Paddy Ashdown, człowiek, który dał brytyjskiemu liberalizmowi drugą szansę, nie żyje. Pod jego przywództwem Liberalni Demokraci odzyskali nie tylko miejsca w parlamencie i szansę na współdecydowanie o losach kraju, ale ponad wszystko wiarę w wartości, które stanowią o tożsamości ich ruchu.
28 lipca 1988 roku wieloletni lider Partii Liberalnej, David Steel, wystąpił po raz ostatni jako jej przywódca. Okazją był wydany na jego cześć pożegnalny obiad. Ustępujący szef partii przemawiał w sali obiadowej sławnego, neogotyckiego gmachu klubu liberalnego pamiętającego jeszcze czasy wiktoriańskie.
Dwie godziny później, już w nowej siedzibie ugrupowania przy Cowley Street 4, głos zabrał nowy przywódca obiecując nowe otwarcie. W przeciwieństwie do Steela, Paddy Ashdown przemawiał otoczony nie przez popiersia historycznych liderów partii, ale przez mały tłum przekrzekrzujących się dziennikarzy. Wielu z nich musiało wierzyć, że przyjechało tam pisać nekrolog brytyjskiego liberalizmu. Nie pytali o wizję przyszłości proponowaną przez ich stronnictwo; dociekali raczej, czy sama partia ma jakąś przyszłość. “Raczej niż zajmować się naszymi wewnętrznymi problemami, skupimy się na sprawach ważnych dla kraju”, powiedział dziennikarzom 47-letni wówczas Paddy Ashdown. Zapewniał: “to my, nie labourzyści, będziemy alternatywą dla thatcheryzmu”.
W chwili gdy mówił te słowa poparcie dla jego stronnictwa wyceniano w sondażach na chybotliwe 5%. W wyrobach europejskich liberałowie musieli uznać wyższość nie tylko Partii Pracy, ale również jakkolwiek egzotycznemu wtedy ugrupowaniu Zielonych. Ashdown zdołał odwrócić ten trend: w wyborach roku 1992 jego posłowie utrzymali wszystkie oprócz dwóch miejsca w parlamencie. Pięć lat później przeszli do ofensywny zdobywając 46 mandatów. Był to ich najlepszy wynik od 1929 roku. Strategia nowego kierownictwa – przesunąć partię w lewo – okazała się skuteczna. Najpierw stworzyła ona jeden blok z mniejszą partią socjaldemokratyczną, a następnie ostrożnie współdziała z triumfującą Partią Pracy Tony’ego Blaira, tworząc dorozumianą “koalicję całej nie-prawicy”. Dodatkowo, gdy Ashdown oddawał ster stronnictwa, wyrosło ono na drugą siłę w samorządzie, dystansując torysów. Okazało się, że klątwa rzucona jeszcze w 1907 roku przez lorda Rosebery – iż “liberalny bankiet się skończy”, bo biedni pójdą do labourzystów, a bogaci do konserwatystów – nie spełniła się.
Kim zatem był człowiek, który dał brytyjskiemu liberalizmowi drugą szansę?
Przyszły lord Ashdown urodził się w 1941 roku w New Delhi, stolicy rządzonych przez Brytyjczyków Indii. Dzieciństwo i wczesne lata szkolne spędził w Irlandii Północnej, rodzinnych stronach ojca. Gdy rodzina przeniosła się do Anglii, ulsterski akcent, który podłapał w szkole sprawi, że młody Joseph John Ashdown będzie przezywany “Paddy”. Zapytany o narodowość zawsze odpowiadał bez wahania: “irlandzka”.
Drugi przydomek z którym będzie przez resztę życia kojarzony to “The Captain” – nawiązanie do jego stopnia wojskowego. Ashdown, podobnie jak jego ojciec i znaczna część rodziny, wybrał bowiem zrazu karierę żołnierza. Spędził kilkanaście lat w Królewskiej Piechocie Morskiej, m.in. biorąc udział w walkach o Borneo między Malezją, a wspieraną przez jego rząd Indonezją. Później odsłużył trzy lata w kontrwywiadzie (MI6), oddelegowany do Szwajcarii pod przykrywką dyplomaty. Wydaje się, że przykrywka musiała mu się spodobać, bo w latach 70. zapragnie on naprawdę wejść do polityki i dyplomacji.
Dla ludzi spoza Wielkiej Brytanii Ashdown to przede wszystkim były żołnierz oddany sprawie pokoju. W latach 90. zabiegł o wsparcie dla Bośni, która padła ofiarą serbskiej agresji. Tydzień po tygodniu męczył posłów w Izbie Gmin przemówieniami poświęconymi sytuacji w “odległym kraju, o którym tak mało wiedzieli”. Jakby w nagrodę za oddanie sprawie zostanie wybrany w 2002 roku Wysokim Przedstawicielem ONZ dla Bośni i Hercegowiny.
Ashdown walczył też o prawa ludności Hong Kongu po jego włączeniu do Chin (proponował nadanie wszystkim jego mieszkańcom brytyjskiego obywatelstwa). Zabiegał o militarne wsparcie dla opozycji w Syrii, a później – o pomoc dla uciekających z tego kraju uchodźców. Był krytykiem reżimu putinowskiego w Rosji i stronnikiem Ukrainy w konflikcie o Krym. Ostatnim wielkim zmaganiem jakie prowadził, do ostatnich dni swojego życia, były starania o utrzymanie Zjednoczonego Królestwa w Unii Europejskiej.
Choć posiadał tytuł lordowski, wszystkim kazał do siebie mówić “Paddy”. Choć jego językiem ojczystym był język światowy, nauczył się sześciu innych – w tym m.in. mandaryńskiego i serbo-chorwackiego. Choć był liberałem, również w sprawach gospodarczych, cechowała go społeczna wrażliwość i brak zgody na to, aby liberalizm był synonimem słowa monetaryzm. Choć pozostawał zaangażowany politycznie, nawet po ustąpieniu z pozycji lidera partii, miał czas by napisać 7 książek, by oddawać się pasjom – narciarstwu, żeglarstwu, wspinaczce górskiej.
Jeszcze w 2018 roku miał być uczestnikiem rozmów mających na celu powołanie nowego centrowego ugrupowania na bazie sojuszu Liberalnych Demokratów i anty-corbynowskich labourzystów. Marzył o silnej partii pro-europejskiej, pro-ekologicznej, liberalnej światopoglądowo, jednocześnie broniącej swobody gospodarczej, wolnego handlu, jak i podstawowych zdobyczy państwa opiekuńczego. Chciał ugrupowania, którego wizja rządzenia byłaby – pożyczam hasło od innego wybitnego brytyjskiego liberała – “dyktaturą zdrowego rozsądku”. W dobie Brexitu, ideowej i moralnej dekompozycji obydwu wielkich partii, Zjednoczonemu Królestwu bardzo by się taka alternatywa przydała.
Źródło zdjęcia: Wikipedia, fot. Eric The Fish (CC BY 2.0)