Projekt Janusza Palikota wreszcie ujrzał światło dzienne. Powiało świeżym powietrzem, przynajmniej w opinii twórców Ruchu Poparcia Palikota. Kongres, który zgromadził kilkutysięczną publiczność i na parę godzin zwrócił uwagę wszystkich mediów w Polsce, można uznać za udaną inaugurację nowej działalności politycznej byłego posła Platformy Obywatelskiej. W kategoriach politycznego show Palikot osiągnął co chciał, a co z jego postulatami? Tak naprawdę trudno powiedzieć, bo twórcy ruchu zapomnieli ich opublikować na swoich stronach internetowych (gdy zwróciłem administratorom strony na to uwagę na forum, mój post został usunięty! – bardzo liberalnie). Należy więc opierać się na tym co Janusz Palikot powiedział na kongresie. A mówił dużo o liberalizmie, albo w duchu, który – przynajmniej w niektórych aspektach – każdemu liberałowi powinien być bliski.
Naprawa polityki
Pierwszym postulatem, który Janusz Palikot zaprezentował w czasie swojego przemówienia było wprowadzenie kadencyjności do polskiej polityki. Jeśli wprowadzimy prostą zmianę, która nie jest droga, a mianowicie szefem partii można być tylko dwie kadencje dojdzie do poprawy polityki – stwierdził polityk z Lublina. Dodał, że zależy mu na tym, aby wszystkie funkcje polityczne były kadencyjne. Uważam, że Palikot nie ma co liczyć na szerokie poparcie dla tego pomysłu. Przywództwo jest wypadkową pozycji danej osoby w partii i odgórne zadekretowanie kadencyjności może, co najwyżej doprowadzić do sytuacji, w której będziemy mieli tzw. rządzenie z tylnego siedzenia. O jakości tego rozwiązania mogliśmy się przekonać za rządów premiera Marcinkiewicza, który został „sztucznie” wywyższony w partii w celu zwiększenia szans wyborczych Lecha Kaczyńskiego. Pamiętamy wszyscy, ze po krótkim czasie został on odwołany a na jego miejsce wkroczył faktyczny lider, czyli Jarosław Kaczyński. Kultura polityczna kształtuje się latami i konieczność zmiany we władzach danej partii powinna zostać pozostawiona wyborcom i członkom danej partii. Państwo nie powinno w to ingerować. Z tego powodu uważam, że pomysł Palikota jest nietrafiony nawet, jeżeli przyświeca mu słuszny cel wprowadzenia „świeżej krwi” do polskiej polityki.
W dalszej części przemówienia poseł Palikot stwierdził, że opowiada się za likwidacją lub ograniczeniem subwencjonowania partii politycznych. Stwierdził również, że konieczna jest likwidacja Senatu, zmniejszenie liczby posłów w Sejmie do 300 i likwidacja immunitetu poselskiego. Średnia w krajach zachodu to 1 poseł na 100 tys. mieszkańców – oświadczył Janusz Palikot. Wydaje się, że w/w postulaty są jak najbardziej słuszne, jednak dziwi, że Palikot wysuwa je po tym jak przez 3 lata jego partia była u władzy i mogła je swobodnie wprowadzać w życie (tym bardziej teraz, gdy prezydentem jest Bronisław Komorowski). Nie można się również łudzić, że stowarzyszenie Palikota, nie będące nawet partią polityczną, przy obecnym poparciu społecznym na poziomie 3-4% wprowadzi teraz te postulaty w życie, gdyż nie ma nawet szans na osiągnięcie wyniku, który pozwoliłby im mieć większość, która może zmienić konstytucję.
Kolejny postulat – wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych – zasługuje na pełną aprobatę jako zwiększenie roli demokracji bezpośredniej państwie (pisał o tym wcześniej Bartłomiej Michałowski w artykule „Panie premierze, co z tą ordynacją?”)
Jawność dokumentów
Jawność wszelkiej państwowej dokumentacji to kolejny postulat Palikota, który może zwiększyć zaufanie obywateli do biurokracji państwowej, która zbyt często zapomina, że sensem jej istnienia jest służenie obywatelom. Postulat powszechnego dostępu do dokumentacji może również ułatwić nieco życie polskim przedsiębiorcom (o ile w praktyce ten pomysł miałby całkowicie eliminować obowiązek udowadniania interesu prawnego w sprawie). Przykładem jest tutaj chociażby dostęp do ksiąg wieczystych, który ostatnio został znacznie polepszony poprzez „zmigrowanie” większości ksiąg do postaci elektronicznej (księgi wieczyste można przeglądać na stronie ekw.ms.gov.pl). Nadal jednak, zgodnie z art. 36 ustawy o księgach wieczystych i hipotece, aby przejrzeć akta ksiąg wieczystych (a nie same wpisy) należy urzędnikowi udowodnić interes prawny w sprawie (nie muszą tego czynić jedynie notariusze). Zniesienie tego wymogu ułatwiłoby życie wielu praktykom, w tym prawnikom, którzy w wielu sytuacjach mają problem z dostępem do akt ksiąg wieczystych, których na przykład nie mają wymienionych w pełnomocnictwie od mocodawcy, a których przejrzenie wynikło w czasie badania ksiąg wieczystych innych nieruchomości. Wielokrotnie w takich wypadkach tylko życzliwość urzędnika ratuje prawnika przed koniecznością ponownego odwiedzenia sądu.
1% na kulturę!
Armia jeszcze nigdy nas nie obroniła, to kultura pozwoliła nam przetrwać ciężkie czasy – oświadczył charyzmatyczny Janusz Palikot. Postulat przekazywania 1% na kulturę nie jest – podobnie jak większość postulatów przedstawionych na kongresie – niczym nowym. Jest to hasło, które usłyszeliśmy między innymi na ostatnim Kongresie Kultury Polskiej. Pomimo faktu poparcia elit dla tego pomysłu, uważam, że jest on podwójnie zły. Po pierwsze ze względu na finanse publiczne. Zwiększenie wydatków na kulturę, przy obecnej wysokości długu publicznego (rocznie na obsługę długu wydajemy równowartość 900 km autostrad) będzie oznaczało dodatkowy wydatek finansowany z kieszeni podatników. Elity będą się cieszyć, niestety masy za to zapłacą. Zapłacą także elity, gdyż 1% na kulturę to nic innego jak zwiększenie wydatków „sztywnych”, których nie da się łatwo redukować, co zmusza rządzących w czasach kryzysu do (i) zapożyczania się, albo (ii) ciecia wydatków inwestycyjnych. Tak źle i tak niedobrze, a bezpieczeństwo zbankrutowanej Polski nie zwiększy się – jak chce nam zasugerować Palikot – jeśli wszyscy będziemy słuchać Chopina. Pomysł zwiększenia wydatków na kulturę jest – w mojej ocenie – zły również z innego względu. Należy się zastanowić czy, aby naprawdę rolą polityków i państwa jest wydawanie naszych pieniędzy na kulturę, którą oni (politycy) uznają za wartościową? Liberałowie uznają, że rola państwa powinna być minimalna i ograniczać się do zapewnienia sprawnego funkcjonowania przestrzeni publicznej. Przyjmując takie założenie, wydatki na obronność leżą jak najbardziej w prerogatywach państwa, a wydatki na kulturę – nie. Skoro dzisiejsze państwo nie jest wstanie realizować swoich podstawowych zadań (służba zdrowia, infrastruktura, bezpieczeństwo) to tym bardziej nie powinno brać się za dodatkowe dziedziny życia społecznego. Dla polskiej kultury to smutna konstatacja, ale skoro Polacy dobrowolnie nie chcą finansować jej rozwoju, to nie powinniśmy przy pomocy aparatu państwa zmuszać ich, aby byli bardziej „kulturalni”.
Powszechny dostęp do internetu za darmo
Palikot – w wersji populistycznej – objawił się nam w pełnej krasie w momencie, w którym postulował powszechny dostęp do internetu za darmo. Na pierwszy rzut oka jest to świetny pomysł, który powinien znaleźć szerokie grono zwolenników w społeczeństwie i parlamencie. Uważam jednak, że jest to szczytny cel, osiągany fatalnymi metodami. Można sobie tylko wyobrazić, co kryje się za postulowaną przez Palikota „powszechnością”, bo że „darmowość” będzie płacona z naszych podatków to praktycznie pewne. Jaką infrastrukturę chce poseł z Lublina wykorzystać to już inna kwestia. Czy ma to być infrastruktura państwowa, czy może prywatna, która obecnie jest wykorzystywana przez użytkowników internetu? W pierwszym przypadku będzie to oznaczać bankructwo setek małych dostawców internetu, którzy nie będą wstanie konkurować z państwowym, darmowym internetem. W drugim przypadku będzie to oznaczało drastyczny spadek jakości świadczonych usług, bo gdy prywatni dostawcy dostaną państwowe gwarancje zapłaty za internet to będziemy mogli się pożegnać z tym, że będzie im zależało na tym, aby podejmowali jakąkolwiek konkurencje między sobą. Bez względu na wybór sposobu realizacji, powszechny i darmowy internet w jednym będzie oznaczał niepotrzebną ingerencję państwa w wolny rynek, na co liberałowie nie powinni się zgodzić.
Odzyskać polskie państwo
Z wielu postulatów przedstawionych przez Janusza Palikota na kongresie, chyba najdonośniej wybrzmiały te dotyczące rozdziału państwa i kościoła. Palikot w swoim, niepoprawnym politycznie stylu (nie chcę widzieć wypasionych biskupich brzuchów – grzmiał z mównicy) wyartykułował stanowisko wielu, jak sądzę, Polaków, którzy widzą, że w kwestii świeckości państwa jest w Polsce jeszcze bardzo dużo do zrobienia. Likwidacja lekcji religii w szkołach, usunięcie symboli religijnych z miejsc publicznych (wspólnych wszystkim obywatelom), oraz zaprzestanie subwencjonowania kościoła to postulaty, które każdy liberał musi popierać. Wynikają one przede wszystkim z polskiej konstytucji, która w art. 1 stanowi, że Rzeczpospolita jest dobrem wspólnym wszystkich polaków (a nie tylko katolików). W art. 25 konstytucja stanowi, że władze publiczne Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym. Rozdział państwa i kościoła gwarantuje, że żadne mniejszości nie będą dyskryminowane przez aparat państwowego przymusu faworyzujący jedną religię. Jakość społeczeństwa ocenia się w końcu po tym jak traktuje ono mniejszości. W Polsce mniejszości religijne muszą uznać „wyższość” religii katolickiej, która zdominowała polską klasę polityczną. Kościół katolicki, przy poparciu prawicowych partii politycznych i milczącym przyzwoleniu milionów wyborców narusza permanentnie konstytucję. Ponadto polski katolicyzm nie jest wstanie dokonać samoograniczenia i wycofania się z przestrzeni publicznej. Prywatna sprawa każdego człowieka, jaką jest wiara, od dawna przestała funkcjonować tam gdzie jest jej miejsce, czyli w sferze sacrum. Jeżeli kościół katolicki tego nie zrozumie w porę, Palikot i jego zwolennicy, albo ktoś jeszcze bardziej radykalny, nie tylko zmusi ich do zrobienia kroku w tył, ale może im zaaplikować rewolucję obyczajową w stylu hiszpańskiego zapateryzmu. Wtedy katolicy będą mogli winić nie bezbożne „lewactwo”, a tylko siebie.
Niebo na ziemi
Palikot zwrócił również uwagę na problem przekazywania majątku państwowego kościołowi przez komisję majątkową (gdzie kościół reprezentowany był przez niedawno aresztowanego, byłego agenta SB Marka P.). Kościół katolicki dysponuje w Polsce ogromnym majątkiem. Jak pisała ostatnia „Polityka” („Co kościół ma” – Cezary Łazarewicz), kościół posiada ponad 160 tys. ha gruntów w Polsce – większym posiadaczem jest tylko Skarb Państwa (sic!). Co warte podkreślenia, większość (120 tys. ha) gruntów kościół otrzymał od państwa po 1989 roku. Oprócz ogromnych połaci ziemi, kościół katolicki w Polsce posiada ponad 17 tys. kościołów i kaplic, 1240 przedszkoli i szkół podstawowych, 417 szkół średnich, 69 uniwersytetów i szkół wyższych, 33 szpitale, 244 ambulatoria, 267 domów opieki, 538 sierocińców, 120 oficyn wydawniczych, 300 gazet i czasopism, 50 rozgłośni radiowych (polska ma najgęstsza sieć rozgłośni katolickich w Europie) i 1 ogólnopolską telewizję (TV Trwam). Kościół katolicki, który tak szasta argumentem, że usuwania krzyży z kościołów jest działaniem rodem z komunizmu, nie miał nigdy nic przeciwko ustawie uchwalonej pod ogromną presją polityczną przez komunistów, która zakładała, że to nie niezawisłe sądy będą decydowały o oddawaniu majątku kościelnego zagrabionego w czasach stalinowskich a specjalnie do tego powołana komisja majątkowa (za Gierka komuniści przekazywali ogromne ilości nieruchomości kościołowi katolickiemu, które kiedyś należały do ewangelików – więcej w artykule „Polityki”). Co jeszcze bardziej bulwersujące, kościół katolicki nie ma obowiązku ujawniania swojego majątku, tak więc jego majątek a więc i nadużycia mogą być jeszcze większy (tym bardziej, że jak stwierdził biskup Tadeusz Pieronek, lansowana przez niego od 20 lat polityka jawności finansów kościoła poniosła porażkę).
Rejestracja związków homoseksualnych
Pełne poparcie poseł z Lublina uzyska od liberałów w kwestii rejestracji związków homoseksualnych. Liberalizm zakłada, że jeżeli jakieś zachowanie nie szkodzi innym, a tak jest w przypadku homoseksualizmu gdzie dwie, pełnoletnie i świadome swojej woli i seksualności osoby postanawiają żyć razem w związku, państwo (większość) nie ma prawa narzucać mniejszości własnych standardów moralno-etycznych. W obecnym stanie prawnym osoby żyjące w związkach homoseksualnych, jeżeli nie ustanowiły testamentu (albo gdy testament zostanie uznany za nieważny) nie mają żadnych prawa do dziedziczenia po osobie, która dla nich była najważniejsza na świecie. Partnerzy nie są w żaden sposób uwzględnienie w polskim kodeksie cywilnym w ramach dziedziczenia ustawowego.
Aborcja, in-vitro, antykoncepcja i edukacja seksualna
Janusz Palikot w dalszej części swojego przemówienia wymienił szereg liberalnych postulatów takich jak „środki antykoncepcyjne za darmo”, in-vitro (zapewne chodzi mu o uchwalenie ustawy o in-vitro, albo o jakąś formę refundacji tego zabiegu z budżetu państwa), edukacja seksualna i aborcja. Palikot chce, aby wolni ludzie, w wolnym państwie, bez udziału kościoła katolickiego mogli mieć swobodny dostęp do w/w rzeczy. Była to bardziej deklaracja światopoglądowa niż konkretny postulat z racji swojej ogólnikowości, jednak Janusz Palikot znajdzie tutaj w zdecydowanej większości poparcie dla swoich pomysłów ze strony liberałów. Problem pojawić się może, co najwyżej w kwestii aborcji, gdyż w tym przypadku wolność jednej jednostki (matka) kłóc
i się z wolnością innej jednostki (dziecka). Palikot chce być bardzo liberalny zwiększając dostęp do aborcji, chociaż osobiście uważam, że w aborcji nie ma nic z liberalizmu. Mam zastrzeżenia również do kwestii refundacji środków antykoncepcyjnych. Są one bardzo tanie, więc to chyba nie cena jest w tym przypadku problemem (w Wielkiej Brytanii są one rozdawane za darmo a niechcianych ciąż wśród nastolatków jest bardzo dużo). Sądzę, więc, że prowadzenie powszechnej i profesjonalnej edukacji seksualnej jest o wiele lepszym pomysłem, niż finansowanie przez państwo działalności koncernów produkujących prezerwatywy.
Podsumowanie
Kongres poparcia Janusza Palikota okazał się dużym sukcesem „pijarowym”. Polityk z Lublina pokazał, że stoją za nim tłumy, co z pewnością wzmocni jego podmiotowość polityczną po wymuszonym odejściu z największej partii politycznej w kraju. Pod względem programowym cieszyć musi, że powstaje kolejny, po lewicy, ruch, który nie boi się artykułować postulatów rozdziału państwa od kościoła. W kwestii ustrojowej postulaty Palikota są zbieżne z programem Platformy Obywatelskiej, a więc dzisiaj należy przypuszczać, że w sytuacji w której PO ma prezydenta, to nie „Don Kichot” będzie tym, który będzie je realnie wprowadzał w życie. Zostały one więc poruszone przez Palikota – w mojej ocenie – tylko po to, aby wzbogacić przemówienie, w którym brak było odniesień do gospodarki. Co nie może z drugiej strony dziwić, gdyż mocno antyklerykalny ruch poparcia Palikota, chcąc nie chcąc, ma silne zabarwienie lewicowe (wśród zaproszonych gości mieliśmy m.in. posła SLD Ryszarda Kalisza, czy feministkę Magdalenę Środę). Palikot, jako przedsiębiorca, nie mógłby z czystym sumieniem głosić etatystycznych, lewicowych poglądów na gospodarkę prezentowanych przez swoich gości. Sprytnie je, więc ominął w swoim przemówieniu, skupiając się na kwestii światopoglądowej, która wspólna jest wielu liberałom i lewicowcom, którzy stanowią trzon ruchu poparcia jego osoby. W innych kwestiach trudno byłoby o taką zgodność, co każe nam przypuszczać, że Palikotowi nie uda się z tego ruchu nigdy stworzyć spójnej partii politycznej, która byłaby wstanie wprowadzać postulaty posła z Lublina w życie. A to oznacza, że jego stowarzyszenie w przyszłości może osiągnąć co najwyżej status „partii celowej”, a nie partii dążącej do przejęcia władzy w kraju. Po dotychczasowych dokonaniach innych partii tego typu (Partia Kobiet), można się spodziewać, że na duży sukces polityczny, Janusz Palikot nie ma za bardzo co liczyć.