Piątek 11 marca 2022 r. to 16 dzień inwazji Rosji na Ukrainę. Przed Zgromadzeniem Narodowym występuje Andrzej Duda. „Rosja to wciąż imperium zła” – mówi prezydent do najważniejszych osób w państwie. Tego samego dnia jego małżonka Agata Kornhauser-Duda przebywa w Centrum Księdza Orione w Brańszczyku, gdzie bierze udział w spotkaniu z uchodźcami z Ukrainy. Jej tłumaczem jest Mateusz Piskorski – oskarżony o działalność wywiadowczą na rzecz Rosji i Chin. Kancelaria Prezydenta RP dowiaduje się o tym od dziennikarzy. Farsa, kompromitacja, żenada – nie znajduję wprost słów, by nazwać to, co się właśnie wydarzyło.
Komunikat, który opublikowało Centrum Orione i przytoczyły lokalne, a za nimi ogólnopolskie media jest wprost nieprawdopodobny: „Centrum Księdza Orione w Brańszczyku pragnie podziękować Pierwszej Damie Pani Agacie Kornhauser-Dudzie za czas, uwagę i troskę, jaką otacza uchodźców z Ukrainy. (…) Ogromne podziękowanie kieruje również do p. Mateusza Piskorskiego – tłumacza, dzięki któremu strona ukraińska i polska rozumiały się w pełni”. Żeby uzmysłowić sobie w całej okazałości mroczny wydźwięk tego komunikatu, zacytuję w tym miejscu wycinek z aktu oskarżenia przeciwko Piskorskiemu – „tłumaczowi z Brańszczyka”. Otóż „próbując kształtować opinię publiczną poprzez prowokowanie antyukraińskiego nastawienia Polaków i antypolskiego nastawienia Ukraińców, dążył on między innymi do pogłębienia podziałów między Polakami i Ukraińcami i między Polską i Ukrainą”. Działania te – zdaniem prokuratury – miał realizować w powiązaniu z rosyjskimi służbami i osiągał z tego tytułu pokaźne korzyści majątkowe…
Jak to skomentować? Nawet gdyby Rosja nie prowadziła ludobójczej wojny na Ukrainie, zaangażowanie Piskorskiego, jako tłumacza języka ukraińskiego byłoby przecież co najmniej grubym nietaktem. W obecnej jednak sytuacji i w kontekście bezprecedensowej pomocy, jaką Polacy udzielają Ukraińcom, pojawienie się Piskorskiego w roli translatora ukraińskich uchodźców to – biorąc pod uwagę zarzuty, jakie nad nim ciążą – niesłychany skandal. Ale to dopiero początek – nie o kwestie etyczne tu przecież chodzi. Piskorski służył za tłumacza małżonce Prezydenta RP, zwierzchnika polskich sił zbrojnych. I to wcale nie koniec tej nieprawdopodobnej historii. Otóż o tym, kim był tłumacz Agaty Kornhauzer-Dudy, Kancelaria Prezydenta dowiedziała się po fakcie, od przedstawicieli mediów. Podsumowujmy w telegraficznym skrócie: u wschodniego sąsiada Polski toczy się wywołana przez Rosję brutalna wojna, a w bezpośrednim otoczeniu Pierwszej Damy przebywa człowiek, którego polskie organy ścigania oskarżają o agenturalność rosyjską i działalność przeciwko państwu polskiemu. Trudno więc nie zadać fundamentalnego pytania: gdzie u licha są polskie służby? Mamy w ogóle takie?
I żeby było jasne. Nie mam ani krzty pretensji do Piskorskiego. Choć przed Sądem Okręgowym w Warszawie toczy się właśnie jego proces, to w świetle prawa jest on wciąż osobą niewinną. Może oferować swoje usługi jako tłumacz, komu chce i kiedy chce. Jednak jego dotychczasowa działalność – chociażby jako byłego lidera prokremlowskiej partii Zmiana, nie wspominając nawet o oskarżeniach o branie udziału w działalności rosyjskiego wywiadu cywilnego Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) i Służby Wywiadu Zagranicznego (SWR), skierowanej przeciwko państwu polskiemu – powinna w obecnych okolicznościach być wystarczającą przesłanką, by nie znalazł się choćby na odległość rzutu kamieniem od małżonki polskiego prezydenta. To jest rzecz niebywała, że nikt nie sprawdził, z kim Pierwsza Dama spotka się w Brańszczyku, kto znajdzie się w jej otoczeniu, kto będzie tłumaczył jej słowa uchodźcom. Jedną z form działania Służby Ochrony Państwa (bo chyba ktoś z SOP chroni prezydentową?) jest wykonywanie czynności „operacyjno-rozpoznawczych w celu pozyskiwania informacji dotyczących zagrożeń”. Nie chce mi się wierzyć, że ktokolwiek wykonał chociażby minimalny wysiłek, by wywiązać się ze swoich obowiązków i zapewnić elementarne bezpieczeństwo Agacie Kornhauser-Dudzie, sprawdzając z kim prezydentowa spotka się w Brańszczyku. To wygląda na wprost niesłychaną kompromitację polskich służb. Przypominam, że kilkaset kilometrów od Warszawy toczy się regularna wojna, a Polska jednoznacznie opowiada się za jedną ze stron.
Nasuwają się jednak kolejne pytania. Czy był to po prostu zwykły zbieg okoliczności? Ewa Bartosiewicz – radna powiatu wyszkowskiego, a prywatnie ex-żona Piskorskiego twierdzi, że zaproponowała mu tłumaczenie spotkania na prośbę Centrum Księdza Orione i nie miała zielonego pojęcia, że weźmie w nim udział prezydentowa. Chociaż to całkiem prawdopodobne, a cała sytuacja to mógł być zwykły przypadek, w żadnym razie nie usprawiedliwia to braku czujności ze strony służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo Pierwszej Damy. Pojawiają się bowiem głosy, że gdyby rosyjskie służby chciały subtelnie zamanifestować swoją siłę w Polsce, to mogłyby zrobić to w taki właśnie sposób. Spójrzcie – możemy umieścić swojego człowieka w bezpośredniej bliskości żony waszego prezydenta lub kogokolwiek z władz kraju. W zamyśle miałoby to stanowić poważne ostrzeżenie przed silniejszym zaangażowaniem Polski po stronie Ukrainy i próbę zastraszenia głowy państwa polskiego. W kontekście prób zamachu na prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, sytuacja ta wygląda bardzo źle. Wręcz katastrofalnie.
Trzeba nadmienić, że sam Piskorski uważa się za ofiarę całej tej sytuacji, bo – jak twierdzi – dawno skończył z polityką i zajmuje się działalnością naukową, ekspercką i publicystyczną. W areszcie śledczym spędził trzy lata. Wyszedł za kaucją. Deklaruje, że – tak jak ogromna część Polaków – stara się pomagać uchodźcom z Ukrainy…
Autor zdjęcia: Kancelaria Senatu Rzeczypospolitej Polskiej
Fundacja Liberte! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi, 14 – 16.10.2022. Partnerem strategicznym wydarzenia jest Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji już wkrótce na: www.igrzyskawolnosci.pl