Debata publiczna i publicystyka często uciekają od poważnej krytyki rządzących, tzn. takiej która dotykałaby mechanizmów funkcjonowania państwa i demokracji oraz wpisanych w nie zagrożeń. Zbyt często koncentruje się ona na bieżących sporach politycznych i jednocześnie odpowiada na populizm partii rządzącej… populizmem. Krytykujmy rządzących, ale mądrzej, unikając plemiennej “polityki tożsamościowej” i poszukując ułomności w naturze systemu – mechanizmach i prerogatywach władzy, a nie w naturze konkretnych ludzi ją piastujących. Edukujmy też obywateli o obecnych w demokracji anty-wolnościowych presjach. Łatwiej będzie nam wtedy bronić zagrożonych wolności, gdy dojdzie do zmiany u sterów władzy, a problemy pozostaną.
PiS zafundował nam ekspresową erozję demokracji i jej bezpieczników. Partia władzy dokonała zamachu na wymiar sprawiedliwości i skrajnie upolityczniła media publiczne. Obóz rządzący prowadzi też Polskę w kierunku narodowego socjalizmu, radykalnie zwiększając udział własności państwowej w gospodarce, czy rekordowo rozdymając budżet publiczny. Te niszczycielskie działania należy wskazywać jako przestrogę na przyszłość: kolejna ekipa nie będzie wolna od podobnych pokus rozszerzania swojej władzy (podobnie jak nie była żadna poprzednia, choć PiS w Polsce po 1989 r. wydaje się być rekordzistą w tym obszarze).
Dlatego, ważne jest by pokazywać działania rządzących przez pryzmat instytucji w ramach, których funkcjonują i bodźców, którym podlegają, oraz stronić od odpowiadania na populizm rządzących populistyczną krytyką. Ten pierwszy postulat można zobrazować na przykładzie mediów publicznych i spółek państwowych. Ten drugi przyglądając się na przykład temu, jak komentowane są wydatki publiczne.
Dyskusja na temat TVP koncentruje się na jej bezwstydnym zawłaszczeniu przez partię rządzącą i na wylewającej się z ekranów ordynarnej prorządowej propagandzie. “TVPiS” rzeczywiście nie odstaje od standardów rosyjskiej tuby propagandowej reżimu Putina, kanału RT, o czym należy mówić. Jeśli jednak chcemy nauczyć się czegoś na przyszłość, to dyskusję o mediach publicznych należałoby zacząć od jej instytucjonalnych ograniczeń. Media publiczne z natury nie są wolne od wpływów politycznych. W końcu tylko święty mógłby oprzeć się pokusie wpływania na miliony widzów i słuchaczy nie wydając na to ani grosza z własnej kieszeni. Świętych w polityce szukać można jednak ze świecą. Innymi słowy, o ile następna władza może mieć więcej moralnych i estetycznych hamulców niż obecna, to dalej będzie jej przyświecać misja jak najdłuższego trwania, do której z chęcią zaprzęgnie publiczną telewizję i radio.
Podobnie łakomym kąskiem dla polityków są spółki państwowe. Skala skoku, jakiego dokonał na nie PiS nie ma precedensu, ale rozdawanie posad wśród lojalnych popleczników czy krewnych nie dotyczy tylko obecnej władzy. Wpływ polityków na nominacje w zarządach spółek państwowych czyni je łatwym łupem dla każdej zwycięskiej partii politycznej. Przenikanie się polityki i gospodarki nie służy spółkom także z innego powodu. W odróżnieniu od przedsiębiorstw prywatnych, przedsiębiorstwa publiczne są z natury zarządzane nieefektywnie. Wystarczy spojrzeć na dane: indeks PiS 2.0, pokazujący zmiany cen akcji dziesięciu największych państwowych spółek z GPW, jest prawie 10 procent na minusie. O tych różnicach decydują m.in. odmienne bodźce występujące w sektorze prywatnym i publicznym. Tak jak właściciele generalnie lepiej dbają o nieruchomość niż najemcy, tak samo przedsiębiorcy lepiej zarządzają własnymi firmami niż nominaci partyjni państwowymi spółkami. To co dezorganizuje myślenie części społeczeństwa broniącej własności publicznej to m.in. terminologia. Tak naprawdę nikt nie jest właścicielem własności “publicznej”: zarządzający państwowymi spółkami nie ponoszą zazwyczaj większych strat ani odpowiedzialności za biznesowe niepowodzenia. Przedsiębiorca nie ma takiego komfortu jak prezes LOT, czy PZU – nie tylko ryzykuje własnym majątkiem, ale także ponosi pełną odpowiedzialność za swoje decyzje. Te dwa sektory różnicuje także źródło motywacji, które popycha do działania zarządzających. Podczas gdy przedsiębiorcy kierują się zyskiem – w innym przypadku ich firma wypadnie z rynku – prezesi państwowych spółek nie mają podobnych zmartwień. W państwowych molochach prezesów zmienia się i przyznaje gigantyczne odprawy w oderwaniu od wyników finansowych podmiotów, którymi zarządzają. Upolitycznienie i nieefektywności to zagrożenia, które występują niezależnie od tego, kto znajduje się u sterów rządów.
Inny problem komentowania rzeczywistości politycznej oddaje pleonazm “anty-populistyczny populizm”, czyli krytyka populizmu rządzących, która sama nie stroni od uproszczeń łatwych do przełknięcia przez ogół społeczeństwa. Na przykład, w wydanej przed drugą turą wyborów prezydenckich “Przedwyborczej”, grubym drukiem wyłuszczono fakt, że apaszki Pierwszej Damy kosztowały podatnika 18 tys. złotych. Media grzmiały także o tym, że PiS przekazał 2 mld zł na TVP kiedy Polacy umierają na raka. O ile wystawianie rachunku rządzącym za niegospodarność i polityczną korupcję jest słuszne, to już karmienie “Kowalskiego” tanim populizmem może mieć opłakane skutki. Można się na przykład spodziewać, że w przyszłości nawet najlepsze reformatorskie rządy będą upadały z trywialnych powodów (niebezpieczeństwo rozpalania i siłę populistycznych namiętności obrazuje zresztą “Madera-gate” czy sprawa “zemsty ośmiorniczek”). W obu wymienionych przykładach praktycznie nieobecne były także głosy, które dotykałyby kwestii fundamentalnych, jak na przykład prawa do decydowania o własności obywateli przez władzę.
Rządy PiS tak naprawdę pokazują naturalną inklinację polityków do rozszerzania swojej władzy. Edukowanie obywateli przez publiczną dyskusję prowadzoną z perspektywy funkcjonowania ustroju politycznego czy jakości zarządzania i gospodarczej efektywności, pozwoli im ustrzec się w przyszłości od podobnych opresyjnych rządów. Jeśli będziemy opierać i kończyć swoją krytykę jedynie na działaniach konkretnych partii, polityków czy ich zachowań – zamiast dotykać np. kwestii natury władzy, czy roli państwa – to nie ustrzeżemy się przed podobnymi lub gorszymi nadużyciami w przyszłości. Medialna ekscytacja na to co powiedział Morawiecki, a co Duda, odwraca naszą uwagę od tego co naprawdę ważne. Kiedyś wymieniony zostanie i Morawiecki i Duda, a problemy pozostaną.