Niegdyś „wielowektorowa” ukraińska polityka zagraniczna za rządów Janukowycza wydaje się całkowicie uzależniona od doraźnych celów w polityce wewnętrznej.
Utarło się, że Ukraina – tak za czasów prezydenta Kuczmy, jak i obecnie, gdy rządzi Wiktor Janukowycz – swoją politykę zagraniczną stara się kształtować tak, by z każdej strony coś uszczknąć, po każdej coś obiecać, po żadnej nie zawieść zaufania, a przynajmniej nie całkowicie. Dziś w racjonalność tej taktyki uwierzyć coraz trudniej.
Ukraińskie lawirowanie między Rosją a Zachodem w czasach poprzedzających Pomarańczową Rewolucję nazywano polityką wielowektorowości. Nie był to więc przejaw niekonsekwencji lub mamienia wszystkich możliwych partnerów, ale uzasadniona teoretycznie strategia polityki zagranicznej.
Pierwszy z kierunków – zachodni – uległ załamaniu w wyniku aresztowania, a następnie skazania byłej premier Julii Tymoszenko za rzekome nieprawidłowości przy podpisywaniu umowy gazowej z Rosją w roku 2009. Pomijając fakt, że obiektywne okoliczności w dużej mierze tłumaczyły panią premier z jej działań, z niemal powszechnym sprzeciwem na Zachodzie spotkał się fakt osądzania tego rodzaju domniemanych nieprawidłowości na drodze procedury karnej, nie zaś politycznej.
Państwa zachodnie, po fali oburzenia, jaka przetoczyła się przez tamtejsze media oraz polityczne gabinety postanowili jednak dać Ukrainie szansę. Najpierw – zanim jeszcze Tymoszenko usłyszała wyrok – sugerowano Janukowyczowi przeprowadzenie zmian w kodeksie karnym, które zdejmowałyby z czynów, o jakie oskarżona była szefowa opozycji, karny charakter odpowiedzialności. Prezydent z tych sugestii nie skorzystał. Co więcej, zadrwił z Zachodu stwierdzając, że to nie prezydent, lecz parlament dysponuje narzędziami potrzebnymi do przeprowadzenia proponowanych zmian –on zaś w sprawy parlamentu ingerować nie może. Prawdopodobnie odmówił sobie tej przyjemności po raz pierwszy i ostatni w czasie swojego urzędowania jako głowa państwa.
Naciski, aby w jakiś sposób wpłynął na wyrok sądu lub postarał się go cofnąć również spełzły na niczym, a Janukowycz znów zastosował tyleż banalną, co trudną do podważenia linię obrony, powtarzając hasła o rzekomej niezależności ukraińskich sądów od wpływów politycznych. W tym kontekście niezwykle interesująco rysuje się niezależność Sądu Konstytucyjnego, który w 2010 roku podważył i odwrócił „Pomarańczowe” poprawki do ustawy zasadniczej. Dodatkowym zaskoczeniem jest niewątpliwie fakt, że był to moment, gdy władzę sprawowali już „Niebiescy”…
Europa oskarża Janukowycza o nieprzestrzeganie demokratycznych standardów oraz praw człowieka, dlatego oddala perspektywy pogłębiania obustronnej współpracy, ale prezydent zdaje się sobie z tego nic nie robić. Czyżby więc ostatecznie zdecydował się na wariant rosyjski? Chyba też nie. Postawiony około roku temu pod ścianą przez Jose Manuela Barroso, który uzależnił dalsze negocjacje na linii Bruksela-Kijów od odrzucenia przez Ukrainę rosyjskiej oferty Unii Euroazjatyckiej, Janukowycz postanowił, jak się wydaje, ulec. Rosja do dziś musi zadowalać się w ramach tej formuły współpracą z Białorusią oraz Kazachstanem.
Jakby tego było mało, niedawne rozmowy na temat renegocjacji umowy gazowej poprzedzone zostały intensywną kampanią Kijowa, w ramach której sugerowano iż Ukraina poszukuje nowych, tańszych dostawców (wspomniano Turcję), a także ma zacząć korzystać ze źródeł energii dostępnych na jej własnym terytorium (mowa o gazyfikacji węgla). Dodatkowo sugerowano, że niewypełnienie przez stronę ukraińską zapisów umowy dotyczących ilości importowanego gazu zgodnie z zasadą take-or-pay (jeżeli kupujący nie zaimportuje zapisanej w umowie ilości gazu zobowiązany jest do zapłacenia kary) może zostać uznane za uzasadnione ekonomicznie przez zajmujący się takimi sprawami trybunał arbitrażowy w Sztokholmie, co zwolniłoby Ukraińców z przewidzianej kontraktem odpowiedzialności.
Pojawiają się opinie, że zachowanie Janukowycza w stosunku do partnerów zewnętrznych jest obliczone na poprawę pozycji wewnętrznej. Sprawa Tymoszenko, nawet jeśli utrudnia relacje z Zachodem, pozwala na pozbycie się kluczowej rywalki w zbliżających się wyborach parlamentarnych. Podnoszenie przy tym kwestii renegocjacji umowy gazowej ma sugerować, że obecnie rządzący – w przeciwieństwie do byłej premier – o bezpieczeństwo energetyczne i kondycję ekonomiczną państwa bardzo się troszczą i zamierzają o nie twardo walczyć. Czy to jednak możliwe, żeby polityk myślący o utrzymaniu siebie oraz swojego środowiska przy władzy na kolejne lata dążył do tego kosztem politycznego samobójstwa na arenie międzynarodowej?
Do tej pory Janukowycz dość sprawnie starał się radzić sobie z zachowaniem pewnej równowagi między stosunkami z partnerami zachodnimi a relacjami z Rosją, jednak dziś zdaje się ograniczać sobie pole manewru. Całkiem przyzwoity most zamienił na linę, po której, jak wiadomo, chodzi się niezwykle ciężko, bo wymaga to nie lada zręczności. Ukraiński prezydent stara się zaś ostatnimi czasy robić wszystko by zademonstrować jej brak.