Razu pewnego pytano Alberta Einsteina jaka broń mogłaby zostać użyta w ewentualnej III wojnie światowej. Uczony miał wówczas odpowiedzieć: „Nie wiem, jaką bronią będzie się walczyć podczas III wojny światowej, ale w czasie IV za broń posłużą patyki i kamienie”. Wizja zatrważająca, choć niekoniecznie „jaskiniowa”, kulturze europejskiej przecież nieobca. Bodaj najlepszy jej wyraz dał w swym obrazie „Walka na pałki” (znanym też pod tytułem „Pojedynek wieśniaków na pałki”) Francisco Goya.
Okrucieństwo i nieuchronność porażki jednej strony jest tu więcej niż oczywiste. Czy jednak wyobrażenie ludzi, którzy stanąwszy naprzeciw siebie mają jedynie teoretyczną możliwość odwrotu czy drogi ucieczki i aż do śmierci jednego z walczących będą okładać się drewnianymi pałkami, rzeczywiście musi stanowić wizję upadku naszej cywilizacji? Czy właśnie taka wojna okazuje się arcyludzka, bo na powrót stawiająca wrogów twarzą w twarz, bez zasłon, ochrony, odległości, wynalazków techniki czy domniemanej precyzji coraz to bardziej wyspecjalizowanej broni, która stanowi dziś o dehumanizacji wojny?
Aby wojna na patyki i kamienie nie okazała się najbliższą przyszłością ludzkości, szukamy dróg dialogu i edukacji. Właśnie w tym celu 10 lat po zakończeniu II wojny światowej grupa naukowców powołuje do życia – działającą do dziś (a w roku 1995 uhonorowaną Pokojową Nagrodą Nobla) – Konferencję Pugwash, stanowiącą ruch uczonych na rzecz pokoju i rozbrojenia.
Odnosząc się do antywojennego Manifestu Russella-Einsteina stawiali oni szereg pytań, jakie towarzyszą ludzkości. Właśnie w nim można odnaleźć wypowiedzi dotyczące broni masowego rażenia (w tym również broni nuklearnej), a także refleksję nad rolą nauki w prowadzeniu wojny. „Jakie kroki należy podjąć, by zapobiec militarnym rozgrywkom, które mogą okazać się katastrofalne dla wszystkich stron?”– zastanawiają się autorzy. Jednocześnie wzywają rządy całego świata, by uświadomiły sobie, że swych celów nie mogą realizować przy pomocy wojen, jak również, by starały się wypracować pokojowe rozwiązania pojawiających się między nimi konfliktów i sporów. Rządy to jedno, ale dopiero jednostki, społeczność i organizacje pozarządowe dają nam pełniejszy obraz swoistego krajobrazu po-wojnie, ale i na-wypadek-wojny.
W roku 2017 pokojowego Nobla dostaje kolejna organizacja walcząca o zakaz używania broni nuklearnej. W uzasadnieniu nagrody dla Międzynarodowej Kampanii na rzecz Zniesienia Broni Nuklearnej (ICAN, International Campaign to Abolish Nuclear Weapons) Komitet Noblowski podkreśla „zwrócenie uwagi na katastrofalne humanitarne konsekwencje każdego użycia broni jądrowej i za przełomowe wysiłki na drodze do osiągnięcia porozumienia o zakazie stosowania takiej broni”.
468 organizacji ze 101 krajów wspólnie występujących przeciw nieustannemu zagrożeniu, które – jak powiada szefowa Kampanii, Berit Reiss-Andersen – jest dziś największe od bardzo długiego czasu. Mowa o zagrożeniu realnym, z którym należałoby się uporać (jakkolwiek nierealnie to brzmi).
Mówiąc o broni nuklearnej Kampania punktuje ogrom zagrożenia humanitarnego, rysując jednocześnie wizję osobistej i społecznej katastrofy, jaką niewątpliwie przyniosłoby jej użycie. Wylicza nie tylko potencjalne rozmiary tragedii ludzkiej, ale również efekty ekonomiczne, ekologiczne, społeczne i polityczne w przypadku realizacji czarnego scenariusza.
Komitet, któremu wtóruje całe grono laureatów pokojowego Nobla z lat poprzednich, przekonuje, że nie ma na świecie „bezpiecznych rąk”, którym można by powierzyć decyzję o użyciu broni jądrowej, a co za tym idzie o życiu i śmierci milionów, niezależnie od tego, w imię jak wielkich i szczytnych idei miałyby one działać.
Niektórzy komentatorzy mówią o zaskoczeniu nagrodą dla ICAN, która nie prowadziła w dziennikarskich rankingach. Biorąc jednak pod uwagę jej rolę przy opracowaniu Układu o zakazie broni nuklearnej (Treaty on the Prohibition of Nuclear Weapons, 7.7.2017), który zabrania rozbudowy, testowania, produkcji, składowania, stacjonowania, przenoszenia, używania czy nawet groźby użycia broni jądrowej, jak również pomocy i zachęty do zakazanych działań, trudno szukać lepszego kandydata.
Po krytycznie przyjętym Noblu dla Baracka Obamy nie dziwi również polityczna ostrożność Komitetu. A gdy weźmiemy pod uwagę seriami prężone muskuły Kim Dzong Una w kontekście jego nuklearnego potencjału z jednej, a impulsywność dysponenta amerykańskiej nuklearnej walizki z drugiej strony, dobrze przypominać światu, że musi trzymać dłoń na pulsie. Bez tego ponura wizja Einsteina może się ziścić.
Magdalena M. Baran – doktor filozofii, historyk idei, publicystka
Ilustracja: Francisco Goya, „Walka na pałki”.