W debacie o demontażu OFE mieliśmy do czynienia z zalewem demagogii przeciwników OFE porównywalny tylko z zalewem demagogii wprowadzających reformę. Profesorowie nie wstydzili się podawać argumenty niezgodne z podstawową wiedzą ekonomiczną. Polemika w takiej sytuacji nie ma charakteru merytorycznego i zasadniczo sprowadza się do prostowania wypowiedzi adwersarza. Właściwie po odcedzeniu wypowiedzi prorządowych ekspertów nie pozostawał żaden argument za demontażem II filara z punktu widzenia interesu emerytów nie zawierający oczywistych błędów. Dominujące głosy mówiły o tym, że OFE pobierają za wysokie opłaty – co jest argumentem za ich zmniejszeniem (a jeszcze lepiej uzależnieniem od wyników) a nie likwidacją OFE, a także że wymaga tego sytuacja budżetu – co powinno być głosem za reformą finansów publicznych, a nie księgowymi sztuczkami.
W tej sytuacji okazało się, że aby odbyć merytoryczną dyskusję warto sięgnąć wstecz do głosu krytycznego wobec II filara jeszcze z czasów wprowadzania tej reformy w życie. Chodzi tu o artykuł „Reforma emerytalna: fakty, mity, sofizmaty” nieodżałowanej pamięci Krzysztofa Dzierżawskiego gdzie znajdują się argumenty warte polemiki, a nie tylko prostego dementi. Bardzo zachęcam do przeczytania. Pozwolę sobie na utrzymanie struktury tego artykułu.
FAKT: Systemy emerytalne w Europie stoją w obliczu kryzysu. Jego przyczyną są procesy natury demograficznej
O faktach gentlemani nie dyskutują. Można jedynie dodać, że od czasu napisania tego artykułu statystyki i prognozy tylko się pogorszyły.
MIT: W przeszłości płaciliśmy składki na emeryturę, ale komuniści je roztrwonili i teraz nie ma środków na wypłatę świadczeń. Byłoby całkiem inaczej, gdyby nasze pieniądze pracowały
Autor stara się przekonać nas, że taki opis sytuacji nie odpowiada rzeczywistości bo system repartycyjny żadnych pieniędzy nie trwoni – po prostu co uzyskuje to od razu wypłaca. I w dużej mierze jest to prawda, ale nie cała. System taki bardzo rzadko bywa zbilansowany – czasem wpływa więcej i nadwyżkę może przejąć budżet, czasem wpływa mniej i niedobór musi budżet uzupełnić. Tak się składa, że lata PRL to czasy nadwyżek. Po wojnie populacja ludzi starszych była mocno przerzedzona, młodzi zaś mieli nie szybko zobaczyć emerytury. Dla odmiany w czasach deficytu znajdujemy się dzisiaj, a deficyt będzie zrosnął. Gdyby nadwyżki z czasów PRL zainwestować lepiej pewnie dzisiejsze deficyty byłyby mniejsze. Co nie zmienia faktu, że problem by i tak istniał – bo wynika on z demografii. Mają go także państwa zachodniej Europy, które zwykle inwestowały znacznie efektywniej niż PRL. Także tu z autorem zgoda – choć z zastrzeżeniami.
SOFIZMAT: System bismarckowski jest finansową piramidą i czeka go los należny tego rodzaju przedsięwzięciom: spektakularne bankructwo
Rzeczywiście zwolennicy kapitałowego używają i nadużywają tego porównania. Nasz system musi zbankrutować nie dla tego, że ma charakter finansowej piramidy, ale ze względu na brak młodych opłacających składki – patrz fakt 1.
SOFIZMAT: Tradycyjny system emerytalny generuje dług publiczny, którego wielkość zrujnuje finanse państwa
Tu autor stwierdza, że takie stwierdzenie jest bezsensowne gdyż przyszłych zobowiązań emerytalnych państwa zasadniczo nie można traktować poważnie. Będą się one zmieniały wraz z wydolnością budżetu i przez to mają się różnić zasadniczo od obligacji tworzącej faktyczny dług publiczny. Innymi słowy przewiduje załamanie systemu – niejako w formie planowanej i z góry założonej – w zależności od potrzeb. I tu w pełni się zgadzamy – z pustego i Salomon nie naleje. Zasadniczo jednak z pustego nie naleje także posiadaczom obligacji i wypłaty obligacji zależą od wydolności finansowej państwa – zupełnie tak samo jak przyszłe emerytury. Dlaczego więc te dwa rodzaje zadłużenia traktować osobno? Tego autor nie tłumaczy – w dorozumieniu można jednak wywnioskować, że chodzi o to, że zobowiązania emerytalne politykom dużo łatwiej złamać niż te wobec obligatariuszy. Jeśli tak to jest to wielki głos przeciwko ostatniej reformie/likwidacji OFE – przynajmniej z punktu widzenia obecnych emerytów. W ten sposób zabrano emerytom aktywa pewniejsze w zamian dając, jak sam autor przyznaje, niewiele warte obietnice.
MIT: Reforma emerytalna była w najwyższym stopniu konieczna (ponieważ w przeciwnym wypadku system emerytalny musiałby się załamać)
Autor przekonuje, że system typu ZUS jest niezałamywalny gdyż będzie automatycznie dostosowywał wielkość świadczeń do wysokości wpływów. Tu olbrzymie zastrzeżenia. Po pierwsze jeśli oznacza to wypłaty emerytur po 100 złotych miesięcznie to można się pocieszać, że system nie załamał się, ale także nie spełnia w żadnym wymiarze swoich funkcji. Po drugie zmiany (w dół) emerytur są politycznie niemal nie do przyjęcia. Zatem tego typu rozważania można snuć rozpatrując komórki Excela ale nie realne życie. Po trzecie zaś Trybunał Konstytucyjny studzi takie zapędy przypominając o prawach nabytych emerytów. Dlatego budżet dopłaca do ZUS corocznie miliardy i załamanie systemu emerytalnego może równie dobrze oznaczać załamanie całego budżetu. Także obniżenie emerytur, które przytrafić się musi nie będzie jak sugeruje Krzysztof Dzierżawski płynnym procesem dostosowania wypłat do wpływów, ale gwałtownym załamaniem. Dlatego ten domniemany mit jest bardzo prawdziwy.
FAKT: Istota zmiany systemu emerytalnego: kapitalizacja, komercjalizacja, personalizacja
Na tym właśnie reforma polegała. Wpłaty składek emerytalnych przestały mieć charakter podatkowy, zaczęły mieć charakter wpłat na poczet własnych oszczędności emerytalnych. Zmieniła się także natura państwowych zobowiązań – z bliżej nieokreślonych na bardzo konkretne wobec konkretnych osób.
FAKT. Skutki zmiany: zwiększenie efektywnego obciążenia pracy; poszerzenie sektora publicznego; zobowiązanie o charakterze niewiążącej i nieścisłej obietnicy przekształca się w twardy dług publiczny ujęty w zapisach na rachunkach osób ubezpieczonych
Wedle autora obciążenie pracy podatkami ma wzrosnąć ze względu na nacisk ubezpieczonych na odprowadzanie skałek przez pracodawcę – w końcu składki odprowadzone to ich własne oszczędności. Zjawisko przewidywane, ale nie wystąpiło – ludzie dalej traktują składki jako podatek a nie oszczędność. Zresztą bardzo racjonalnie.
Wzrost długu publicznego miał wynikać z tego, że zobowiązania wobec obywateli ukonkretniają się, gdy w starym systemie można było nimi dowolnie manipulować. Jest to stwierdzenie dość nieprecyzyjne – wielkość długu publicznego może być wyższa w dowolnym z tych dwóch systemów. To, że jeden z nich jest łatwiejszy do zmniejszenia jeszcze nie implikuje, że takie zmniejszenie nastąpi. Jak już wspomniałem postulowana pełna elastyczność w manipulowaniu poziomem wypłat w starym systemie jest przejawem Excelowego myślenia o ekonomii nie uwzględniającego realiów politycznych.
Poszerzenie sektora publicznego ma wynikać z powstania II filara. Rzeczywiście jest to skutek uboczny. Warto się jednak zastanowić czy takie poszerzenie jest sensowne czy też nie. Oczywiście mamy za dużo państwa w wielu dziedzinach – w innych jednak za mało. Warto się zastanowić czy nie warto poszerzyć sektora publicznego w jednym miejscu, a skurczyć gdzie indziej.
SOFIZMAT. Nowy system emerytalny sprzyja rozwojowi gospodarczemu, ponieważ generuje oszczędności – zamieniane później na inwestycje
Autor twierdzi, że powstałe dzięki oszczędnościom inwestycje nie muszą być trafione. To jednak truizm – żadne inwestycje nie muszą być trafione. To jednak nie powód by nie oszczędzać i nie inwestować.
Ze względu zaś na domniemane uszczelnienie systemu reforma ma prowadzić do uszczuplenia kapitału najmniejszych firm bazujących na pracy. Jak wiemy ta obawa się nie zmaterializowała.
Z niejasnych przyczyn autor przemilcza dlaczego to stwierdzenie naprawdę jest sofizmatem – zwiększenie przymusowych oszczędności może spowodować spadek prywatnych oszczędności więc efekt może okazać się zerowy. Jak dotąd nie widziałem opracowań dotyczących wpływu reformy na poziom oszczędności prywatnych, a szkoda bo wiele by w tej kwestii mogło wyjaśnić.
MIT. Nowy system emerytalny pozwala oszczędzać na emeryturę i uniezależnić się od zjawisk demograficznych
To chyba najcenniejszy fragment artykułu. Tłumaczy, że ucieczki od demografii nie ma. Na emeryturę oszczędzamy pieniądze, a potrzebujemy jedzenia, prądu, lekarstw. Nikt nie może zagwarantować że dostaniemy je w wystarczającej ilości za to co udało nam się odłożyć. To ostatnie zaś zależy głównie od wydolności gospodarki, ta zaś od ilości osób w wieku produkcyjnym.
FAKT. Świadczenia emerytalne są zawsze pochodną podziału wytworzonego przez pokolenie aktywne zawodowo PKB. Są granice obciążania tego pokolenia finansowaniem świadczeń. Wysokość pojedynczego świadczenia będzie więc funkcją przypadającej starszej generacji części PKB i liczebności pokolenia emerytów. W żadnej mierze nie będzie zależała od zgromadzonych składek
Amen.
Dlaczego warto po latach polemizować i przypominać artykuł sprzed lat.
Po pierwsze i najważniejsze przedstawia bardzo rzadki merytoryczny głos w dyskusji o systemie emerytalnym. W debacie dziś takich głosów praktycznie nie ma. Jakie to smutne biorąc pod uwagę, że to jeden z najpoważniejszych problemów przed nami stojących.
Po drugie jasno wskazuje, że wysokość świadczeń w zasadzie nie zależy od przyjętych założeń systemu emerytalnego. Wszelkie argumenty odwołujące się do wyliczeń, który z systemów da wyższą średnią emeryturę można włożyć między bajki. W obu systemach emerytura musi spaść i to średnio dość podobnie. Zasadnicza różnica dotyczy jednak nie średniej, ale mojej emerytury. A tu kształt systemu ma niebagatelne znaczenie.
Bowiem ten artykuł nie jest manifestem przeciw OFE tylko przeciwko personalizacji składek emerytalnych. W rozumieniu autora ukonkretnia on zobowiązania państwa wobec obywatela, którymi wcześniej można było swobodnie manipulować. Abstrahując od prawdziwości tego stwierdzenia ten sam argument jest przytaczany przez zwolenników OFE jako zaleta nowego systemu– gdyż zabezpiecza emeryta. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
No ale skoro emerytury spadną tak czy inaczej – to co za różnica? Otóż dodatkowe obciążenia budżetu dziś to cugle na zapędy polityków. Limity zadłużenia zmuszają do większej gospodarności. Likwidacja znaczącej części OFE to kolejne miliardy, które można pożyczyć i zmarnotrawić. Oznacza także dalsze odwleczenie niezbędnych reform.