Ciężko w przedwyborczych czasach napisać felieton ekonomiczny, który nie zahaczałby o politykę. Ale spróbuję – no powiedzmy, przynajmniej do połowy felietonu. Płaca minimalna nadaje się do tego całkiem nieźle. Otóż petycję o podniesienie płacy minimalnej podpisała wcale duża liczba osób. Myślę, że kierując się uczuciem.
Skoro płaca minimalna, to dotyczy tych, którzy zarabiają najmniej. A jeżeli tak, to może warto ulżyć jakoś ich sytuacji i podnieść tę płacę do poziomu 50% średniej krajowej. Milton Friedman, laureat nagrody Nobla, zwykł był mawiać o takich, płynących z serca, lecz bzdurnych z perspektywy ekonomii, pomysłach: „Nie mam nic przeciwko ludziom podejmującym decyzje z głębi ich miękkiego serca. Ja tylko protestuję przeciwko łączeniu miękkiego serca z rozmiękczeniem mózgu.”
Większość ekonomistów jest przeciwnikami płacy minimalnej dlatego, że płaca jest wynagrodzeniem za pracę, a płaca minimalna – tymże wynagrodzeniem dla najmniej wykwalifikowanych i sprawnych zawodowo pracowników. Po wprowadzeniu płacy minimalnej wkład pracy części spośród nich okaże się mniejszy dla pracodawcy niż wypłacane im pobory – i zostaną zwolnieni.
Czyli płaca minimalna odcina od rynku pracy najsłabszych i najbardziej potrzebujących. Z tych samych powodów większość ekonomistów jest przeciwko podwyższaniu relacji płacy minimalnej do średniej płacy w gospodarce. Po prostu, im wyższa ta relacja, tym większa część nisko kwalifikowanej siły roboczej zostaje odcięta od rynku pracy.
Pod koniec lat 90. ub. wieku władze francuskie zamówiły w firmie McKinsey ekspertyzę dotyczącą rynków pracy we Francji i w USA (poziom bezrobocia był wtedy w USA dwa razy niższy niż we Francji). Ekspertyza wykazała, że płaca minimalna we Francji była wyższa niż w USA o 80%.
Ale cena do zapłacenia przez Francuzów za tę szczodrość była też b.wysoka. W USA, bowiem, za płacę wyższą niż amerykańska, lecz niższą niż francuska płaca minimalna pracowało 26% zatrudnionych Amerykanów. Co oznaczało, że utrzymywanie wysokiej płacy minimalnej we Francji odcina od francuskiego rynku pracy ok. 1/4 siły roboczej!!
Proszę! Dojechałem bez polityki prawie do 2/3 felietonu, ale tak zupełnie bez niej się nie obejdzie. Płaca minimalna jest jak potwór z Loch Ness, który ukazywał się zwykle w takich samych okolicznościach. Tutaj też przed wyborami parlamentarnymi partie polityczne i związki zawodowe występują w roli (pozornie jak widać z felietonu) dobrego wujka. Tym razem z inicjatywą wyszły związki zawodowe, które mają u nas – i słusznie! – mocno zaszarganą opinię.
Problem z tym, że działacze związkowi pracujących za płacę minimalną widywali dawno i z daleka. Pracują przecież w firmach państwowych, gdzie płace są znacznie wyższe niż w prywatnych – i to przy niższej wydajności pracy. Inicjatywę tę podejmują bowiem w interesie swoich członków. Płaca minimalna obejmuje zwykle kilka procent zatrudnionych. Ale w całym zachodnim świecie płaca minimalna jest też fundamentem na którym buduje się całą strukturę płac w przedsiębiorstwach. Jeśli podniesie się fundament, to do „parteru” i innych kondygnacji zmniejszy się dystans. Związki wówczas, bądź sami pracownicy różnych szczebli w hierarchii płac, zaczynają domagać się podwyżek, by przywrócić zachwiane relacje. W ekonomice pracy nazywa się to leapfrogging (żabie skoki). Do takich właśnie roszczeń potrzebna jest związkom podwyżka płacy minimalnej.