Antoni Macierewicz do polityki trafił poprzez harcerstwo. Był drużynowym i instruktorem słynnej warszawskiej „Czarnej Jedynki”. Zafascynowany Che Guevarą i Fidelem Castro, zaangażował się w działalność opozycyjną, za co był w 1968 roku aresztowany i zawieszony w prawach studenta. Potem biedował bez pracy, aż wreszcie dzięki prof. Kieniewiczowi udało mu się zahaczyć na Uniwersytecie Warszawskim, w katedrze iberystyki. Pisał doktorat dotyczący Inków (nauczył się nawet inkaskiego języka keczua!), którego jednak nie mógł obronić, gdyż został wydalony z uczelni za przynależność do Komitetu Obrony Robotników. Jak wielokrotnie przypominał Jacek Kuroń, między innymi na kartach swojej autobiograficznej książki „Gwiezdny czas”, to właśnie Macierewicz był pomysłodawcą i inspiratorem powstania KOR-u. Przypomnijmy, że była to pierwsza, działająca otwarcie organizacja opozycyjna, która rzuciła wyzwanie „robotniczemu” reżimowi PRL broniąc przed nim represjonowanych robotników. KOR stał się inspiracją dla wielu różnych środowisk opozycyjnych, a jednocześnie był bodaj najważniejszą kuźnią elit dla późniejszej Solidarności. Bez KOR-u nie byłoby pewnie Solidarności, a bez Solidarności nie byłoby dzisiejszej polskiej wolności.
Zarówno Kuroń, jak i Adam Michnik wspominają swojego dawnego przyjaciela „Antka” jako człowieka o poglądach skrajnych, kłótliwego i podejrzliwego. Ideologicznie przeszedł daleką drogę: od skrajnego lewaka, poprzez zapiekłego antykomunistę, aż do zaciekłego tropiciela zdrad i spisków wszelakich. Pisał o nim Kuroń: „podejrzenia przesłaniały mu jasność widzenia. Wszędzie dostrzegał frakcje i spiskujące koterie (…), spalał się w wewnętrznych walkach, w bronieniu się, gdy w rzeczywistości nikt go nie atakował”. Być może to właśnie ten rys charakteru był decydujący dla jego dalszych losów.
Nie bronię osiągnięć politycznych Antoniego Macierewicza po 1990 roku. Oplucie wielu niewinnych osób, najpierw poprzez ogłoszenie „listy Macierewicza” a potem przy rozwiązywaniu WSI, nie przynosi mu chwały. Opowiadanie głupot o „trzech, którzy przeżyli katastrofę smoleńską”, porównywanie obecnego rządu do Bieruta i komunistycznych okupantów, czy niewykonywanie wyroków sądowych (ma przeprosić za pomówienie gen. Dukaczewskiego) świadczy o tym, że Pan Antoni funkcjonuje dziś w swojej własnej rzeczywistości. Jeśli jednak do kogoś można mieć pretensje, to do tego, który go trzyma na fotelu wiceprezesa PiS i politycznie wykorzystuje dobiegającego dziś siedemdziesiątki człowieka, pozwalając mu się publicznie kompromitować.
Jestem głęboko przekonany, że kiedyś w odległej przyszłości, historycy opisujący obecne czasy, więcej będą pisać o Macierewiczu w kontekście jego pięknej opozycyjnej karty niż jego późniejszych obsesji. Jak bowiem pisał Jacek Kuroń: „ale przecież to był facet, który odegrał niewątpliwie wielką rolę…”. Śmiejąc się więc dziś ze starego Antoniego, pamiętajmy, że był kiedyś młodym Antkiem, któremu ten kraj wiele zawdzięcza.