Mijający rok 2016 był rokiem niewątpliwie Bartłomieja Misiewicza. Rokiem nieudaczników. W końcu ktoś ich docenił i nastał ich czas. Nie, żeby ich wcześniej nie było. Oczywiście było ich jak mrówków. Nigdy jednak ich tak otwarcie nie hołubiono. Nigdy nie dawano im tak odpowiedzialnych zadań do zrealizowania. No może jeszcze we wczesnych latach stalinizmu tak ceniono nieskalany żadną myślą cielęcy wyraz twarzy. Intelekt i wynikający z niego krytycyzm, w dzisiejszych czasach tak jak wtedy, jest nad wyraz podejrzany. W cenie jest co innego. Ślepe posłuszeństwo, wazeliniarstwo, poddawanie się kaprysom Wielkiego Małego Wodza i podlane bezgranicznym cynizmem karmienie go pochlebstwami tylko po to, aby zapewnić sobie karierę, lub po prostu uratować własną skórę, gdy się już przekroczyło granicę za którą nie ma odwrotu.
Jednym z większym dramatów tej zmiany i przyczyną większości niepowodzeń jest w efekcie tej selekcji jakość tych kadr, które te zmiany mają przeprowadzać. Patrząc na kadry i zasoby ludzkie Prawa i Sprawiedliwości nie można się dziwić, że wprowadzanie dobrych zmian kończy się zwykle tak jak kolejna próba obrabowania banku przez gang Olsena. To się po prostu nie może udać. Efekty tego niedoboru szarych komórek widać w sejmowym procesie legislacyjnym. Na przykład obecnie posłowie PiS przepychają w Sejmie zmiany w prawie farmaceutycznym. Przedsiębiorca, który ma cztery apteki, już nie będzie mógł otworzyć piątej. Jak ma trzy to nie będzie mógł otworzyć czwartej bliżej niż półtora kilometra od już istniejącej, chyba, że na obszarze, na którym chciałby otworzyć swoją aptekę, w odpowiedniej odległości od już istniejącej mieszka więcej ludzi niż trzy tysiące. Mrożek, lub proza Josepha Hellera w stanie czystym. Mrożka dawno nie czytałem, a Paragraf 22 niedawno przypomniała mi telewizja, więc skupie się na Hellerze i opisując ten tytułowy poczet nieudaczników polskich podeprę się dalej jego prozą.
Obserwując od roku ten rządowy festiwal niemocy i absurdu trzeba stwierdzić, by być sprawiedliwym, że często intencje tych zmian są niegłupie. Tak jak niegłupi w założeniach był w sumie Plan Odpowiedzialnego Rozwoju Morawieckiego, czy też ostatnio zaprezentowana Konstytucja dla Biznesu Wicepremiera. Tylko co z tego? Skoro nawet najlepszy plan trzeba potem zrealizować, a to się samo nie zrobi. Ktoś to musi zrobić. ,, ,,Wiesz, to jest właśnie mój problem – zadumał się Yossarian krzyżując ramiona. – Pomiędzy mną a każdą ideą znajduję zawsze Scheisskopfów, Peckemów, Kornów i Cathcartów. I to zmienia nieco samą ideę.” Przyjrzyjmy się więc tym ktosiom przepuszczając ich przez filtr Paragrafu 22.
Misiewicz numer 1. Frakcja Ojca Rydzyka) ,,Ojciec majora Majora był trzeźwo myślącym, bogobojnym człowiekiem (…). Jego specjalnością była lucerna i żył z tego, że jej nie uprawiał. Rząd płacił mu dobrze za każdy korzec lucerny, którego nie zebrał. Im więcej lucerny nie uprawiał, tym więcej pieniędzy dostawał od rządu i za każdy nie zarobiony grosz kupował ziemię, aby zwiększyć ilość nie uprawianej lucerny. Ojciec majora Majora pracował bez wytchnienia nad nieuprawianiem lucerny. Długie zimowe wieczory spędzał w domu nie naprawiając uprzęży i codziennie skoro południe zrywał się z łóżka, aby dopilnować, czy nic nie zostało zrobione. Mądrze inwestując stał się wkrótce najpoważniejszym nieproducentem lucerny w okolicy. Sąsiedzi przychodzili do niego po radę w najróżniejszych sprawach, gdyż dorobił się sporej fortuny, co było dowodem mądrości. – Jako posiejecie, tako będziecie zbierać – radził niezmiennie, na co sąsiedzi niezmiennie odpowiadali – Amen.”
Misiewicz numer 2. Frakcja Mateusza Morawieckiego) ,,Pułkownik Cargill był złym handlowcem. Był tak okropnym handlowcem, że wyrywały go sobie firmy zmuszone ze względów podatkowych wykazać straty. W całym cywilizowanym świecie, od Battery Park do Fulton Street, znano go jako człowieka, na którym można polegać, kiedy chodzi o szybkie obniżenie wartości firmy. Jego usługi były drogie, gdyż niepowodzenia są często trudne do osiągnięcia. Musiał zaczynać od szczytu i torować sobie drogę w dół, a kiedy się ma przyjaciół w rządzie, niełatwo jest robić złe interesy. Wymagało to nieraz miesięcy ciężkiej pracy i nieomylnie błędnego planowania. Człowiek dezorganizował, podejmował błędne decyzje, nie doglądał, wszystkie drzwi zostawiał otworem, a kiedy się zdawało, że już zrobił swoje, rząd dawał mu jezioro albo las, albo pole naftowe i psuł całą robotę. Jednak na pułkowniku Cargillu można było polegać. Nawet w tak nie sprzyjających okolicznościach potrafił zrujnować najlepiej prosperujące przedsiębiorstwo. Doszedł do tego własną pracą i swoje niepowodzenia zawdzięczał wyłącznie sobie.”
Misiewicz numer 3. Frakcja Beaty Szydło) ,,Major Major urodził się za późno i był zbyt nijaki. Jedni rodzą się nijacy, inni w pocie czoła do nijakości przychodzą, innych nijakość szuka sama. W przypadku majora Majora wszystkie trzy stwierdzenia były prawdziwe. Nawet w gronie zupełnych miernot wyróżniał się swoją jeszcze większą miernością i każdy, kto się z nim zetknął, pozostawał pod wrażeniem jego nieprzeciętnej przeciętności.”
Misiewicz numer 4. Frakcja Antoniego Macierewicza) ,,Porucznik Scheisskopf ukończył kurs oficerów rezerwy i był nawet zadowolony z wybuchu wojny, gdyż mógł dzięki temu nosić na co dzień mundur oficerski i mówić twardym, wojskowym głosem ,,żołnierze” do gromady dzieciaków, które wpadały w jego szpony na osiem tygodni przed odjazdem na front. Był ambitnym i pozbawionym poczucia humoru człowiekiem, który przejmował się i uśmiechał się tylko wtedy gdy któryś z rywalizujących z nim oficerów z bazy lotniczej w Santa Ana zapadał na obłożną chorobę. (…) Porucznika Scheisskopfa zżerała tęsknota za zwycięstwami na defiladach i całymi nocami pracował nad tym zagadnieniem (…) czytał książki o kroku defiladowym. Manipulował pudełkami czekoladowych żołnierzyków, dopóki nie rozpłynęli mu się w palcach, a potem ustawiał po dwunastu w rzędzie plastikowych kowbojów, których sprowadził sobie pocztą na przybrane nazwisko i których za dnia skrzętnie chował przed wszystkimi. (…) Zajęcie ostatniego miejsca w trzech kolejnych defiladach mocno nadwyrężyło reputację porucznika Scheisskopfa, który rozważał teraz wszelkie możliwości, włącznie z przybiciem dwunastu ludzi w każdym szeregu do długiej belki z impregnowanego dębu, aby utrzymać ich w jednej linii. Plan ten był jednak nierealny, gdyż wykonanie zwrotu w lewo lub w prawo było niemożliwe bez metalowych zawiasów przymocowanych do kręgosłupa każdego z żołnierzy, a porucznik Scheisskopf wątpił, czy uda mu się dostać z kwatermistrzostwa tyle niklowych zawiasów i zapewnić sobie współpracę chirurgów ze szpitala.”
Przy takich wykonawcach ten plan dobrozmianu jest psu na budę. Nawet jak coś się kiedyś przypadkiem uda to będzie to zawsze wbrew, a nie dzięki nim: ,,Yossarian ani razu nie przyszedł pomóc przy budowie, za to później, gdy klub już ukończono, przychodził bardzo często, urzeczony tym dużym, pięknym, nieregularnym budynkiem krytym gontem. Była to rzeczywiście wspaniała konstrukcja i Yossariana przepełniało uczucie niekłamanej dumy, ilekroć spojrzał na nią i pomyślał, że nawet nie kiwnął palcem przy jej wznoszeniu.”
34 wpis w tym roku dobiegł tym samym końca. Rok 2016 żegnamy, a 2017 witamy na pokładzie. Widać znaczne zachmurzenie na horyzoncie. Wiatr wieje ze wschodu. Barometr wciąż niekorzystny. Prawy foka szot wybierz. Żagle w górę: Kurs na Budapeszt!