Jerzy Wiśniewski
PISA zaczęła swoją pracę w latach 90. Pierwsze badania przeprowadziła w roku 2000. Starałem się wtedy, aby Polska weszła do tego programu, co wcale nie było proste. Doskonale pamiętam, jak jeden z ówczesnych z ministrów, dowiedziawszy się, ile to może kosztować, powiedział: „za takie pieniądze to my zrobimy dużo lepsze badania”. Problem polegał na tym, że jedynym państwem członkowskim w OECD, które nie korzystało wtedy jeszcze z PISA była, oprócz Polski, Turcja.

PISA bada umiejętności czytania i rozumienia tekstu przez piętnastoletnich uczniów, ich zdolności matematyczne oraz wiedzę z zakresu nauk przyrodniczych. Badania są prowadzone na dużych grupach. Najważniejsza zmiana, mająca wpływ na podniesienie poziomu umiejętności polskich uczniów, miała związek z czytaniem. W 2000 roku piętnastolatki były w pierwszej klasie szkół ponadpodstawowych starego systemu. Istniało dramatyczne zróżnicowanie w poszczególnych typach szkół. W zasadniczych zawodowych nie było uczniów na piątym i szóstym poziomie w skali 1-6. Oznacza to właściwie funkcjonalny analfabetyzm. Uczniowie szkół licealnych osiągnęli wyniki porównywalne z uczniami z Finlandii, którzy mają opinię najlepszych w Europie. Z analiz przeprowadzonych w 2003 roku wysnuliśmy wniosek, że wśród uczniów szkół zawodowych dostrzegalna jest największa poprawa wyników w stosunku do roku 2000. W 2003 roku uczniowie najlepsi w zasadzie nie poprawili swoich wyników, a w 2006 poprawili wszyscy.
Dyskusja o tym, na ile edukacja ma być narzędziem polityki społecznej, sprawiła nam pewien kłopot definicyjny. Czy bowiem rzeczywiście jest tak, że edukacja może być pojmowana wyłącznie jako narzędzie tej polityki? Ponadto, czym w ogóle jest polityka społeczna i o co w niej chodzi? Bez odpowiedzi na te na pytania ciężko sprawdzić, na ile owa funkcjonalność może działać. Dlatego odwołaliśmy się do pewnej odnowionej agendy społecznej UE. Wymienia ona trzy cele: tworzenie możliwości, dostarczanie dostępu do edukacji i godnego życia oraz zapewnienie solidarności. Pierwszy z nich rozumiemy przez tworzenie szans na dobre zatrudnienie i miejsc pracy oraz niwelowanie barier w rozwoju osobistym. Między dostępem do godnego życia a dostępem do edukacji często stawia się znak równości, jednak w odróżnieniu do opieki socjalnej czy zdrowotnej, edukacja ma specyficzny charakter, bo zakłada aktywność obywatela. O ile dostęp do opieki zdrowotnej jest nam dany sam przez się, o tyle edukacja i tworzenie możliwości korzystania z niej, wymaga indywidualnego wkładu. Okazywanie solidarności jest swoistą wartością europejską, rozumianą w dwóch wymiarach – społecznym (międzynarodowym) oraz indywidualnym, w sensie pewnego rodzaju postawy. Związek z edukacją polega na tym, że solidarności na poziomie indywidualnym nie można narzucić, zaś szeroko rozumiana edukacja ma za zadanie promować postawy zaangażowania. Istotnym aspektem solidarności jest kwestia walki z ubóstwem i innymi wykluczeniami społecznymi. Różne grupy społeczne, które są zagrożone jakaś formą marginalizacji, obejmowane są szeroko rozumianą integracją społeczną, ta zaś powinna funkcjonować na zasadzie pewnego solidaryzmu i zachęty ze strony reszty społeczeństwa.
Jeżeli zastanowimy się głębiej nad edukacją, to okaże się, że istotne są trzy jej aspekty. Po pierwsze – edukacja i dostęp do możliwości; po drugie – programy nauczania i konsekwencje takiego a nie innego ich kształtu, i chodzi tutaj o budowanie zaangażowania społecznego oraz aspekty związane z przygotowaniem zawodowym. Po trzecie – pośredni związek między zdrowiem a poziomem wykształcenia, ponieważ osoby lepiej wykształcone są lepiej zaangażowane społecznie i zdrowsze.
OECD zajmowało się dość intensywnie kwestią nierówności społecznej. Jednym z jej przejawów jest wczesna selekcja w szkołach, jak również fakt, że w Polsce zawodówki traktowane są jako wybór gorszy niż innego rodzaju szkoły ponadpodstawowe. Ponadto, uczniom, którzy z jakichś powodów przerwali naukę, bardzo trudno odnaleźć się ponownie w obrębie systemu edukacji. Dlatego konsekwentne objęcie opieką tych, którzy nie dają sobie rady, jest największym, według mnie, wyzwaniem dla Polski.
Kolejnym problemem, jakiemu nie poświęcamy wystarczająco dużo uwagi, jest sytuacja osób cierpiących na fizyczną niepełnosprawność.
Magdalena Krawczyk
Na wstępie podzielę się dobrą wiadomością: okazuje się, że jesteśmy jednym z krajów robiących największe postępy w ciągu ostatnich dziewięciu lat. Ten postęp jest stałą tendencją, co świadczy o zdecydowanej poprawie.
Najbardziej podobają mi się definicje polityki społecznej, wedle których najważniejszy jest rozwój. Pojawia się zatem napięcie: z jednej strony spójność społeczna, a z drugiej konkurencyjność systemu edukacji i studentów w stosunku do uczniów w UE. Zaznaczam, że odwołuję się do corocznego raportu wydawanego przez Instytut Badań Edukacyjnych.
Jeśli chodzi o nierówność, to mamy cztery jej wyznaczniki. Przyjmuje się, że edukacja zaczyna się od pierwszego roku życia. Istotnie, wykształcenie dzieci w dużym stopniu zależy od wykształcenia rodziców, i ta prawidłowość funkcjonuje wszędzie. Do tego dochodzi kapitał ekonomiczny, kapitał kulturowy, sytuacja materialna etc. Wiadomo też, że dla rozwoju dziecka ważniejsze jest wykształcenie matki.
Drugim ważnym czynnikiem są przedszkola. W Polsce przedszkole bardziej różnicuje niż wyrównuje szanse. Z badań amerykańskich wiemy, że każdy rok spędzony dłużej w przedszkolu przekłada się na lepsze rozwiązywanie testów przez dzieci i ten związek silniej się uwidacznia u wychowanków bogatszych rodziców. W Polsce dodatkowo mamy problem związany z kategorią miasto-wieś. Polega on na tym, że przedszkole ma inną funkcję na wsi i w mieście. Na wsiach dzieci spędzają tam dużo mniej czasu, ponieważ mieście pełni ono funkcję opiekuńczą.
Trzecią ważną sprawą, fundamentalną dla wykształcenia dzieci, jest to, jaką szkołę wybiorą. Zupełnie inne wykształcenie daje liceum, technikum czy zawodówka. Sądząc po wynikach, panują w tym względzie bardzo duże dysproporcje. Dobrą wiadomością jest, że system, przynajmniej w założeniu, jest istotnie drożny, ponieważ po zawodówce można pójść na studia i nadrobić braki, ale w rzeczywistości szanse na powrót uczniów z zawodówek są niewielkie.
Istnieją dwie płaszczyzny nierówności: jednostek, i mam tu na myśli rodziców, oraz tego, jak oddziałuje na to system edukacji. Zróżnicowanie szkolne w porównaniu z UE ma charakter wyłącznie poglądowy. Polska ma wartość 14, co świadczy o niskim zróżnicowaniu. Wyniki dowodzą, że sukcesem było wprowadzenie gimnazjów. Różnice w zdawalności części humanistycznej w egzaminach gimnazjalnych są największe w dużych miastach i wzrastają niepokojąco szybko. Mamy zatem do czynienia z intensywnym podziałem na dobre i złe gimnazja w dużych miastach.
Najważniejsza kwestia z punktu widzenia systemu polskiego, to brak umiejętności odpowiedniego prowadzenia w szkole zdolnych uczniów. Wyniki PISA pokazują, że osiągnięcia w pracy z najsłabszą młodzieżą poprawiły się w ostatnich latach. Myślę, że naszym sukcesem jest wydłużenie podstawowego wieku kształcenia do piętnastu lat.
Ostatnio gościem w naszym instytucie był twórca teorii wielorakiej, Howard Gardner. Stwierdził, że gdyby miał nieograniczone możliwości w zasobach, to posłałby swoje dziecko do żłobka we Francji, przedszkola w północnych Włoszech, podstawówki w Japonii, szkoły średniej w Europie Środkowej i na studia do USA. Nie przypadkiem zaczęłam od tego, że nasz udział w PISA jest dobrą wiadomością, ponieważ osiągnęliśmy pewien sukces edukacyjny, którego inni nam zazdroszczą. Polecam analizę Mackenzie’go. Wymienia on trzy czynniki sukcesu w tej dziedzinie: dodatkowy rok kształcenia ogólnego, decentralizację edukacji na samorządy oraz wprowadzenie egzaminów zewnętrznych. Osobny problem stanowi konkurencyjność polskiego szkolnictwa wyższego. W tym kontekście należy również zadać pytanie o konkurencyjność naszej gospodarki. Istnieje szereg wskaźników – patenty, produktywność naukowa, rankingi uczelni oraz fakt, że konkurujemy o studenta, które świadczą na naszą korzyść. Mamy jednak najniższy odsetek studentów uczących się zagranicą w OECD. Skądinąd są wśród nich jednostki bardzo dobre, co jest dostrzegalne w skali międzynarodowej. Kluczowe okazuje się, co zrobimy z potencjałem tych ludzi.
Kiedy dyskutuje się na temat edukacji w Polsce, dokonuje się obserwacji albo z perspektywy ogólnej, systemowej, uwzględniającej problemy i tendencje, albo z perspektywy konkretnej szkoły i jej problematyki. Pogodzenie tego jest niezwykle trudne. Pamiętajmy jednak, że przy dokonywaniu ocen nie idzie tylko o wyniki badań i ankiet, bo PISA wszystkiego nie może zmierzyć.
Dzieci o wysokim kapitale kulturowym dziedziczą kompetencje. Nie chodzi nam o równość edukacyjną zdeterminowaną przez ofertę, ale o umiejętność korzystania z niej. Ludzie o niższym kapitale edukacyjnym podejmują inne decyzje. Dlatego należy pracować już takimi narzędziami jak żłobek i przedszkole, by poziom edukacji się wyrównywał. Jeśli z kolei uczeń nie musi wkładać wiele pracy w naukę, wszystko mu przychodzi łatwo, to szkoła powinna podnosić mu indywidualnie poziom trudności.
Gdy mówimy o jakości studentów, musimy uwzględnić, że boom edukacyjny ma związek z większą liczebnością roczników wcześniejszych i ten stan ma konsekwencje w postaci przemian kulturowych. Upada etos studenta i wyznaczniki programu edukacji. Według mnie warto ponieść koszt przedefiniowania tych pojęć. Rozumiem skargi na to, że studenci mają braki w wiedzy i nie rozumieją pojęć, ale nie jest to problem, który pojawił się nagle, lecz istnieje on od dziesięciu lat. Polityka edukacyjna powinna wprowadzać regulacje zniechęcające dużą liczbę osób do podejmowania studiów magisterskich, przynajmniej w pewnych przedziałach wiekowych. W dzisiejszych warunkach i realiach rynku pracy jest to w pełni racjonalne.
Kolejna kwestia to konkurencyjność. Ranking niemiecki CHE pokazuje, że mamy bardzo dobrą chemię i fizykę. Nie przekłada się to, niestety, na uczelnie, a jedynie na poziom wiedzy jednostek. Zauważalna jest swego rodzaju polaryzacja. Sektor prywatny w Polsce jest największy w Europie, ponieważ w porównaniu do UE istnieje u nas dużo szkół niepublicznych. Fenomen wyników w Polsce polega na tym, że gdy będziemy kontrolować czynniki związane z zamożnością rodziców, to okaże się, że szkoły prywatne nie pracują lepiej niż publiczne, a ich wyniki są podobne.
Krzysztof Iszkowski
Chciałem się wypowiedzieć na temat spadku poziomu na studiach, podczas gdy poziom wykształcenia społeczeństwa się podnosi. Rozkład zdolności wzrósł w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Na studiach i w szkołach średnich obserwujemy efekty niedokończonej reformy Handkego. Planowaliśmy zwiększyć liczbę studentów i mieć licea profilowane oraz szkoły zawodowe. Zmiana rządu spowodowała opóźnienie wprowadzenia nowej matury i powstrzymała reformy na poziomie gimnazjalnym. W mojej opinii gimnazja przejęły najlepszych nauczycieli ze szkół podstawowych. Nie zmieniono jednak podejścia i programów nauczania, a licea nie dbają o uczniów i wciąż pracują starym systemem. Osoby niedouczone w liceach i technikach idą na studia. Wymagania maturalne spadły. Uczelnie próbują sobie z tym radzić, ale wszystko stoi na głowie. Proponuje się zajęcia dodatkowe, jak sądzę, w myśl założenia, że skoro szkoła kiepsko pracuje, zmusimy dzieciaki do nauki i będziemy pracować z nimi równie słabo, ale więcej. Nie można oczekiwać, że jakość studentów w takiej sytuacji będzie lepsza. PISA zaś daje globalne informacje, ale nie dostarcza wskazówek odnośnie zmian systemowych.
Na koniec zwrócę uwagę, że przedłuża się program kształcenia w szkołach ponadgimnazjalnych. W praktyce może się to okazać problematyczne. Odnotowanie, że uczniowie zawodówek rozumieją procesy przemian w XX wieku, nie mówi nic o rzeczywistości. Dlatego warto sobie uzmysłowić, że silnym mechanizmem wykluczającym jest brak kontroli poprzez rozliczenie uczniów przed testem gimnazjalnym.
Magdalena Krawczyk
Mamy badania, z których wynika, że wchodzenie nowych technologii do szkół też może stanowić źródło wykluczenia. Regulacje prawne dotyczące edukacji obfitują w zapisy, których nie sposób przestrzegać i w tym sensie są one fikcyjne. Problemem są również nauczyciele. Wiele badań pokazuje, że nauczyciele są kluczowi dla ucznia w edukacji, podczas gdy istnieje problem tej natury, że zawodu tego wcale nie wybierają najlepsi. Jak to zatem osiągnąć?
