Każdy z nas ma swoje interpretacje dotyczące tego, dlaczego ten wirus zaatakował. Zastanawiamy się nad tym pytaniem, bo chcemy znać odpowiedź lub przynajmniej mieć złudzenie odpowiedzi, że oto znamy przyczynę i dzięki temu kontrolujemy nasze życie, rzeczywistość, świat.
Ludzie od zawsze zastanawiali się nad tym, co to znaczy żyć? Co to znaczy, że jestem, że żyję? Nie był to przywilej tylko filozofów starożytności, ani wcześniej – tych, co namalowali 150 obrazów i 15,000 rytów skalnych w jaskini Lascaux 12,000-15,000 lat temu… Pytanie to towarzyszyło już pierwszym ludziom, którzy w chwili poczucia bezpieczeństwa patrzyli w słońce, w gwiazdy i księżyc. Gdy kładli się na ciepłym piasku. Gdy patrzyli w urwisko znad skaliska. W fale oceanu rozbijające się o klify. W ogrzewające ich ciała ognisko. W sytuacji bezpieczeństwa można było w końcu skierować swoje myśli ku czemuś wyższemu niż zaspokojenie głodu i potrzeb fizjologicznych. Być może właśnie w tych momentach przychodziła do głowy myśl: O co w tym wszystkim chodzi? Skąd się u licha wzięły te piękne gwiazdy? Jak to jest, że czuję ciepło? Że czuję pociąg do tej konkretnej członkini mojego stada? Że świeci słońce, a innym razem pada deszcz i piździ niemiłosiernie? Że czasem płaczę, a czasem się śmieję?
Od dziecka byłam wrażliwa na przyrodę. Gdy widziałam jak ktoś zrywa gałęzie i kwiaty z łąki, jak maltretuje pasikoniki, psy czy ścina drzewa, coś we mnie pękało. Czułam wewnętrzny ból, jakby to mnie ktoś wyrywał z ciała rękę, paznokieć, włosy – wyobraźnia też była tu nie bez znaczenia. Oznacza to tyle, że zawsze czułam ogromny związek z naturą. Czułam się zawsze jej częścią. Przytulam drzewa, dziękując im lub składając intencje w jakiejś ważnej dla mnie sprawie. W chwili, gdy to piszę siedzę akurat na ławce naprzeciwko starej topoli, do której przychodziłam przez ostatnie kilka lat od chwili, gdy ją odkryłam, a której piękna korona została właśnie niedawno ścięta. Pozostawiono pień z kikutami – ku pamięci – jako zabytek natury…
Trudno jest przeoczyć fakt, że wszyscy jesteśmy częścią przyrody, która nie tyko z tego powodu zasługuje na nasz szacunek…
Tymczasem chętnie o tym zapominamy. Codziennie, nieustannie, w każdej sekundzie eksploatujemy ją i ingerujemy w nią bezlitośnie, pompując z niej tyle, ile się da. Na poziomie działań politycznych i korporacyjnych, ale też naszych jednostkowych od chwili, gdy uwierzyliśmy, że komfort, hedonizm, konsumpcjonizm i materializm wspierane skutecznie przez sprytny marketing są najlepszym rozwiązaniem na życie. Na takie trudne życie…
Serio? Mając tak piękną przyrodę wokół, mając cudowne możliwości widzieć gwiazdy i księżyc, i zachód słońca, i jego wschód, kąpać się w jeziorze, oddychać rześkim powietrzem porannego lasu i zroszałej łąki, śpiewać przy ognisku i grać na gitarze, jechać rowerem w stronę słońca, rozmawiać z innymi, śmiać się i płakać, naprawdę potrzebujemy zarabiać więcej i więcej? pracować jeszcze więcej? posiadać więcej? czyli co więcej?
I po co?
Pandemia zatrzymała nas wszystkich: instytucje kultury, placówki edukacyjne, zoo, galerie handlowe, kościoły, korporacje, fabryki. Zmusiła do pozostania w domach.
I daje nam pewne okoliczności rozpoznania sytuacji na nowo. Pozostania w miejscu, życia bez pośpiechu. Od poniedziałku odnotowałam, że wykonałam o 80% więcej rozmów telefonicznych, z czego część z nich zawsze zmieniała się w towarzyską.
Wiecie, że odnotowano także wzrost jakości powietrza w Chinach od chwili, gdy wybuchła pandemia?
Rozumiecie, co to znaczy? Ziemia pragnie regeneracji, tak jak pragnie tego zmęczony codzienną gehenną człowiek. Nie jest materiałem do eksploatacji. To z drugiej strony bezlitosna materia, zbyt potężna i do końca nierozpoznawalna. Coś tam próbujemy z niej zrozumieć, ale cześciej próbujemy ją ubezwłasnowolnić: wydobywamy węgiel, topimy lodowce, toczymy wojny o złoża, kupujemy plastik, pompujemy tym dymem w powietrze jak wariaci, jakbyśmy byli uzależnieni od CO2, i chyba tak jest, przy czym ta choroba to uzależnienie od głupoty i zaczadzenie umysłu.
Nasza Ziemia dostała ostatnio w dupę i wszyscy zgodzimy się co do tego, że to, co działo się w Australii jeszcze tego roku, było jednocześnie przerażające i ogromnie zasmucające. W wyniku pożarów wywołanych ociepleniem klimatu będącym skutkiem nadmiernej działalności eksploatacyjnej, korporacyjnej, konsumpcyjnej człowieka i jego zwykłej ignorancji zginęło tam ponad miliard zwierząt; te wszystkie koala i kangury – najsłodsze zwierzątka naszego dzieciństwa – płonęły żywcem na kontynencie australijskim. Z tego 800 milionów w samym stanie Nowa Południowa Walia. Zginęły także 33 osoby.
Pojawiają się takie głosy, że w wyniku pandemii przynajmniej odmłodzi się społeczeństwo…
Say what?!
To znaczy, że mamy nie podjąć żadnych działań zapobiegawczych zakażeniu siebie nawzajem, bo ma być lepiej bez ludzi starszych i ludzi słabszych, którzy narażeni są najbardziej? Nie, my nie tylko nie możemy zaniechać ostrożności ze względu na innych, ale my musimy się wszyscy wznieść na wyżyny własnego myślenia, wyobraźni i możliwości dla dobra tego drugiego człowieka, tego, którego jeszcze nie znamy i tego też, którego być może nigdy nie poznamy.
To jest w naszej możliwości bycia człowiekiem transcende
