W tym odcinku Liberal Europe Podcast Leszek Jażdżewski (Fundacja Liberté!) gości Luuka van Middelaara, teoretyka polityki i historyka, profesora prawa UE na Uniwersytecie w Leiden, komentatora politycznego NRC Handelsblad oraz autora książki „Europejskie pandemonium. Jak ocalić Europę”. Rozmawiają o europejskiej wytrzymałości i solidarności, o tym, jak UE zareagowała na kryzys COVID-19 oraz o znaczeniu europejskiego społeczeństwa.
Leszek Jażdżewski (LJ): Czego Unia Europejska nauczyła się o sobie po doświadczeniach z czasów pandemii COVID-19?

Luuk van Middelaar (LvM): Kluczowa lekcja, jakiej nauczyła się UE, wydarzyła się w czasie wielkiej bezbronności i podziałów między państwami członkowskimi oraz braku solidarności. Na samym początku epidemii COVID-19, w lutym i na początku marca 2020 r., kiedy kraje UE walczyły o materiały medyczne, wszyscy próbowali ratować własnych obywateli, podczas gdy pacjenci z trudem łapali oddech. Z początku sytuacja malowała się w czarnych barwach. Ale po jakimś czasie nastąpił bardzo zaskakujący zwrot akcji.
W ciągu kilku miesięcy europejscy przywódcy podjęli dwie bardzo dalekosiężne decyzje – jedną na polu medycznym, a drugą na froncie gospodarczym. W pierwszym przypadku, Komisja Europejska otrzymała mandat na zakup szczepionek przeciwko COVID-19 dla obywateli UE. W tamtym czasie wszystko było bardzo ponure. Ludzie bali się w obliczu wielkiej niepewności. Szczepionka była postrzegana jako jedyna nadzieja – światło na końcu tunelu. Zlecenie przez przywódców krajowych zadania tej ratującej życie szczepionki Komisji Europejskiej było poważną decyzją, którą podjęli w czerwcu 2020 r. Zdali sobie sprawę – a kanclerz Niemiec Angela Merkel wyraziła to jasno – że jest to bardzo ważne. to razem jako związek, bo inaczej podziały i praca tylko dla siebie by się powtórzyły.
Druga dalekosiężna i niemal rewolucyjna decyzja zapadła latem 2020 r., kiedy unijni przywódcy zdecydowali o rozdysponowaniu między rządami UE funduszu odzyskiwania koronawirusa o wartości 50 mld euro dla społeczeństw dotkniętych kryzysem COVID-19. W pewnym sensie UE przekraczała wiele czerwonych linii. Na szczęście w obliczu kryzysu UE wykazała się nieoczekiwaną odpornością. Potwierdza to to, co mogliśmy zaobserwować w przypadku poprzednich kryzysów (kryzys strefy euro jest prawdopodobnie najlepszym przykładem), czyli to, że gdy zostaniemy przyparci do muru, to pojawia się wówczas rodzaj nieoczekiwanej energii i odporności, które można wykorzystać, aby UE parła naprzód.
To była dla nas ogromna lekcja. Tym, co również wydaje mi się bardzo ważne w kontekście kryzysu COVID-19, to rola, jaką odegrała opinia publiczna w podejmowaniu decyzji politycznych. To dość nowe zjawisko. Publiczne nawoływanie do podjęcia działania nadeszło dość wcześnie z Włoch, które zostały poważnie dotknięte pandemią, i Hiszpanii. Dążono do tego, aby zmobilizować Unię Europejską – mimo że technicznie i formalnie, UE jako taka nie posiada kompetencji w dziedzinie zdrowia publicznego. Opinia publiczna nalegała, aby to zmienić. To wezwanie do podjęcia działań politycznych napędzało podejmowanie decyzji – tego typu stricte oddolne podejście nigdy wcześniej nie miało miejsca na taką skalę (w tym także w czasie kryzysu strefy euro).
Powodem sukcesu tej strategii było to, że wezwanie do działania trafiło na przykład do serca Angeli Merkel, która zdała sobie sprawę, że Niemcy nie mogą sobie pozwolić na bycie Ebenezerem Scroogem tego kryzysu – w opowieści skupiającej się tylko na dyscyplinie i odrabianiu własnej pracy domowej. Niemcy musiały wkroczyć do akcji i zademonstrować solidarność – w szczególności z Włochami i Hiszpanią.
LJ: Czy ten „zwrot” nastąpił dzięki temu, że COVID-19 zadziałał jako „deus ex machina”? A może była to lekcja wyniesiona z kryzysu strefy euro, podczas którego Grecja omal nie zbankrutowała i została zmuszona do opuszczenia strefy euro? Co doprowadziło do właśnie takiej odpowiedzi Unii Europejskiej – znacznie szybszej i skuteczniejszej niż wcześniej?
LvM: Głównym powodem, dla którego tym razem reakcja była szybsza i bardziej bezpośrednia, była sama natura kryzysu, czyli fakt, że było to kryzys zdrowia publicznego. Setki ludzi umierały w szpitalach i domach opieki. Sam ogrom ludzkiego cierpienia sprawił, że argument solidarności był o wiele silniejszy. Dla kontrastu, coś takiego jak kryzys strefy euro – mimo że był naprawdę poważny i dotyczył zarobków ludzi – było bardziej abstrakcyjne. To właśnie dlatego podczas kryzysu COVID-19 pojawiło się silne dążenie do okazania empatii i solidarności.
Pod względem politycznej zasadności sytuacji tej pomógł fakt (zwłaszcza w przypadku kanclerz Niemiec), że był to kryzys, który dotknął wszystkich symetrycznie. Tak naprawdę powinniśmy winić Włochów za brak odpowiedniego przygotowania, kiedy ich kraj stał się siedliskiem wirusa pochodzącego z Chin. Te dwa elementy były najsilniejsze. Zostały one oczywiście poparte ekspertyzami na temat błędów popełnionych podczas kryzysu strefy euro, kiedy to dyskurs dyscypliny, oszczędności i surowości był znacznie silniejszy.
Oczywiście taki rozwój wydarzeń wskazuje na pewne zmiany w niemieckiej opinii publicznej i opiniach eksperckich w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Zmiana ta stała się głównym impulsem do ruszenia na ratunek umierającym ludziom. To właśnie sprawiło, że kryzys COVID-19 był tak wyjątkowy dla kogoś takiego jak Angela Merkel. W imieniu Niemiec podjęła ona decyzję o zaangażowaniu się w walkę z koronawirusem – a wsparcie opinii publicznej dla jej podejścia pojawiło się w ciągu kilku dni, co samo w sobie było bardzo zaskakujące. Nawet ktoś taki jak Wolfgang Schäuble (minister finansów przez większą część kryzysu strefy euro, który był postrzegany jako swego rodzaju Boogeymanem w dużej części południowej Europy, w tym w Grecji) pospieszył z zapewnieniem, że zupełnie normalne jest udzielanie dotacji zamiast pożyczek dla ludzi, których dotknął kryzys COVID-19, bo inaczej byłoby to jak dawanie „kamieni zamiast chleba” – czyli, w pewnym sensie, że to tylko powiększy dług. Tak więc decyzja Niemiec była silnie podszyta emocjami, co w moim przekonaniu było tak niezwykłe.
LJ: Począwszy od 2008 roku, mieliśmy tylko dwa krótkie lata, które nie obfitowały w kryzysy. Czy powinniśmy dostosować się do tej nowej rzeczywistości? Czy „kryzysy” powinny być nadal określane jako takie? Czy żyjemy już może jednak w jakiejś nowej rzeczywistości?
LvM: To nowy świat. Od 2008 roku, którą to datę uważam za punkt początkowy tego procesu, choć może się to wydawać nieco arbitralne – doświadczamy przyspieszenia historii. Rok 2008 był rokiem Lehman Brothers i nieomalże załamania się systemu finansowego, „wojny sierpniowej” między Rosją a Gruzją, a także wyłonienia się Chin jako światowego mocarstwa. Od tego czasu Europa doświadczyła szeregu wstrząsów o różnym charakterze – gospodarczym, geopolitycznym, a także w zakresie migracji i granic. Może się więc wydawać, że końca nie widać.
Pojawia się oczywiście kwestia semantyki – kiedy przestajemy mówić o „kryzysach”? Ważne jest jednak to, że jako Europejczycy musimy być gotowi do dalszej drogi, wiedząc, że dotkną nas kolejne akty agresji i okresy niepewności – czy to ze strony Chin, Rosji, czy też, kto wie, może Stanów Zjednoczonych na modłę administracji Trumpa. Jako Europejczycy musimy wyzbyć się pewnego rodzaju naiwności w naszych poglądach, kiedy myśleliśmy, że możemy zakazać języka siły, interesów i strategii, ponieważ – jako UE w szczególności – zamierzaliśmy zbudować nowy świat wolny od wszystkich tych elementów. To był wielki błąd.
Teraz widzimy, że te naiwne poglądy w ogóle się nie sprawdziły. Wojna w Ukrainie jest najbardziej dramatycznym i przekonującym przykładem tego, że musimy dogonić ten nowy świat i przygotować się do bycia jego częścią. Co ciekawe, nawet w reakcjach na ten nowy kryzys widać, że niektóre wnioski wyciągnięte z poprzednich epizodów są uwzględniane, zaś niektóre reakcje UE na wojnę w Ukrainie pojawiły się dzięki temu szybciej i z większym przekonaniem właśnie za sprawą naszych niedawnych doświadczenia związanych z naszą bezbronnością.
Przykładowo, UE podjęła dość radykalną decyzję o wspólnym zakupie szczepionki, aby móc opanować epidemię COVID-19. Podczas obecnego kryzysu przywódcy krajowi (wiedząc, że będą musieli zmierzyć się z niedoborami energii, w szczególności gazu) wpadli na pomysł, aby zwrócić się do Komisji Europejskiej o pomoc w zbiorowym zakupie gazu dla zainteresowanych krajów. Kiedy ta strategia została zastosowana po raz pierwszy podczas kryzysu COVID-19, potrzeba było dużo perswazji i czasu, aby była to wspólna decyzja. Teraz proces ten jest już uważany za część „dobytku” wspólnych europejskich doświadczeń, z którego możemy skorzystać.
Niedawno szef Niemieckiej Agencji Energetycznej mówił o tym, jak zabezpieczyć energię na zimę i jak to umożliwić, jeśli w zasadzie będziemy musieli prosić ludzi o obniżenie temperatury w swoich domach o kilka stopni bez konieczności pukania policji do każdych drzwi. Argument, który przedstawił, był interesujący – powiedział, że to jednostki wezmą na siebie część odpowiedzialności, przyczyniając się tym samym do osiągnięcia wspólnego celu, jakim jest zmniejszenie zależności od rosyjskiego gazu (w obecnym przypadku) – lub wspólne poradzenie sobie z wybuchem epidemii COVID-19 (w poprzednim kryzysie).
Na przykład UE podjęła dość radykalną decyzję o wspólnym zakupie szczepionki, aby opanować epidemię COVID-19. Podczas tych nowych kryzysów przywódcy krajowi (wiedząc, że będą musieli zmierzyć się z niedoborami energii, w szczególności gazu) wpadli na pomysł, aby zwrócić się do Komisji Europejskiej o pomoc w zbiorowym zakupie gazu dla zainteresowanych krajów. Kiedy ta strategia została zastosowana po raz pierwszy podczas kryzysu COVID-19, potrzeba było dużo perswazji i czasu, aby była to wspólna decyzja. Teraz jest już uważany za część „skarbnicy” wspólnych europejskich doświadczeń, z której możemy skorzystać.
Niedawno szef Niemieckiej Agencji Energetycznej skomentował, jak zabezpieczyć energię na zimę i jak to umożliwić, jeśli w zasadzie będziemy musieli prosić ludzi o obniżenie temperatury o kilka stopni bez konieczności pukania policji do każdych drzwi. Argument, który przedstawił, był interesujący – powiedział, że jednostki wezmą na siebie część odpowiedzialności, przyczyniając się do wspólnego celu, jakim jest zmniejszenie zależności od rosyjskiego gazu (w obecnym przypadku) lub wspólne doprowadzenie do wybuchu COVID-19 (w poprzednim kryzysie).
LJ: Jak opisałby Pan dotychczasową reakcję przywódców europejskich na wojnę w Ukrainie? Czy uważa Pan, że w tym przypadku nie zmaterializowała się tak głośno dyskutowana autonomia strategiczna?
LvM: Reakcja była dość zjednoczona, biorąc pod uwagę bardzo różne punkty wyjścia, a także różne poziomy ekspozycji i współzależności z Rosją. Jeśli spojrzymy na Wielką Brytanię z jednej strony, a na Niemcy z drugiej strony, gdzie Francja znajduje się nieco pośrodku, i spróbujemy zmapować ich położenie pod względem zależności od rosyjskiego gazu, to Wielka Brytania (wraz z państwami bałtyckimi i do pewnego stopnia Polską) mogą zostać uznane za mocno wspierające Ukrainę. W międzyczasie, obnażona została zależność Niemiec od rosyjskiego gazu. Francja zaś próbowała odgrywać rolę aktora dyplomatycznego, a prezydent Macron do pewnego momentu wierzył, że można znaleźć rozwiązanie dyplomatyczne.
Włochy pod przewodnictwem premiera Mario Draghiego były bardzo zaskakującym aktorem w całej tej sytuacji. Zależność tego kraju od rosyjskiego gazu była na podobnym poziomie jak w przypadku Niemiec. Jednak premier Włoch bardzo wcześnie zajął twarde stanowisko w sprawie sankcji i uniezależnienia się od rosyjskiego gazu. Oczywiście Włochy są teraz tuż przed wrześniowymi wyborami, więc zobaczymy, co się wtedy stanie.
Podsumowując, widząc, jak te różne stanowiska, interesy i wartości splatają się w procesie decyzyjnym UE, można dojść do wniosku, że poziom poparcia dla Ukrainy jest bezprecedensowy. Jego kulminacją była decyzja o przyznaniu Ukrainie statusu kandydata do UE na Szczycie Europejskim w czerwcu 2022 roku. Sytuacja ta nigdy by się nie wydarzyła jeszcze w styczniu tego samego roku, przed wojną. Impuls wojny i wizja oblężonego państwa pukającego do drzwi UE sprawiły, że europejscy przywódcy uznali, że nadszedł czas, aby otworzyć te drzwi i zaoferować tę perspektywę.
Choć osiągnięcie przez Ukrainę faktycznego członkostwa może zająć bardzo dużo czasu, to decyzja o przyznaniu statusu kandydata nie była tylko aktem symbolicznym, ponieważ istnieje prawdziwa obietnica, której nie można cofnąć. Było to zatem w pewnym sensie bardzo dobrze rozegrane.
Jeśli chodzi o „bitwę narracji” w obrębie solidarności z dyscypliną, która była widoczna zarówno w czasie kryzysu strefy euro, jak i w kryzysie związanym z COVID-19, w przypadku dramatycznej historii wojny rosyjskiej na Ukrainie można śmiało powiedzieć, że Ukraina oraz prezydent Wołodymyr Zełenski po mistrzowsku wygrali bitwę narracji w Europie. Pomijając niektóre pomniejsze grupy (zwłaszcza w obębie skrajnej lub nacjonalistycznej prawicy – w tym, niestety, na Węgrzech), ogólnie rzecz biorąc, historia, którą Ukraińcy dzielą się z mediami i opinią publiczną, doprowadziła do szczerej solidarności z Ukrainą.
LJ: Czy Unia Europejska może stać się graczem geopolitycznym, biorąc pod uwagę ostatnie wyzwania? Czy zmieni się „polityka zagłady” malowana przez niektórych aktorów politycznych i wykorzystywana do straszenia ludzi? Czy opinia publiczna zmusi swoich przywódców do myślenia w bardziej geopolityczny sposób?
LvM: Krótka odpowiedź brzmi: tak. Europejska opinia publiczna jest o wiele bardziej świadoma tego, jak bezbronne są nasze społeczeństwa. Doświadczyliśmy tego w sytuacji z maseczkami, a teraz i z gazem, i energią. Liderzy mają znacznie więcej przestrzeni politycznej, aby zmobilizować się i przekonać opinię publiczną, parlamenty itp. do podjęcia działań, zanim będzie za późno. A to bardzo ważne, bo musimy działać, zanim staniemy w obliczu otchłani.
Ta „polityka zagłady” miała miejsce wiele razy w niedalekiej przeszłości. Sprawy posunęły się tak daleko, że pojawiało się zagrożenie egzystencjalne – na przykład w przypadku problemów finansowych w Grecji. Takie podejście jest ryzykowne, bo powoduje, że wydaje się, iż już jest za późno – gdy w opinii publicznej, a tym samym więcej przestrzeni politycznej, nie ma już wówczas miejsca na to, by patrzeć w przyszłość i bardziej strategicznie podchodzić do takich kwestii, jak polityka przemysłowa (w kryzysie COVID-19) czy energetyka (jak ma to miejsce teraz).
Aby przetrwać i prosperować w świecie, w którym nie możemy już polegać na globalnych łańcuchach, musimy organizować się w bloki – a w przypadku Europejczyków w ramach unii – aby móc przetrwać nadchodzącą burzę. Osobiście mam nadzieję, że my, jako Europejczycy, będziemy w stanie działać bardziej strategicznie i że nie będziemy dłużej już systematycznie oszukiwani (czy to przez Rosjan, Chińczyków, czy Amerykanów z czasów Trumpa).
Kup polskie wydanie książki Luuka van Middelaara “Europejskie pandemonium”: https://sklep.liberte.pl/product/luuk-van-middelaar-europejskie-pandemonium/
Podcast został nagrany 18 sierpnia 2022 roku.
Niniejszy podcast został wyprodukowany przez Europejskie Forum Liberalne we współpracy z Movimento Liberal Social i Fundacją Liberté!, przy wsparciu finansowym Parlamentu Europejskiego. Ani Parlament Europejski, ani Europejskie Forum Liberalne nie ponoszą odpowiedzialności za treść podcastu, ani za jakikolwiek sposób jego wykorzystania.
Podcast jest dostępny także na platformach SoundCloud, Apple Podcast, Stitcher i Spotify
Z języka angielskiego przełożyła dr Olga Łabendowicz
Czytaj po angielsku na 4liberty.eu
