Analizując obecny kryzys wyników sondażowych Ruchu Palikota, politolog dr Rafał Chwedoruk przedstawił dwa interesujące poglądy.
Pierwszy to bardzo trafna konstatacja: RP nie jest faktycznie partią lewicową i nie toczy bezpośredniej konkurencji o głosy z SLD. Próby Ruchu, aby akcentować prosocjalne elementy w swojej retoryce (budowanie fabryk przez państwo, kapitalizm jako „bezwzględna religia”) w trakcie koszmarnego eventu 1 maja, są dość czytelnie główną przyczyną zniżkujących notowań. Nie tego oczekują wyborcy RP, którzy nie stanowią roszczeniowego elektoratu lewicowego i socjalnego, a centrolewicowy i liberalny, w tym także prorynkowy. Z własnej strony dodam, że RP nosi dużo znamion upodabniających to ugrupowanie do francuskiej Partii Radykalnej, takiej, jaką ona była około 100 lat temu. Parafrazując dwa ówczesne głośne hasła tej partii: Palikot mówi „nie ma wroga na lewicy” i chce ulokować się w tej części sceny politycznej, ale jego wyborcy odpowiadają mu „nie ma kwestii socjalnej”, sugerując, że odnajdują się dobrze w rzeczywistości wolnorynkowej, a ich progresywizm dotyczy spraw obyczajowych.
Druga konstatacja dr. Chwedoruka dotyczy szans na sukces politycznej inicjatywy, która łączyłaby jaskrawo, ostro stawiane sprawy obyczajowe, tak jak czyni to Ruch Palikota, ze skrajnie wolnorynkowymi postulatami, zamiast flirtu z interwencjonizmem państwa w gospodarce. Zdaniem politologa miałaby ona duże szanse, „taka partia mogłaby być spokojna o parlamentarny byt”, stwierdza dr Chwedoruk. Bardzo chciałbym wiedzieć, czy ta konstatacja jest rzeczywiście prawdziwa. Bo jeśli tak, to osobiście byłbym kandydatem na działacza takiej właśnie partii, zaś perspektywa powstania niezależnego, integralnie liberalnego ugrupowania w Polsce nagle stałaby się bliska.
Czy ta konstatacja jest prawdziwa, trudno jednak ocenić. Na pewno nie w formule, o jakiej mówi Chwedoruk, czyli politycznego sojuszu Palikota z partią Janusza Korwin-Mikkego. W RP jest bowiem mniejszościowe, ale w mediach bardzo wpływowe skrzydło socjalistyczne, do którego należą najlepiej rozpoznawalni politycy tej partii poza samym liderem (Nowicka, Grodzka, Biedroń), które musiałoby w przypadku tego rodzaju sojuszu dokonać secesji z Ruchu. Jeszcze większy problem byłby po stronie Nowej Prawicy Korwin-Mikkego, gdzie równie silnie obecny jest libertariański pogląd o całkowitym uwolnieniu gospodarki spod regulacji państwa, jak i iście pisowski konserwatyzm obyczajowy, pozwalający temu środowisku regularnie wchodzić w sojusze z Markiem Jurkiem. Chłodno analizując, poza sprawą legalizacji miękkich narkotyków, to stronnictwo w żadnym temacie z przedziału kwestii obyczajowych się z Palikotem nie porozumie. Tak więc ta propozycja to zupełne mrzonki.
Jednak podjęcie przez Palikota decyzji o powrocie na kurs wolnorynkowej polityki gospodarczej i rezygnacja zarówno z postulatów interwencjonistycznych, jak i używania łatki „lewica”, kojarzonej jednak z socjalną roszczeniowością SLD, Samoobrony czy OPZZ, to już bardziej realna perspektywa. Zwłaszcza jeśli podziela on opinie ekspertów, że straty w sondażach zaczęły się od 1 maja. Jeśli zrezygnuje z flirtu z socjalizmem, być może za cenę pożegnania się z kilkoma „towarzyszami” (na pewno z Piotrem Ikonowiczem, to jasne), to Ruch stanie się ponownie głównym punktem zbierania się wyborców centrowych rozczarowanych PO. Tych zaś będzie w kolejnych latach niemało, siłą rzeczy: trudne rządy, działania platformianych konserwatystów wokół in vitro, zmęczenie materiału. Natomiast próby zdobywania roszczeniowych wyborców kosztem SLD, a co dopiero PiS, sukcesu nie wróżą. Dobrze by było, gdyby Janusz Palikot swoją decyzję podjął w najbliższym czasie. Jej czytelnym przejawem byłoby związanie się bardziej formalne z liberalną frakcją w Parlamencie Europejskim ALDE i zerwanie kontaktów z tamtejszymi socjalistami i Zielonymi.
Dobrych decyzji życzę.