Jest ich dwóch: ojciec i syn, prof. Jacek Bartyzel i Jacek W. Bartyzel, Jr. Do tej pory było jasne, że każdy z nich kroczył odrębną drogą politycznej ekspresji. Ojciec był i konsekwentnie jest narodowcem, syn zakosztował rozmaitych barw, w tym liberalnych. Teraz ich drogi zaczynają się schodzić.
Profesor Bartyzel wypowiedział się ostatnio publicznie o „plemieniu żmijowym, pełnym pychy, jadu i złości”. („Procedura dyscyplinarna ws. antysemickiego wpisu prof. Jacka Bartyzela”). Syn w emocjonalnym komentarzu wziął w obronę punkt widzenia ojca:
„(…) zapewne gdyby lewaccy „dziennikarze” zadali sobie choć 10 sekund trudu, wiedzieliby, że inkryminowane określenie o „plemieniu żmijowym” nie jest antysemicką obelgą, a cytatem z Biblii (naprawdę, nie trzeba być religijnym by to sprawdzić) na określenie postaw faryzejskich. Łączenie jednak krytyki niegodnego zniesławiania Polaków przez Żydów z „antysemityzmem” jest oczywistym przykładem nierzetelności i złej woli lewicowych „dziennikarzy”.”
Obserwujemy w naszym życiu społecznym rozmaite pęknięcia rodzinne o charakterze politycznym. Najbardziej spektakularnym tego przykładem są bracia Kurscy: Jarosław z Gazety Wyborczej i Jacek z TVP. Są też inne przykłady. Do tej pory analogicznie było w rodzinie Bartyzelów, lecz syn zbliżył się do ojca broniąc jego antysemityzmu.
Dlaczego o tym piszę? Młodego Jacka Bartyzela poznałem jako liberała. Był członkiem rady programowej partii Nowoczesna, założycielem Klubów Liberalnych, członkiem redakcji „Nasze Czasopismo”, którą mam zaszczyt kierować. Ceniłem sobie jego żywą inteligencję i lekkie pióro. W ubiegłym roku pomaszerował w Marszu Niepodległości i doznał iluminacji. Doświadczenie okazało się perwersyjnie przełomowe.
Rozmaite poglądy można z sobą godzić w egzotycznych konfiguracjach. W moim głębokim przekonaniu liberalizmu nie da się jednak pogodzić z antysemityzmem, ponieważ antysemityzm nie jest poglądem. Jest rodzajem patologii myślowej, opartej na nienawiści i pogardzie.
Ludzie mają prawo do własnych dróg, co wypada uszanować, choć trzeba też pamiętać o granicach tolerancji. Nie ma bowiem tolerancji dla nietolerancji.
Gdy Rafał Suszek wraz z dwoma kolegami obalił pomnik prałata Jankowskiego, dla mnie osobiście został obalony przede wszystkim pomnik antysemityzmu. Prałat Jankowski symbolizuje dla mnie antysemityzm w jego wersji kościelnej. Pisałem o tym w grudniu: „Obrońca Jankowskiego – o „żydowskim spisku”.
Świat ludzi uczciwych i otwartych nie powinien opierać się na uprzedzeniach i fałszywych ideach. Ufam, że zatriumfuje rozum, jednak teraz jestem zdruzgotany antysemicką nagonką, którą władza rozpętała w Polsce. Inteligencja nie zawsze chroni przed zaślepieniem.
