W ostatnich dniach Nowoczesna zawarła umowę koalicyjną z Platformą Obywatelską. Zgodnie z jej treścią, oba ugrupowania wystawią wspólne listy w tegorocznych wyborach do sejmików wojewódzkich oraz do rady miasta Warszawy, poprą w stolicy wspólnego kandydata na prezydenta i będą działać na rzecz zawarcia podobnych miejskich koalicji w innych dużych miastach Polski.
Wypowiedzi liderów obu partii pozwalają rozumieć to posunięcie nie tylko jako działanie zorientowane na specyfikę tych konkretnych wyborów, ale raczej jako wybór podyktowany ogólną strategią polityczną, której celem głównym jest odsunięcie PiS od władzy w skali całego kraju. Zatem koalicja w wyborach samorządowych jest tylko pierwszym krokiem, po którym należy się spodziewać podobnej współpracy w wyborach zwłaszcza parlamentarnych (jesień 2019), a może także europejskich (wiosna 2019) i prezydenckich (wiosna 2020).
Jeśli analizować wypowiedzi zaangażowanych w codzienną debatę polityczną zwolenników opozycji, którą można śledzić na Twitterze, Facebooku i innych internetowych forach dyskusyjnych, to przymierze PO i .N jest decyzją niemal powszechnie przez nich oczekiwaną i popieraną. Wielokrotnie dowodziły tego przytłaczające głosy aprobaty i dezaprobaty towarzyszące wypowiedziom polityków odpowiednio wzywających do sojuszu lub negujących jego zasadność. Zaangażowani mocno w życie polityczne przeciwnicy PiS, którzy swoim frustracjom i strachowi o przyszłość kraju dają dosadny upust na wirtualnych agorach, w usunięciu obecnej władzy widzą jedyny istotny cel. Jego osiągnięcie jest przez nich stawiane wyżej na liście priorytetów aniżeli kreślenie programu polityczno-społecznego dla Polski na lata 2019–2023. Cofnięcie ustaw PiS, przywrócenie funkcjonowania legalnego ładu konstytucyjnego i ukaranie winnych są w tym ujęciu ważniejsze od własnej oferty programowej. Powrót do Polski A.D. 2015 miałby być punktem wyjścia dla myślenia o Polsce lat dwudziestych XXI w.
Tak myśli baza PO i .N. Z punktu widzenia tych wyborców różnice ideowe pomiędzy tymi partiami są zerowe. Nowoczesną postrzegają oni jako produkt rozczarowania dużej części elektoratu PO bilansem 8 lat rządów, efekt zniechęcenia i zmęczenia ciągle jedną i tą samą ekipą. Sensu inicjatywy Ryszarda Petru dopatrują się wyłącznie w powstrzymaniu takich wyborców przed absencją w roku 2015, która – gdyby zaistniała – być może umożliwiłaby siłom antykonstytucyjnym z PiS i ruchu Kukiza sięgnięcie po większość konstytucyjną. Po wyciszeniu jednak negatywnych emocji wokół bilansu dwóch kadencji PO–PSL, które przyspieszyło w warunkach piorunującego wrażenia, jakie na centrowych wyborcach wywarł „reżim” PiS, rola Nowoczesnej miałaby się wyczerpywać. Stąd wołanie o ponowne zjednoczenie obozu politycznego, na razie w formie przedwyborczej koalicji, ale w dalszej perspektywie zapewne także w formie wchłonięcia partii mniejszej przez większą.
Problem w tym, że oceny bazy wyborców PO i .N, ludzi piszących blogi lub aktywnych na Twitterze i Facebooku, żyjących polityką na co dzień niekoniecznie są reprezentatywne dla szerszego elektoratu. Gdy mówimy o istnieniu w Polsce „dwóch plemion”, gotowych skoczyć sobie do gardeł i obrzucać się inwektywami, zapominamy czasami, że do tak emocjonalnego reagowania na życie polityczne po obu stronach „przepaści” gotowy jest tylko nieduży ułamek ludzi. Obok nich są co najmniej trzy inne kategorie Polek i Polaków.
Pierwszą z nich – kategorię osób całkowicie apolitycznych, którzy niemal nigdy nie głosują i o polityce nie mają żadnego pojęcia – można tutaj pominąć.
Druga kategoria to ludzie politycznie „letni”. Mają oni pewne preferencje polityczne, ale nie są one trwale zdefiniowane, nie identyfikują się z żadnym światopoglądem, od polityków oczekują obniżenia temperatury sporu, a przede wszystkim profesjonalizmu, czytelnych propozycji, wizji przyszłości, dumy narodowej, mądrych koncepcji na zapewnienie krajowi dalszego rozwoju gospodarczego, zwiększenia siły nabywczej płac w Polsce, zapewnienia dostępu do pewnej palety usług publicznych, skutecznej szkoły, dostępnej realnie służby zdrowia, przyjaznej polityki mieszkaniowej, infrastruktury wsparcia w opiece nad dziećmi i osobami starszymi oraz stabilizacji na rynku pracy. Część z nich zgadza się, że to, co wyczynia od dwóch z górą lat PiS, jest skandalem. Ale w nosie mają niuanse związane z konstytucją, TK, KRS, itd. To z ich strony oczywiście lekkomyślność, ale tak właśnie to widzą. A już rozliczanie ludzi PiS, które zgotowałoby krajowi nową rundę awantur na całą następną kadencję, zdecydowanie odrzucają. Tych wyborców program oparty o ideę naprawienia szkód, które państwu wyrządziło PiS, nie przekona. Oni nie chcą powrotu do roku 2015. Wielu z nich taka wizja zachęci nawet do oddania głosu na partię rządzącą. Opozycja straci ich, jeśli na ołtarzu szerokiej koalicji antypisowskiej poświęci logiczną spójność wizji przyszłości. Zwłaszcza gdyby ziścić się miała koncepcja koalicji od Ujazdowskiego po Zandberga, wyborcy ci z oburzeniem odwrócą się od takiej oferty.
W końcu trzecią kategorią wyborców są wyborcy ideowi, raczej polityką zainteresowani, ale mający dość ekscesów polskiego dyskursu partyjnego. Tych z tej grupy, będących po stronie prawicy, opozycja nie pozyska. Ale musi uważać, aby nie stracić głosów swojej części wyborców z tej kategorii. Oni niekoniecznie odeszli od PO tylko dlatego, że po 8 latach ta partia się im znudziła, a „ośmiorniczki” odstręczyły. Oni odeszli od PO często właśnie do Nowoczesnej, bo Platforma – zwłaszcza w ostatnich 4–5 latach swojej władzy – przestała być partią spełniająca ich światopoglądowe oczekiwania. Mieli dość konserwatywnego skrzydła, które blokowało nawet najbardziej ostrożne projekty uregulowania sprawy związków partnerskich (projekt Dunina). Mieli dość przywilejów Kościoła, zwłaszcza w wymiarze finansowym (świątynia opatrzności, finansowanie katechezy w szkole z podatków, komisja majątkowa, fundusz kościelny, itd.). Mieli dość dryfu partii w kierunku socjaldemokratycznym w polityce gospodarczej, czego najbardziej spektakularnym przejawem była kreatywna księgowość przy kasowaniu oszczędności obywateli w OFE. Dla wielu takich wyborców negatywna ocena rządów PO–PSL pozostaje istotnym czynnikiem współczesnych ocen politycznych, zwłaszcza wtedy gdy widzą, jak opozycyjna dziś Platforma występuje przeciwko minimalnemu nawet złagodzeniu ustawy aborcyjnej i chce jej aktualną restrykcyjną wersję wpisać do konstytucji; jak chwieje się w sprawie uchodźców; jak proponuje dołożyć 500+ na pierwsze dziecko zwiększając koszty programu. Dla takich wyborców Nowoczesna, wchodząc w koalicję przedwyborczą, której format generuje jasne zagrożenie utraty odrębnej podmiotowości przez partię Katarzyny Lubnauer, traci walor bycia partią lepszą niż PO.
Powyższe uwagi generują cały szereg trudnych pytań. Po pierwsze, czy zagrożenie ze strony władzy PiS dla polskiej państwowości i wolności obywatela jest tak wielkie, że uzasadnia to odejście na kilka lat od normalnej rywalizacji partyjnej w polityce i przyjęcie przez opozycję taktyki „jednego frontu”?
I tak, i nie. To znaczy, zagrożenie jest w istocie bardzo poważne. Narzędzia, jakie w swoich rękach skupiają ludzie obecnej władzy, mogą okazać się dla obywateli niesłychanie niebezpieczne. A lada moment dobra wola ludzi PiS będzie jedyną nadzieją na to, że narzędzia te nie zostaną użyte na szerszą skalę. To o wiele za mało, aby spać spokojnie. Ale… Ale z drugiej strony obaw tych nadal nie podziela na tyle duża część społeczeństwa, że nie można bez żadnych wątpliwości uznać strategii „jednego frontu” za osłabiającą wynik wyborczy opozycji, gdyż może się okazać, że przeciwnie – będzie kontrproduktywna. Nawet jeśli na Twitterze panuje co do zjednoczenia jednomyślność.
Po drugie, jak uratować odrębność mniejszych partii koalicyjnych od PO, tak aby po ustaniu przesłanek „sytuacji wyjątkowej” mogły one nadal mieć rację bytu, jako ideowe konkurentki Platformy? To bardzo trudne, bo wymaga regularnego przypominania światu o swoim istnieniu i posiadaniu innego niż PO zdania na ważne tematy. Takie przypominanie natomiast oznacza powodowanie raz po raz konfliktów w łonie „jednego frontu” opozycji, które będą o wiele bardziej dosadne, im szerszy to będzie front (zwłaszcza, gdyby w jego skład miała wejść skrajna lewica w postaci Razem).
Po trzecie w końcu, jak w miarę bezboleśnie zrobić szpagat pomiędzy oczekiwaniami wyborców popierających „jeden front”, rozliczenie PiS przed sądami i trybunałami oraz cofnięcie ich ustaw (czyli też rozpędzenie trybunału Przyłębskiej i nowej „KRS”) a oczekiwaniami wyborców nastawionych na przyszłość, preferujących nową „grubą kreskę” i skupienie się na społecznych oraz ekonomicznych wyzwaniach nowej dekady, których na pewno nie zabraknie (i którzy siłą rzeczy od „jednego frontu” wolą wybór pomiędzy odrębnymi ofertami politycznymi: konserwatywnymi, liberalnymi i socjalistycznymi, a także jeszcze innymi).
Zwłaszcza na to ostatnie pytanie trudno odpowiedzieć. Osobiście rozumiem obie motywacje. Chciałbym zarówno usunąć nielegalne pozostałości po pisowskiej destrukcji naszego państwa, jak i nadać priorytet nowym projektom i w tym kontekście promować liberalną wizję. Oczywiście teoretycznie można robić i jedno, i drugie. Jednak w praktyce już sam wybór formy startu wyborczego partii opozycyjnych będzie predeterminować naturę i temat przewodni kampanii, przez co – z tej czy innej strony – głosy wyborcze zostaną utracone. Szkoda by było po usunięciu PiS musieć od nowa budować liberalną reprezentację polityczną w Polsce, gdyby Nowoczesna została przejęta przez PO. To pracochłonna robota oraz strata czasu i energii. Od upadku Unii Wolności do wejścia Nowoczesnej do realnej gry upłynęło 14 lat (11 jeśli chcemy wspaniałomyślnie przedłużyć żywot UW ze względu na jej ładny wynik w wyborach europejskich w 2004 r.). Z drugiej strony trzymanie się dziś bezwarunkowo partyjnej samodzielności, gdy – nawet przy klęsce PiS – liberalny program Nowoczesna mogłaby realizować tylko w koalicji (tyle że powyborczej) z tą samą PO, wydaje się niezbyt przemyślane.
Zapowiada się chybotliwy balans na cienkiej linie. Wyznacznikiem liberalnej strategii wyborczej na lata 2018–2020 musi być: orientacja na start wyborczy maksymalizujący szanse na pokonanie PiS (w oparciu jednak o szerokie i rzetelne analizy wykraczające poza czytanie Twittera), stałe akcentowanie ideologicznej odrębności wobec PO poprzez podkreślanie jej nadmiernego konserwatyzmu oraz natychmiastowe stworzenie własnych klubów poselskich i radnych na wszystkich poziomach w pierwszym dniu po utracie przez PiS większości w Sejmie.