Trzydziesty ósmy rok mojego życia powoli dobiega końca. Mojego życia, ale też mojego świata. Innego niestety nie ma i nie będzie. W 2016 roku kontrola lotów uziemiła mojego ukochanego Majora Toma. W odpowiedzi Jarosław Kaczyński uziemił Trybunał Konstytucyjny. Opozycja się dziwi i krzyczy – tak nie wolno! Tymczasem jak zwykle w życiu: Wszystko już powiedziano. Wszystko się wydarzyło. Wszystko też już opisano. ,,Nie mogli ot tak sobie włamać się tutaj i wszystkich wypędzić.” Tymczasem ,,Paragraf dwudziesty drugi mówi, że mogą zrobić wszystko, czego nie możemy im zabronić.(…) Nie ma obowiązku pokazywania paragrafu dwudziestego drugiego.(…) Tak mówi prawo.”
Rok 2016 to był rok dalszego ograniczania w Polsce wolności. To też rok ograniczania wolności ekonomicznej, której bronię najgorliwiej. Wbrew zapowiedziom Morawieckiego, Szałamachy znowu powietrza, którym oddychamy nam ubyło. Jak to sprawdzić? Prosto. Czym więcej regulacji i przepisów, tym mniej wolności. Dynamika z pierwszych trzech kwartałów (wzrost o 6,6 proc. r/r) wskazuje, że produkcja prawa w Polsce w 2016 roku pobiła rekord i jest najwyższa od 1918 r. Przedsiębiorca na czytanie aktów prawnych powinien każdego dnia roboczego poświęcać 4h 15min.
Niedawno miałem na granicy problem z Sanepidem i ich normami na pomidora. By uniknąć tych problemów przy sprowadzaniu po raz pierwszy bakłażana z Ukrainy poprosiłem mojego pracownika o ustalenie jakie normy obowiązują na mister bakłażana przy wjeździe na teren unijny. Na początku pytanie w granicznym sanepidzie wzbudziło prawdziwy popłoch. Jednak po kilku telefonach i kilku przekierowaniach najpierw na wojewódzki poziom, a potem poziom krajowy dostaliśmy odpowiedź. Przecież wszystko jest. Proszę sobie sprawdzić tu i tu. Tam wszystko jest napisane. Dostaliśmy linka do odpowiednich przepisów dotyczących interesującej nas kwestii. Ponad 1300 stron. 33 strona przeczy temu co jest na 175ej. 175ta temu co jest dwieście dalej. Nowelizacyjny bełkot ustawy pamiętającej jeszcze lata osiemdziesiąte. Szukaj wiatru w polu. ,, Nie dość, że Bóg nie istnieje, to jeszcze spróbujcie znaleźć hydraulika w weekend.”
Nie interesują mnie podziały na prawicę, czy lewicę. Nie interesuje mnie licytacja na patriotyzm. Jak coś takiego słyszę to się od razu odruchowo chwytam za portfel, bo mam wrażenie, że zaraz ktoś w imię tego patriotyzmu będzie chciał mnie najzwyczajniej na świecie okraść. Nie jestem liberałem, masonem, czy nawet cyklistą (to akurat z powodu chorego kręgosłupa). Jestem jednak jak Yossarian na pewno pacyfistą i materialistą. ,,Wiem, że jest wojna. Wiem, że trzeba ponosić ofiary dla zwycięstwa. Ale dlaczego akurat ja? Dlaczego nie wezmą do wojska któregoś z tych starych lekarzy, deklamujących w kółko, że pracownicy służby zdrowia powinni być zawsze gotowi do poświęceń? Ja nie chcę się poświęcać. Ja chcę zarabiać forsę.”
Forsę też trzeba jednak umieć zarabiać. PiSowski przepis na dobrobyt to przestawienie wajchy z prywatnych inwestycji na państwowe wzorem Węgier. Orbanomika, czyli niespełniony sen o węgierskiej potędze gospodarczej jest wzorem dla Morawieckiego i spółki. W liczbach to na Węgrzech wzrost PKB w latach 2008-2015 o 3,2% przy 22% w podobno rozkradanej Polsce. W słowach to zapaść inwestycji w sektorze prywatnym, przy jednoczesnej ekspansji inwestycji publicznych napędzanych środkami unijnymi, bo nie od dziś wiadomo, że Państwo te pieniądze najskuteczniej może zmarnować.
A teraz z innej beczki. Czytam, że przekroczyliśmy właśnie bilion. Bilion w bezrozumie. Statystyczny Kowalski, który właśnie w chwili pisania tego tekstu się urodził, ma w prezencie od rządu Beaty Szydło oprócz propagandowych 500 PLN co miesiąc inny na powitanie rachunek tym razem w drugą stronę- do spłacenia. Jego oficjalny dług od chwili urodzenia wynosi 26437 PLN, a ukryty (głównie zobowiązania emerytalne) dodatkowo 85504 PLN. Szybkie dodawanie na kalkulatorze i ekranik pokazuje, że przychodzi na świat z długiem 111941 PLN. Chyba, że urodził się w Gdyni to wtedy trochę więcej wychodzi, bo moi kochani radni niedawno postanowili znowu zadłużyć moje miasto na kolejne 80 milionów, a przy już aktualnym zadłużeniu miasta na koniec roku na prawie 600 milionów wychodzi, że nowo narodzony Gdynianin ma jeszcze trzy tysiączki więcej długu do spłacenia.
Może i innego życia, świata poza swoim własnym nie ma, ale miniony rok pozwolił mi spojrzeć na to trochę z innej perspektywy. Prawie całe życie spędziłem w Trójmieście. Znam tu prawie każdą ulicę, prawie każdy kamień. Ciągle mijam kogoś kogo znam, ciągle wracają wspomnienia. Świat w Trójmieście jest dla mnie mały. Ja za to duży. W zeszłym roku wyprowadziłem się na kilka miesięcy do Warszawy. Świat w stolicy był dla mnie duży, a ja szukając Urzędu Skarbowego na Bielanach, a potem w nim pokoju 302 mały, nieistotny. Jeden z miliona. Jeden z wielu. To też fajne doświadczenie, daje perspektywę. Widać od razu horyzont. Mam takie wrażenie, że warto by było polskich polityków wyprowadzić z Wiejskiej na spacer po takich blokowiskach jak warszawskie Skorosze. Wypędzić choć na chwilę z ich gniazda, gdzie czują się pępkiem świata. Jednego rzucić na gdańską Zaspę, by popatrzył w tysiące okien otaczających go i uświadomił sobie, że jego świat jest jednym z miliardów, jednym z nieskończoności. Drugiego przepędzić na spacer po Ursynowie. Może wtedy gdy jeden Petru z drugim Schetyną ten spacer odbędą, to jakaś refleksja ich najdzie i powietrze z tego balona zejdzie i będzie normalniej, bardziej przyziemnie i bijąca z nich świetlikowa ,,Nieprzysiadalność” minie?