I. Centralizacja władzy
Kaczyński nie chce panowania nad Polską bez ograniczeń. W związku z tym dokonuje demontażu podziału władzy i wzajemnej kontroli. Zwolennicy PiS twierdzą, że tylko tak można zmienić kraj na lepsze, wyzwolić się z okowów III RP i „imposybilizmu”.
Przyjmę, na potrzeby tego tekstu, założenie, że to Kaczyński to „wujek samo dobro”, jego pomysły idealne, wykonanie perfekcyjne. Innymi słowy, likwidacja wszelkich barier dla jego władzy, to najlepsze co może Polskę spotkać.
Jednak władza Kaczyńskiego nie jest wieczna. Niech zwolennicy PiS wyobrażą sobie, że w następnych wyborach (albo i tych jeszcze następnych) wygrywa opozycja, która otrzyma wszystkie narzędzia stworzone przez Kaczyńskiego. I wykorzysta je do rozprawy z PiSem, jego projektami a może nawet zwolennikami. Kaczyński może być z punktu widzenia swoich wyborców władcą dobrotliwym, oświeconym i nieomylnym, ale spada na niego odpowiedzialność za każdego tyrana, który przyjdzie po nim – bo to on utorował mu drogę.
Jeszcze kilka lat temu Trybunał Konstytucyjny blokował nieśmiałe próby liberalizacji niektórych przepisów światopoglądowych. Michał Ujazdowski jako jeden z nielicznych wychylił się w obronie TK przypominając, że to wyroki TK cementowały ochronę konserwatywnych wartości. Konserwatyści, teraz już nic Was nie ochroni. To nie groźba – to fakt. Dziś może cieszycie się, że Wasze poglądy są wtłaczane bez oglądania się na nic wszystkim Polakom. Dużo mniej przyjemne będzie kiedy siłą Wam zostaną wtłoczone inne. Dużo bezpieczniej dla wszystkich byłoby utrzymanie władzy ograniczonej imposybilizmem, tak by możliwe zmiany były stosunkowo niewielkie. To idea podziału władzy, gdzie instytucje wzajemnie się kontrolują, która tak zawzięcie zwalcza PiS.
II. Rządy marnej jakości
Zdemolowany ustrój kraju to niewątpliwie problem największy. Dość istotną kwestią jest jednak także do czego ta władza absolutna jest wykorzystywana. Wedle zapewnień ma służyć ulepszeniu naszego kraju. W rzeczywistości mamy jednak do czynienia z jednym z najsłabszych rządów przynajmniej od czasu wejścia do UE, daleko zostawiając w tyle poprzedni rząd PiS. Lista katastrof od największej to:
Polityka zagraniczna
Dla Kaczyńskiego jest ona istotna tylko jako element polityki wewnętrznej. Dlatego na czele MSZ stoi minister, znany z tego, że „wynalazł” pewną bananową republikę. Ośmieszanie się i antagonizowanie partnerów to antyteza dyplomacji. Podobnie jak proszenie o opinię Komisję Wenecką, a następnie ignorowanie jej zaleceń i obrażanie instytucji oraz członków. Zakładane priorytety w postaci partnerstwa z Wielką Brytanią i USA okazały się wielkimi niewypałami. Brexit spowodował spadek do zera siły Wielkiej Brytanii w UE, zaś USA wyraźnie ignoruje Polskę. Trump złamał obietnicę zniesienia wiz dla Polaków w pierwszych 14 dniach – co więcej zaostrzył reżim wizowy. Prezydent Duda nie może doczekać rozmowy telefonicznej po objęciu przez Trumpa urzędu, a nawet spotkania z wiceprezydentem Pencem na szczycie NATO (choć konkurencja nie była duża) – i to nawet pomimo tego, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych zatrudniło, a następnie w pośpiechu zwolniło, człowieka, który pozostawał w bliskim kontakcie z amerykańskimi służbami. Na otarcie łez, do panelu z udziałem Prezydenta RP przydzielono zacnego, ale pozbawionego już znaczenia senatora. Trudno się dziwić, że najważniejsze osoby w USA nie chcą tracić czasu na figuranta.
Polska pozostaje osamotniona, izolowana i skonfliktowana z najbliższymi partnerami. Wstawanie z kolan okazało się głównie okazją do tupania nóżkami. Kaczyński liczy, że przed realnymi sankcjami UE uchroni go Orban, ale może się srogo przeliczyć bo przehandluje on nas przy pierwszej okazji. Swoją drogą paradoksem jest, ze werbalnie wstający z kolan kraj zależy od kaprysów premiera niezbyt znaczącego europejskiego kraju.
Taka sytuacja nie byłaby jeszcze katastrofą dekadę temu w stabilnych warunkach międzynarodowych, ale przy narastającej zawierusze światowej tak lekkomyślne podejście może się okazać bardzo groźne. Z jednej strony, mamy uciekającą nam UE, gdzie na własne życzenie stoimy w przedpokoju z drugiej zaś co raz bardziej agresywną Rosję. Koncepcje międzymorza, czy V4 są zaś mrzonkami – dziś trudno mówić o skoordynowanym działaniu Grupy Wyszehradzkiej. Całość obrazu komplikuje MON, którego minister rozpowiada po świecie absurdalne teorie, obraża partnerów, czy wyważa drzwi placówki NATO.
Finanse publiczne
Kaczyński w ostatnim okresie pozwalającym na dokonanie reform, w przygotowaniu na demograficzny kataklizm, postanowił wycisnąć z budżetu ostatnie krople. Programy socjalne oznaczone różnymi plusami generują gigantyczne koszty – możliwe do udźwignięcia w perspektywie kilku lat, ale kompletnie nierealne w perspektywie nawet połowy dekady. Rekordowe deficyty jawne towarzyszą jeszcze większym deficytom ukrytym wywołane zwłaszcza obniżeniem wieku emerytalnego i podwyżką świadczeń. Jest zupełnie pewne, że załamanie finansów publicznych nastąpi – niejasnym jest czy jeszcze w tej kadencji czy już w przyszłej, a działania PiS je zarówno przyspieszają jak i pogłębiają jego zasięg. O ile należało mieć pretensje do rządów PO o ignorowanie problemu i niekonsekwentne zachowanie (częściowa likwidacja OFE vs. podniesienie wieku emerytalnego) to działania PiS aktywnie znacząco pogarszają naszą sytuację. Zamiast hamować przed zderzeniem ze ścianą PiS dociska pedał gazu. Ma to zapewnić ciągłą popularność, ale doprowadzi do nieszczęścia – być może jeszcze przed wyborami.
Gospodarka
Sławetny Plan Morawieckiego to z jednej strony lista pobożnych acz nierealnych życzeń, z drugiej, cała seria propozycji, które doprowadzą do gospodarczej stagnacji. Morawiecki wierzy w (mądry) interwencjonizm państwowy, który ma doprowadzić do wzrostu inwestycji i innowacyjności, a tym samym uchronić nas przed pułapką średniego wzrostu. Państwowe inwestycje, państwowa własność, państwowe regulacje – to ma być recepta na dalszy rozwój. A są to rozwiązania w zupełności odwrotne od źródeł naszego sukcesu przez ostatnich 27 lat. Prywatna przedsiębiorczość i inicjatywa, otwarcie i liberalizacja gospodarki to powody dla których staliśmy się światową ikoną sukcesu. Tymczasem Morawiecki chce nas przywrócić do modelu, jaki znamy sprzed transformacji: wszystko co ważne ma być polskie, narodowe – czyli państwowe. Dla starszych, pamięć o PRL powinna być wystarczającą przestrogą. Dla młodszych, los stadniny w Janowie Podlaskim jest świeższym przykładem tego jak wyglądałaby gospodarka pod zarządem polityków. Tymczasem nacjonalizacja postępuje: upaństwowiono m.in. Bogdankę, PeKaO, Alior Bank. Wspierane są także państwowe firmy kosztem prywatnych konkurentów: monopol Poczty Polskiej na pisma urzędowe, umożliwienie JST zlecania wywozu śmieci spółkom municypalnym bez przetargu, ubezpieczanie spółek SP w PZU, dotacje dla kopalń.
Do tego reszta rządu aktywnie sabotuje nawet słuszne założenia Morawieckiego. Ogólny chaos, poczucie niepewności i zszargana opinia międzynarodowa powoduje spadek inwestycji prywatnych – i tak sporo za niskich. Dodatkowo rozbudowane programy socjalne prowadzą do dezaktywizacji zawodowej oraz wzrostu konsumpcji kosztem inwestycji.
Stanowienie prawa
Problem nienowy, który PiS twórczo rozwija. 2016 był rekordowym pod względem ilości ustanowionego prawa. Nasz system prawny jest jednym z najbardziej skomplikowanych w UE (pod względem obowiązujących aktów prawnych przebijamy nawet Francję – symbol biurokracji). Oczywiście to nie (tylko) wina PiS, który jednak zamiast odwracać tę kuriozalną sytuację tylko ją pogłębia. Co gorsza, jakość stanowionego prawa spada drastycznie wraz z eliminowaniem konsultacji społecznych i błyskawicznym, nocnym sposobem procedowania. Do tego dochodzi chaos informacyjny w zakresie tego co rząd planuje i jak interpretuje przepisy co dodaje dodatkową warstwę niepewności.
Wiele innych słabości rządów PiS, ale z braku miejsca tylko po nagłówkach.
Minister edukacji demontuje system edukacji, który daje całkiem niezłe rezultaty (np. patrząc na wyniki międzynarodowych badań) – ze względu na resentyment, który wytworzył się dekadę temu.
Minister środowiska tnie drzewa gdzie popadnie i ułatwia odstrzał dzikich zwierząt. Zalegającego nad krajem smogu nie dostrzega.
Minister zdrowia chce pozbawić finansowania znaczącą część szpitali, ogranicza dostęp do marginalnie stosowanej i dostępnej powszechnie na świecie antykoncepcji awaryjnej, ale dopuszcza do obrotu bez recepty potencjalnie niebezpieczny preparat wspomagający erekcję. No i uważa, że rekordowy w skali światowej smog to problem teoretyczny.
Minister obrony narodowej dokonuje czystki wśród najlepszych dowódców bo ci opierają się przed salutowaniem jego protegowanemu (który otrzymał złoty medal za zasługi dla obronności kraju, a którego doświadczenie zatrzymuje się na pracy w aptece), do tego wstrzymuje zakupy sprzętu jednocześnie obrażając dostawców.
Minister spraw wewnętrznych nie jest w stanie zapewnić podstawowego bezpieczeństwa najważniejszych osób w państwie i napędza charakterystyczny dla tej formacji tupolewizm – czyli łamanie wszelkich procedur bezpieczeństwa na podstawie zachcianek polityków.
Minister rolnictwa promuje przepisy praktycznie zamrażające obrót ziemią rolną, a do tego wprowadza takie zamieszanie w agencjach, że zagrożone są wypłaty dopłat.
Minister sprawiedliwości próbuje uzależniać od siebie sądy, wykorzystuje prokuraturę do prywatnych porachunków, a jego współpracownik straszy sędziego w swojej własnej sprawie.
Minister kultury próbuje cenzurować spektakle
III. Aferzyści, dyletanci, nieudacznicy, bufoni
Trzeci powód do posiadania jak najgorszej opinii o PiSowskiej władzy, to format ludzi stanowiących jego trzon i zaplecze. Ich jakość porównywalna jest jedynie do Samoobrony.
Po pierwsze, mamy problem uwikłania w różnego rodzaju afery. Senator PiS jest zamieszany w największą aferę finansową III RP związaną ze SKOKami, przy której Amber Gold to zabawa drobnymi. Ale tak jak PiS skutecznie bronił SKOKi przed nadzorem KNF, tak dziś broni się przed powstaniem komisji śledczej w tej sprawie.
Pamiętacie lincz na ministrze Nowaku bo nie zgłosił w oświadczeniu majątkowym zegarka za 10 000? Okazuje się, ze jeśli minister Szyszko nie wpisze tam nieruchomości wartej nawet kilka milionów to wszystko jest w porządku. Minister Macierewicz ma niejasne powiązania z amerykańskimi producentami broni i ludźmi peerelowskich służb. Jego podkomisja ds. katastrofy smoleńskiej kosztuje miliony, ale nie dostarcza żadnych efektów. Sam Kaczyński przyznaje, że ustawa trocinowa to efekt lobbingu, ale odpowiedzialny za nią minister nie dostał nawet bury. Bezkarność jest powszechna. W nieco ponad rok udało się pozbierać afer tyle co przez 8 lat rządów PO, tyle że na większą skalę. A chłopaki dopiero się rozkręcają.
Co gorsza znaczna część strony rządowej to dyletanci i nieudacznicy. Wyznaczona na prezesa TK Julia Przyłębska nie była nawet w stanie wykonać przepisów ustawy napisanej specjalnie po to by mogła zostać prezesem. Marszałek sejmu załamuje się psychicznie w obliczu jakichkolwiek niedogodności. Kaczyński nie wytrzymuje nerwowo prób zakłócenia miesięcznicy smoleńskiej, obrady przeprowadzane w Sali Kolumnowej były pokazem dyletanctwa i braku skuteczności, zaś reperkusje przeprowadzonych wtedy głosowań mogą być poważne. A możliwych konsekwencji jest więcej i mogą być bardzo bolesne finansowo np. w zakresie rozliczeń projektów unijnych. Likwidacja gimnazjów może uniemożliwić rozliczenie projektów, które polegały na inwestycji w ich infrastrukturę.
A to jest pierwszy partyjny szereg! Dalej jest jeszcze gorzej. Nominaci PiS w firmach uzależnionych od państwa w różnym tempie niszczą te firmy. Stadnina w Janowie Podlaskim to przykład najbardziej jaskrawy – gdzie w kilka miesięcy zniszczono światową markę polskiej hodowli konia arabskiego gdy po serii padnięć przeprowadzono źle zorganizowaną aukcję. W innych firmach upadek nie jest tak spektakularny, ale następuje. Ale czego innego można się spodziewać jeśli nawet na wiceministrów powołuje się osoby bez doświadczenia i wykształcenia. Zaś skala wymiany kadr jest porażająca, ale ławeczka kadrowa króciutka. To wszystko zaś kosztem naszego wspólnego majątku.
Nawet gwiazdy tego rządu w porównaniu do poprzedników wyglądają bardzo blado. Supergwiazda Mateusza Morawieckiego wypada słabiutko w zderzeniu z profesjonalnym dziennikarzem Timem Sebastianem – od warstwy językowej po merytoryczną. Jeśli to jest najlepsze na co stać nasz rząd, to jest się czego wstydzić.
Do tego zaś dochodzi menażeria śmieszno-strasznych postaci: Misiewicz, Piotrowicz, Pereira – za każdym indywidualnym egzemplarzem kryje się nowy gatunek partyjnego służalstwa.
Na tle tego wszystkiego bardzo radzi pycha i bufonada rządzących. Władza wyraźnie uderzyła im do głowy co widać na każdym kroku. Premier Szydło lata do domu wojskową CASĄ – z pogwałceniem wszelkich procedur (przypomnijmy sobie co PiS mówił o przelotach Tuska). Rządowe konwoje rozbijają się (dosłownie i w przenośni) po drogach do tego stopnia, ze wjeżdżają w stojące pojazdy. Wypowiedzi PiSowskiej czołówki zaś urągają wszelkiej przyzwoitości. „Gorszy sort” wszedł już do powszechnego słownika, a do tego dochodzi „gen zdrady”, „ojczyzna dojna”, „komuniści i złodzieje”, „ludzki pan” i tak dalej w nieskończoność.