…nie pamiętam już, kto krzyknął: „Lew!” Dżip zahamował ostro, całym światem zarzuciło, a ja pod dziwnym kątem ujrzałem, jak na drogę od strony rzeki wychodzi lwica, wymija nas w odległości może pięciu metrów i rusza spokojnym krokiem tam, skąd przyjechaliśmy. Kierowca odczekał chwilę, a potem zaczął cofać. Obrócony, chwyciłem się słupka i wychyliłem nieco spod zadaszenia, by nie musieć patrzeć ponad głową siedzącego za mną pasażera. Wychylić się bardziej nie śmiałem: mylącej instynkty drapieżników iluzji zwartości schronienia, jakie oferował otwarty przecież po bokach dżip, nie wolno było rozwiewać. A lwica szła przed siebie. Tak po prostu.
Wróciła do mnie ta scena podczas lektury zbioru Etyczne potępienie myślistwa pod redakcją naukową Doroty Probuckiej. Zbioru ważnego, potrzebnego, obszernego. Strona po stronie, tekst po tekście autorki i autorzy rozmontowują na elementy składowe myślistwo tzw. hobbystyczne, rekreacyjne vel sportowe, jak na dłoni pokazując jego niegodziwość, niekonieczność, nieprzystawalność do rzeczywistości, jaka rozpętuje się wokół nas.
Następnych kilka-kilkanaście minut spędziliśmy sunąc powoli na wstecznym pośród rozpalonych słońcem afrykańskich równin w ślad za kroczącą sobie spacerkiem lwicą. Spojrzeniem nie zaszczyciła nas ni razu, podczas gdy my uwiecznialiśmy kamerami i aparatami jej rozkołysany tyłek. Wreszcie zatrzymała się – zatrzymał się i dżip – obróciła głowę w prawo i równie nonszalanckim krokiem weszła w zarośla, by niebawem uwalić się w cieniu jednego z nielicznych drzewek, na widoku, obojętna, pewna siebie. Tak po prostu.
Podnieść teraz sztucer czy co tam innego z kolbą i lufą, wycelować, wystrzelić, zabić – byłoby łatwo. Tak po prostu.
„Polowanie to mordowanie”, stwierdza dobitnie Probucka. Patrząc na proceder uskuteczniany w majestacie prawa także w polskich lasach trudno nie zgodzić się z nią, że „współczesne myślistwo, niedyktowane biologiczną potrzebą przeżycia, jest moralnym złem, i to na dodatek złem szczególnym, ponieważ czynionym pod ochroną prawa.”
Jeżdżąc wtedy dżipem po jednym z parków narodowych Tanzanii czytałem równocześnie Zielone wzgórza Afryki. Było to moje drugie podejście do tej książki, po pierwszej nieudanej próbie za młodu, gdy wydanie Iskier w przekładzie Bronisława Zielińskiego na (zbyt) długo zniechęciło mnie do Hemingwaya. Teraz, z kupionym w Dar es Salaam kieszonkowym wydaniem wersji oryginalnej w ręku, zestawiałem w sobie krajobraz wokół dżipa z krajobrazem na kartach książki, porównywałem zwierzęta spoglądające ku mnie z obu stron drogi ze zwierzętami, ku którym z palcem na spuście spoglądał Hemingway, nakładałem na świat lat nastych XXI wieku świat lat trzydziestych wieku XX, i próbowałem jakoś ogarnąć ten kontrast, tę dychotomię, te różnice – a jednocześnie ten ciąg dalszy.
Dlaczego? Bo przecież ciągle polujemy, przecież dalej niszczymy. Jak podają Zieliński i Kruczyński, w przykładowym sezonie 2017/2018 roku w Polsce z rąk myśliwych (których liczba stale rośnie i obecnie wynosi sto kilkadziesiąt tysięcy osób), zginęło ponad 660 tysięcy osobników „zwierzyny grubej” i ponad 593 tysiące „zwierzyny drobnej”. Do tego trzeba dodać kilkadziesiąt tysięcy zwierząt postrzelonych lecz nie odnalezionych, które giną odroczoną śmiercią. Jakby tego było mało, strzelanie śrutem wprowadza do środowiska setki ton ołowiu rocznie, zatruwającego istoty żywe i cały ekosystem. Myślistwo jest złem wielowymiarowym, wciąż powracającym i na tyle mocno zakorzenionym w strukturach władzy i zawiłościach kultury, że czasem sprawiającym wrażenie ponadczasowego i niepokonanego.
Pisząc kiedyś tekst m.in. o polowaniach w Afryce, miałem chwilę zawahania, czy posłuchać intuicji i nazwać łowców po imieniu, czy też jednak wycofać się na bezpieczniejsze pozycje. Gdzie kończy się zabieg retoryczny, a zaczyna kliniczna diagnoza? – zastanawiałem się wtedy. Ostatecznie zaufałem intuicji i napisałem wprost o „psychopacie ze szpanerską kuszą”. Teraz, czytając o tym, że „można znaleźć wiele analogii między polowaniem na zwierzęta i polowaniem na ludzi, czyli tak zwanym seryjnym mordowaniem”, przypomniałem sobie moje ówczesne wahanie. A przecież seryjni mordercy „podobnie do myśliwych – motywowani są atawistyczną potrzebą doświadczania ewolucyjnie prymitywnej przyjemności czerpanej z poszukiwania ofiary, budowania zasadzek, pogoni za nią, dopadnięcia jej i zabicia, często w wyrafinowany i okrutny sposób. Jest w tym ekscytacja wynikająca z cudzej słabości, strachu, przerażenia, cierpienia i śmierci”, jak przekonująco wywodzi Probucka, porównując na kilku płaszczyznach oba typy zachowań i osobowości. Wątek myśliwskiej psychopatii przewija się także w kilku innych tekstach zbioru, a Andrzej Elżanowski, analizując wyznania myśliwych opisujących swoje uczucia i przekonania wobec łowiectwa, przywołuje wręcz psychologiczne podobieństwo polowania do gwałcenia.
W swoim mocnym artykule Elżanowski analizuje motywacje myśliwych, jednoznacznie odrzucając wszelkie ich pretensje do dbałości o ekosystem czy troski o tradycję i kulturę jako wyłącznie elementy dorobionej ideologii i przejaw zakłamania łowieckiej społeczności. Myśliwi nie są bynajmniej pozbawieni empatii, tyle tylko, że tej negatywnej, „którą wykorzystują do czerpania przyjemności z cierpienia (a więc stanu emocjonalnego) ofiary.” Wokół tego generują zasady, deklaracje, rytuały składające się na fasadową ideologię organizującą ich zbiorowość, którą w swoim tekście Marcin Urbaniak porównuje ni mniej, ni więcej, tylko do sekty „o charakterze quasi-wyznaniowym”. Taka łowiecka sekta wybiórczo, jak zwraca uwagę Dariusz Jedzok, wykorzystuje naukę tam, gdzie ułatwia ona myśliwym podtrzymanie zasobów zwierzyny łownej i poprawia skuteczność polowania, tam jednak, gdzie naświetla zwierzęcą świadomość czy ukazuje złożoność zaburzanych polowaniami procesów naturalnych, myśliwi naukę odrzucają. Sekta łowiecka nie waha się nawet manipulować młodymi umysłami, wciągajac dzieci w polowania czy wdrażając tzw. „edukację ekologiczno-łowiecką”, by już od małego przygotować je do zasilenia myśliwskich szeregów, przy tym dogłębnie odciskając się na ich psychice, co analizuje Urbaniak, Probucka, Beata Kulisiewicz i Ewa Czerwińska-Jakimiuk.
…nieomal wpakowaliśmy się w słonia. Dżip skręcił gdzieś przez zarośla i nagle wyjechał prosto na tego olbrzyma, który stał sobie tuż przy drodze gruntowej i patrzył na nas osadzonym pośród fałd i zmarszczek okiem, jednocześnie jak gdyby nigdy nic zagarniając trąbą jeden snop trawy za drugim i pakując sobie do ust. Kierowca zahamował, zgasił silnik, my patrzyliśmy i cykaliśmy zdjęcia, a słoń sobie szumiał, szurał, szeleścił, zajadając spokojnie tę trawę. Tak po prostu.
Podnieść teraz sztucer…
Sprawnie wywiedziona teza o sekciarskim czy kultowym charakterze łowiectwa uwydatnia wszelako jedno z zawikłań – by nie rzec jedną ze słabości – zbioru. Bo choć zdecydowana większość tekstów poświęcona jest kwestiom etycznym, prawnym, naukowym (w tym psychologicznym, biologicznym, ekologicznym, etc.), to wokół całości unosi się aura religijna. Nie piszę tego w sensie metaforycznym. Otóż książkę otwiera wiersz „Modlitwa” Katarzyny Ryrych i zestaw religijnych cytatów, w środku pojawiają się biblijne wersety, fragmenty psalmów, imiona papieży i tytuły encyklik, przywoływane jest „prawodawstwo biblijne” – wszystko to pro-zwierzęce i anty-łowieckie – w pewnym momencie pada zaś nawet pytanie o to, jak na miejscu myśliwych postąpiłby Jezus. Status tych zabiegów – własne poglądy? próba wpisania się w pewną wrażliwość? obiektywna relacja? – nie zawsze jest jasny.
Z drugiej wszelako strony Halina Rarot stwierdza, że w całej zachodniej kulturze i cywilizacji „za chrześcijaństwem – jedynie ludzkie życie ma status świętości, a inne istnienia, mimo wszechstronnego powiązania z istnieniem ludzkim, już go nie mają”. Urbaniak podkreśla powiązania kół łowieckich z Kościołem (jak i z biznesem czy polityką), przypomina, że polujący księża uzasadniają zabijanie zwierząt autorytetem Pisma Świętego i cytuje wypowiedź pewnego księdza-myśliwego: „Myślistwo jest elementem tego współistnienia człowieka, który ma czynić ziemię sobie poddaną”. Elżanowski z kolei pociąg księży do polowań wyjaśnia powszechną w Kościele mizoterią (niechęcią do zwierząt) oraz faktem, że „księża, zwłaszcza katoliccy, mają ograniczony i cenzurowany dostęp do jakiejkolwiek cielesności, przez co tym bardziej atrakcyjne jest dla nich skorzystanie z licencji na legalny gwałt na zwierzętach”.
Można by rzec – wielogłos. Tak, ale dodam, że także krążenie wokół tematu. O co mi idzie? Otóż o to, że brakuje jednego artykułu, który zostałby w całości przeznaczony na podjęcie tematu uwikłania wiary i religii w łowiecki proceder. Wszystkie przykłady „religijnej aury”, które wymieniam wyżej, jak i inne im podobne, raczej nawiązują do tematu niż mierzą się z nim wprost. Biorąc pod uwagę, że wiarę i religię umieszcza w samym centrum uwagi już rzeczony rozmodlony początek zbioru, jest to brak bardzo rzucający się w oczy.
Stosunkowo najwięcej uwagi poświęca temu tematowi Dorota Probucka w tekście tytułowym. W trzeciej jego części (z czterech) wprost stawia pytanie o (nie)możność pogodzenia myślistwa z chrześcijańską religijnością w świetle faktu, że „zdecydowana większość myśliwych w Polsce deklaruje swoją przynależność do Kościoła katolickiego, nazywa siebie chrześcijanami i partycypuje w obrzędach religijnych”. Czy człowiek religijny może zabijać dla przyjemności? Cytując Katechizm Kościoła Katolickiego, odwołując się do Jezusa, analizując hagiografię św. Huberta (patrona myśliwych) czy przypominając o Ostatniej Wieczerzy, Probucka dochodzi do konstatacji, że mamy tu do czynienia z obłudą, zakłamaniem i moralną schizofrenią hierarchów kościelnych błogosławiących polowania, oraz niezrozumieniem treści pierwszej encykliki Jana Pawła II, zgodnie z którą słynne słowa z Księgi Rodzaju o czynieniu sobie ziemi poddaną „powinniśmy rozumieć głębiej, jako nakaz moralnego panowania nad sobą, a nie jako postulat dominacji nad Bożym stworzeniem”. Dzieli się także uwagą, że niestety „można być kapłanem, nie będąc dobrym człowiekiem”. Nic nam tak sformułowana odpowiedź oczywiście nie mówi o współudziale samej wiary i religii w myślistwie i wielu innych nieetycznych przedsięwzięciach (kolejną część artykułu Probucka rozpoczyna od pytania o powoływanie się na wagę tradycji przy popieraniu myślistwa i jako przykład słabości takiej argumentacji podaje fakt, że podtrzymywanie instytucji niewolnictwa też uzasadniano tradycją – zapomina jednak dodać, że zwolennicy niewolnictwa także powoływali się przy tym na autorytet religii i cytaty biblijne).
Między wierszami tego wywodu można dostrzec wygodną strategię „samooczyszczającą”, polegającą na sugerowaniu, że jeśli chrześcijanin postępuje nieetycznie, niemoralnie, niegodziwie, to nie jest prawdziwym chrześcijaninem, ergo wiara i religia nie mają z jego postępowaniem nic wspólnego. Pozwala to zapewne jakoś ukoić dysonans poznawczy, który musi dręczyć Probucką w sytuacji, gdy wiara i religia, która dla niej jest źródłem dobra i troski o życie we wszelkich jego przejawach (jak wyznaje w rzeczonym tekście, „nasz Bóg jest Bogiem Miłości i Pokoju”), u innych idzie w parze z okrutnymi działaniami lub nie mniej okrutną obojętnością. Nie jest to jednak satysfakcjonująca analiza uwikłania wielu „pasterzy” i jeszcze większej liczby „owieczek” oraz samej wiary i religii w proceder myślistwa rekreacyjnego, jak i w wiele innych tragedii dziejowych. Jeśli trzeba sięgać po papieskie encykliki, by prawidłowo interpretować biblijne cytaty, to coś w tych ostatnich na zupełnie fundamentalnym poziomie nie gra i nie styka.
Pewnego dnia natknęliśmy się na myśliwych. Nie, nie w Tanzanii. W Beskidzie Małym (a także cichym i pustym), zimą, drałując po ośnieżonej drodze gdzieś w górę, pod niebo. Na jednym z tamtejszych szlaków przy innej, wiosennej czy letniej okazji trafiliśmy na kapliczkę, w której schronienie przed żywiołami znalazł był maleńki, dobrze zachowany modlitewnik z lat dwudziestych czy trzydziestych. Tamtego zimowego dnia, dobrą dekadę temu, wpadliśmy na cały gang tych uzbrojonych mężczyzn, ale w pamięci utkwił mi tylko jeden, którego wyminąłem na wyciągnięcie ramienia. Stał ze strzelbą przewieszoną przez ramię, w mundurku moro i okularach w rogowych oprawkach, zza których grubych szkieł patrzył obok mnie gdzieś w przestrzeń. Zwyczajem w górach jest powitać mijanych na szlaku turystów, ale myśliwych to nie dotyczy. I tyle. Czytając w zbiorze relacje z prawdziwie traumatyzujących (duchowo i cieleśnie) spotkań z myśliwymi, zacząłem uważać się w tej mierze za szczęściarza.
Obok argumentów, wywodów i danych są w zbiorze także poruszające zdjęcia oraz porażające relacje i wypowiedzi. Zamieszczone fragmenty książek Polowaneczko Tomasza Matkowskiego i Farba znaczy krew Zenona Kruczyńskiego oraz fragment pamiętnika „Życie z myślistwem obok” Barbary Hartman ujawniają w całej swej okropności realia zwykłych zachowań i zwykłych myśli zwykłych myśliwych. Nie będę zamieszczał tu cytatów. Powiem tylko, że choć te fragmenty zamykają książkę, to od nich właśnie warto zacząć lekturę.
Zbiór Etyczne potępienie myślistwa jest, jako się rzekło, ważny, potrzebny, obszerny… choć narzuca się też inne słowo: eklektyczny. Przeważają wprawdzie artykuły opatrzone aparatem naukowym, ale jest też trochę tekstów bliższych publicystyce (w tym coś przypominającego wręcz podrasowany wpis blogowy), są fragmenty reportażowe i nieomal literackie, wywiady, a nawet piosenka (z XIX wieku). Na jednym biegunie dostajemy żargon akademicki, na drugim wykrzykniki i wielokropki. Czytamy chłodne analizy i żarliwe odezwy. Ujęcia obiektywne i osobiste. Teksty pisane z myślą o tym konkretnym zbiorze, przedrukowane z innych publikacji, oraz fragmenty innych książek. Ogółem ponad czterysta stron podzielonych na trzy nierówne objętościowo części. Czy to wszystko trzyma się kupy?
Eklektyzm bywa podejściem (do pisania, do myślenia, do życia) bardziej pragmatycznym, bardziej „antykruchym” – by pożyczyć zwrot Nassima Taleba (tego od koncepcji czarnych łabędzi) – niż nadmierna (sfetyszyzowana) jednorodność, często wymagająca uciekania się do daleko posuniętej wybiórczości, naginania faktów, sięgania po uproszczenia, asekurowania się zastrzeżeniami, zaszywania się w niszach, a w efekcie narażona na ostateczne pęknięcie pod naporem uaktualnionych danych i udoskonalonych kontrargumentów, lub zwyczajnie ryzykująca nieprzystawalność do realiów. W przypadku zadania takiego, jakim jest etyczne potępienie myślistwa, w palecie reakcji jest oczywiście miejsce i na pozbawione emocji analizowanie, i na szermowanie rozedrganą uczuciowo interpunkcją; na naukę, na literaturę, na religię. Pozostaje pytanie, do jakiego stopnia wszystko to w książce pod redakcją Probuckiej oddziałuje synergicznie, do jakiego zaś wchodzi sobie nawzajem w paradę. Trafiając podczas lektury na różne formy, rozmaite formaty, rozbieżne ujęcia, a jednocześnie na te same argumenty, te same zabiegi, te same cytaty (w tym z innych tekstów zawartych w zbiorze), zastanawiałem się, czy jeszcze wzmagają siłę przekazu, czy już wprowadzają zakłócenia w odbiorze. Rzecz oczywiście do rozstrzygnięcia wedle wrażliwości każdej czytelniczki i czytelnika.
Czy zbiór przekona samych myśliwych do porzucenia tego procederu? Zapewne nie, ale nie w tym celu powstał. Jest raczej wezwaniem do społecznego oporu wobec myślistwa, encyklopedią przydatnych argumentów, spisem nikczemnych czynów i rozmów. Zadanie wykonane.
…i te ambony, ambony, ambony (słowo nieprzypadkowo dwuznaczne), które widziałem nie zliczę nawet, ile razy, jak Beskidy długie i szerokie. Wdzierające się nagle w panoramę gór gdzieś na skraju życiodajnego lasu. Postawione z myślą o szerokim widoku na hale, tak, by dać dobrze odżywionym, wygodnie dowiezionym, ciepło odzianym, nowocześnie wyposażonym, zabójczo uzbrojonym ludziom jeszcze ogromniejszą przewagę nad zwierzętami. Myślistwo w swej najpierwotniejszej warstwie symbolizuje, jak tłumaczy Urbaniak, „kulturowo utraconą, atawistycznie pożądaną, samczą dominację w stadzie”, ale jego współczesna forma nie ma nic wspólnego z autentyczną próbą sił na łonie natury. Przepastna dysproporcja między łowiącym a łowionym ośmiesza jakiekolwiek pretensje do i tak mylnego ideału.
Po prostu.
Dorota Probucka (red.), Tomasz Cyrol, Honorata Korpikiewicz, Andrzej Elżanowski, Dariusz Jedzok, Dariusz Dąbek, Marcin Urbaniak, Jacek Lejman, Antonina Sebesta, Beata Kulisiewicz, Halina Rarot, Ewa Czerwińska-Jakimiuk, Sławomir Zieliński, Zenon Kruczyński, Dariusz Gzyra, Justyna Tymieniecka-Suchanek, Władimir Czertkow, Tomasz Matkowski, Barbara Hartman. Etyczne potępienie myślistwa. UNIVERSITAS 2020.
__________
Książka Dawida Juraszka Antropocen dla początkujących. Klimat, środowisko, pandemie w epoce człowieka jest dostępna w SKLEPIE LIBERTÉ!
