek KODu (tutaj może nie jest to najszczęśliwszy przykład, bo bez pomocy Gazety Wyborczej mogłoby to się aż tak nie udać) miały kilka cech wspólnych. Po pierwsze zostały zorganizowane oddolnie. Po drugie rozlały się po całym kraju i miały charakter lokalny, pomimo absurdalnych apeli warszawskich partyjnych bonzów nawołujących ludzi, by zjeżdżali do stolicy, by pobić jakiś kolejny idiotyczny rekord frekwencyjny.
To były tak po ludzku, zwyczajnie fajne protesty. Spontaniczne, po sąsiedzku. Tak jak ostatnie w Gdyni, które miałem przyjemność współorganizować. Z hyde parkiem gdzie mieszkańcy mieli w końcu głos, a nie pożal się Boże ci sami często i od 30 lat politycy. Gdzie politycy musieli poczekać na swoją kolej, by dorwać się do mikrofonu, bo najpierw mówi nasz sąsiad, nasz kumpel z ulicy, najpierw Gdynia ma głos, a nie pani, czy pan z plakatu, który jest znany z tego, że jest znany.
Ci ludzie fantastycznie przemawiali, oni byli prawdziwi. Byli nie z żelaza, czy z marmuru, a raczej z krwi i kości. Na pewno zaś nie z plasteliny. To oni wzruszali i porywali tłum, a nie politycy. To dzięki nim ta presja na rząd, prezydenta, z każdym dniem coraz większa, nie zgasła po niedzieli, czy poniedziałku, wtorku i czwartku. Ten tłum też nie miał jednego lidera, który by wszystko pod siebie zawłaszczył. Dziś liderem byłem ja, jutro Ty, a w środę będzie jeszcze ktoś inny. To była prawdziwa Polska Obywatelska. W końcu się obudziła, po wielu latach, po skompromitowaniu przez Donalda Tuska idei ruchu obywatelskiego jakim miała być z założenia Platforma Obywatelska. Coś się ruszyło. To nie był jej pierwszy raz. To już zauważalny proces. Ta Polska się budzi w miastach, w budżetach obywatelskich, w ruchach miejskich. To o to chodziło w JOWach, to ona wymusza w wielu miejscach w Polsce zmiany w skostniałych samorządach. To Miasto Jest Nasze ostatecznie obnażyło w Warszawie niemoc miasta i państwa w sprawie bandyckiej reprywatyzacji. To Polska Obywatelska zapaliła świeczkę pod polskimi sądami. Nie trzeba jej zwozić autobusami na wiece i nie trzeba jej liderów. Liderów ona sama sobie znajdzie. Nie potrzebuje z nadania. Wolny rynek jak zwykle zadziała jak nie będziemy mu przeszkadzać.
Jak wielokrotnie już tu na tym blogu powtarzałem – my nie potrzebujemy liderów, a sprawnej organizacji. Co z tego, że Donald Tusk był sam jako lider sprawny skoro jego organizacja okazała się wydmuszką? To chyba ewenement w skali światowej, że partia będąca u władzy osiem lat, straciła ponad połowę swoich członków. Z czterdziestu tysięcy zjechała do bodajże siedemnastu. Donald Tusk wycinając konkurencję (Olechowskiego, Płażyńskiego, Schetynę, Rokitę i innych) dawał przykład dołom partyjnym, które zamiast budować kolejne piętra budowli zajmowały się tym samym co przywódca i w efekcie pięknie zapowiadająca się organizacja zamiast się rozrastać finalne się skurczyła. To jest prawdziwy powód klęski PO i przyczyna zwycięstwa ekipy spod znaku dobrej zmiany. Póki tego nie zrozumiemy, nie pójdziemy ani o krok do przodu. Będziemy się kręcić ustawicznie w kółko nie ruszając z miejsca.
Bierzmy przykład od tych którym się udało. Z Niemiec, z Anglii. Czerpmy z ich doświadczenia, ich demokracji i ich organizacji. CDU o korzeniach z dziewiętnastego wieku przetrwała w Niemczech 70 lat. Przetrwała Adenauera, przetrwała Kohla i przetrwa Merkel. Nawet jeśli nastał wiatr zmian w Europie i trudny czas dla wielkich partii. CDU od 1949 roku nie miała nigdy w wyborach poparcia mniejszego niż 25%. Przetrwa, bo liczy ponad pół miliona członków. Ma z czego tracić, z czego spadać. To jest jej siłą. Dlatego też Niemcy idą cały czas do przodu, a my jak nie zmienimy podejścia będziemy miotać się od ściany do ściany i obwiniać innych o swoje niepowodzenia.
Szukanie na siłę lidera, zamiast skupienia się na budowaniu organizacji to droga, która znowu wyprowadzi nas na bezdroża i na dłuższą metę pewna przegrana. To już przerabialiśmy i dlatego ta polska polityka jest taka od czapy. Partię, stowarzyszenie, ruch społeczny trzeba budować tak samo jak własny dom, firmę. Od fundamentów, a nie od dachu. Inaczej konstrukcja się wcześniej, czy później zawali. W budowaniu organizacji obowiązują zawsze te samo zasady. Muszą być ludzie, muszą być ze składek pieniądze, podział obowiązków, wyznaczone cele i czas realizacji, a nie zbiórki do puszki i głupawe memy, lub wymachiwanie świńskim ryjem zamiast treści. Kto w końcu to pierwszy w tym kraju załapie, zgarnie całą pulę, bo konkurencji nie ma i nie będzie miał.
Na siłę zjednoczona opozycja też nam do szczęścia nie jest potrzebna. Nam jest bardziej potrzebne aktywne społeczeńswo przy urnie wyborczej, tak aktywne jak chociażby w Niemczech, gdzie frekwencja zawsze wynosi ponad 70%. Nam jest potrzebny dalszy rozwój organizacji pozarządowych, w które uderza propagandowo (np George Soros) i finansowo rząd Beaty Szydło przy naszej biernej reakcji. Znowu analizując przykład naszych zachodnich sąsiadów Niemiec, gdzie działa aktywnie 260 tys organizacji w III sektorze, przy około 80 tysiącach u nas, widać ile roboty jeszcze przed nami zostało. Priorytetem jest nie zjednoczona opozycja i szukanie na siłę jej lidera, a dalsza edukacja, by wzbierająca fala z większych miast dotarła do Polski powiatowej. Wtedy fala dobije do brzegu, zmyje bród i wymieni piasek na świeży.
Odszedł Obywatel Piotr, ale jego Obywatelska Polska nadchodzi.
Zdjęcie ze strony: http://www.dwojacki.pl/